-Hej. Co wy tu robicie? - spytałam zaspanym głosem.
-Przyszliśmy Cię odwiedzić – powiedziała Amber z bananem na twarzy. Zresztą taj jak inni.
-Co jest? - spytałam i spojrzałam na każdego.
-Widzieliśmy Twoje zdjęcia z Justinem w gazecie – uśmiechnęła się
-A to – usiadłam.
-Opowiadaj – dziewczyny zrobiły to co ja.
-Fajnie było – odpowiedziałam normalnym głosem. Spojrzałam na Amandę. Uśmiechnęła się lekko.
-Chłopaki zobaczcie czy nie ma was w kuchni – powiedziała a chłopaki stali już przy drzwiach – A i zróbcie śniadanie! - zaśmiała się gdy Chris zamknął drzwi.
-No to opowiadaj – ponagliła mnie Carmen
-A co ja mam wam opowiedzieć? Zadajcie pytania. To odpowiem, ale uprzedzam, że nie na wszystkie – powiedziałam.
-Całowaliście się już wcześniej?- zapytała Julia.
-Kilka minut przed zrobieniem zdjęcia – odpowiedziałam.
-Dobrze całuje? - spytała Amber.
-A jak całuje Ryan? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Dobra. To już wiemy jak całuje – uśmiechnęła się.
-Jak się przy nim czujesz? - zapytała Gabriella.
-A jak ty czujesz się przy Chrisie? - spojrzałam na nią ciekawa jej reakcji. Zesztywniała.
-Co? - wydukała.
-Jak się czujesz przy Christianie? - powtórzyłam pytanie a dziewczyny się przysłuchiwały.
-Jak przy przyjacielu – powiedziała nieprzekonująco
-Ach tak. To u kogo spałaś z soboty na niedzielę?
-U Amber – spojrzała na nią. Spróbowałam stłumić śmiech.
-Aaaa. To Chris jest teraz wysoką blondynką – stwierdziłam.
-O matko – westchnęła.
-Nie okłamuj mnie – poprosiłam – widziałam was jak trzymaliście się za ręce
-Oj no dobra. Powiedzieć wam jak się czuję? - wszystkie pokiwałyśmy głowami – czuję się przy nim jak... yy... to znaczy mam motylki w brzuchu, stado motyli – uśmiechnęła się lekko – pamiętasz tego Lucasa? To wnuk Pani Rosmery. I ma dziewczynę. Jest śliczna i mądra. No tak, poznałam ją. On i Ann poznali się gdy mieli zaledwie 5 lat. Miłość od dzieciństwa. Śmiesznie brzmi, c'nie? Ale taka jest prawda. Przeszli trudne chwile. W wieku 16 lat ona miała raka nerki, a miała tylko jedną. Pomińmy to jak jej mama była chora. To chyba rodzinne... – nasze oczy prawie wyszły z orbit – on długo się nie zastanawiał i oddał jej swoją. Przeżyła to. Właśnie dzięki niemu. Nie było pewne czy operacja się uda. Mało brakowało, a straciłaby życie. Uratował ją. Zrobił to, bo ją kocha. Kocha ją z całego serca. Nie mógłby bez niej żyć. Wy sobie nie wyobrażacie co oni musieli wtedy czuć. Kilka kroków od śmierci... Gdyby ona umarła, on nie mógłby bez niej żyć, nie dał by rady bez swojej jedynej, pasującej wręcz idealnie połówki. Dzięki Bogu wszystko się udało i są do tej pory razem – uśmiechnęłam się.
-To jest takie romantyczne – powiedziała Am ze łzami w oczach. Reszta dziewczyn też je miały, nie próbowały nawet ich otrzeć. Ja też nie miałam takiego zamiaru.
-No nie? Cudne – potwierdziła Carmen. Spojrzałam na Gaby.
-Dalej nam nie powiedziałaś jak się przy nim czujesz.
-Jeśli jemu by się coś takiego przytrafiło, oby nie, zrobiłabym wszystko, wszystko, żeby go uratować. Kocham go. tak. Na początku myślałam, że to tylko zauroczenie i, że on mnie nie zauważy pod tym względem Cii – chciałam coś powiedzieć, ale mi nie pozwoliła – i myliłam się. Nie mogłaś mi powiedzieć? Dobra wiem, że on nic Ci nie mówił, ale przynajmniej to, że coś podejrzewasz – uśmiechnęła się lekko – Czuję się przy nim jakbym była w niebie. Czuję się bezpiecznie, jestem pewna, że przy nim nic mi się niestanie – „to tak jak ja przy Justinie”, pomyślałam.
-Dziewczyny a co na śniadanie? - do pokoju wszedł Chris a Gaby spaliła buraka, i spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Wstałam i podeszłam do niego.
-Wystarczą kanapki, żebyście się nie poparzyli – zaśmiałam się.
-Haha, Bardzo śmieszne – odpowiedział.
-Hej Amy – z tyłu pojawił się grecki Bóg. No czyli Justin.
-Cześć – uśmiechnęłam się promiennie.
-Siemka dziewczyny – powiedział do reszty.
-Hej! - odpowiedziały chórem i zaśmiały się lekko.
-Co ty tu robisz? - wypchnęłam ich obojga z pokoju i zamknęłam drzwi. Nie chciałam, żeby Gab czuła się niezręcznie.
-Przyszedłem – spojrzałam na niego z miną AreYouFuckingKiddingMe. Uśmiechnął się – Chris do mnie zadzwonił, bo...
-Bieber – syknął blondyn.
-Później Ci powiem – szepnął mi do ucha Biebs, po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Pokiwałam głową na znak zgody.
-Dobra. Idźcie pomóc Ryanowi a ja idę się przebrać – zakomunikowałam i weszłam do pokoju – Wy sobie tu siedźcie albo idźcie do chłopaków a ja się ubiorę.
Wybrałam
zestaw i poszłam do łazienki. Usłyszałam zamykanie się drzwi co
oznacza, że dziewczyny wyszły. Przejrzałam się w lusterku. Czemu
Justin mnie pocałował? Przecież ja jestem brzydka. Co ja gadam?!
Nie jestem za piękna ale brzydka też nie jestem. Pokręciłam głową
z dezaprobatą, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Po wyjściu
z niego wytarłam się, założyłam bieliznę i ciuchy. Włosy
wysuszyłam i zeszłam na dół ubrana tak:
-To
co na śniadanko? - wkroczyłam do kuchni.
-Zdecydowaliśmy
się na tosty – odpowiedział Ryan.
-Spoko
– usiadłam pomiędzy Justina a Chrisiaka.
-Smacznego
– Butler podał mi talerz.
-Dziękuję
– ugryzłam kawałek – mmm.... pychaa – uśmiechnęłam się i
wcięłam jeszcze ze cztery.
-Musiałaś
być głodna – zaśmiał się Carl.
-I
to jeszcze jak – zawtórowałam mu.
-To
co? Zbieramy się do szkoły? - Carmen wstała od stołu, reszta
zrobiła to samo.
Idąc
do szkoły cały czas się chichraliśmy. Przeważnie z kawałów
Chrisa i Carla. Najlepsze było to jak Beadles przywalił w znak, bo
zapatrzył się na Gaby. Dobra tylko ja i Gabriella to wiemy, bo inni
o czymś zawzięcie dyskutowali. Zajęcia w szkole były dość
nudne. Dlatego, że większość osób się poprawiała. Mi
średnia wychodzi 4.8. hehe. Załapałam się na wyróżnienie
(nie wiem jak tam jest, dlatego napisze tak jak u nas). Justin ma 4.1
też nieźle. Dziewczyny też coś tak koło 4.0, 4.5, 4.9, a chłopcy
no 3.0, 3 coś. No dwa wyjątki, Justin i Chris, który ma 4.0.
Po
lekcjach poszliśmy w dziesiątkę do centrum.
-Idziemy
do kina czy do kręgielni? - zapytał Carl.
-Ja
jestem za kręgielnią – powiedziałam – a wy?
-Ja
też, ja też, ja też – dało się usłyszeć od każdego.
-Załatwione.
Idziemy na kręgielnie – postanowił Justin.
Udaliśmy
się do niej. Oczywiście Bieber zapłacił i nie dał się
przekonać, że się złożymy. Nie, bo Pan Bieber musi zapłacić.
No i to ma sens? Nie to nie, zostanie na ciuchy! Poszliśmy do szatni
po buty. Gdy wszyscy już je mieli poszliśmy na nasze tory. Były
dwa, podzieliliśmy się po 5 osób. Amanda, Carmen, Gaby,
Julia i Amber. Ja, Chris, Carl, Justin i Ryan. Wypadło na mnie, no
niestety muszę być z chłopakami. A może i stety...
Teraz
przyszła kolej na Biebsa. Wziął kulę i położył ją na torze.
To
wszystko wyglądało tak:
-Justin?
Co ty robisz? - spytałam go.
-Nie
widać? Gram – zaśmiał się.
-Ciesz
się, że wszystkie kręgle zbiłeś – pacnęłam go w ramię a on
po raz kolejny się zaśmiał.
Nasza
drużyna wygrał! Heh! I to dzięki mnie! No dobra żartowałam. Mi w
miarę szło... za to Justin i Ryan wymiatali! No weź zbij 5 razy po
kolei wszystkie kręgle? Nie pojmuję tego.
Gdy
wróciłyśmy do domu byłam padnięta. Nie myjąc się
położyłam się spać.
***Dwa
tygodnie później***
Dzisiaj
zakończenie roku szkolnego a jutro do Europy! Mniejsza, do szkoły
ubrałam się w to:
Miało
być raczej na galowo. Czarny i biały jest to może być. Na dole
zrobiłam sobie kanapki i gorącą herbatkę. Po skończonym posiłku
pozmywałam naczynia i usiadłam przed TV. Nic ciekawego nie leciało.
Latałam po kanałach. Czasami zatrzymałam się jak zahaczyło o
nazwisko „Bieber”. Czasami pojawiły się moje i jego zdjęcia
np. z kręgielni, z parkingu szkolnego itp.
-Hej
– usłyszałam za sobą głos Gabrielli. Odwróciłam się
żeby zobaczyć jak wygląda. (tylko bez tego czegoś na głowie)
-Ślicznie
– uśmiechnęłam się do niej.
-Dzięki.
Ty też niczego sobie – rzuciłam w nią poduszką Odrzuciła i
wytknęła mi język. Zadzwonił dzwonek do drzwi.
-To
pewnie chłopaki – powiedziałyśmy obie i się zaśmiałyśmy.
Poszłyśmy obie otworzyć te drzwi. Zobaczyłyśmy w nich
Christiana i Justina.
Chris miał na sobie różową koszulę,
jeansy i czarne adidasy.
A Juss wyglądał niesamowicie, bosko
przystojnie.
-Siemka
– przywitałam się z nimi buziakiem w policzek.
-Cześć
– Chris pocałował Gaby w usta. Wspomniałam, że Christian
poprosił ją o chodzenie? Nie? No to przepraszam bardzo. To już
wiecie. Po randce Gaby przyleciała do domu niczym skowronek (heh).
Cieszę się jej szczęściem. Może i mnie to kiedyś spotka...
-Hej
– powiedział do mnie JB i pocałował w głowę.
-Idziemy
?- spytałam i ruszyliśmy we czwórkę w stronę szkoły.
Christian
i Gabriella szli trzymając się za ręce. Miło popatrzeć jak jest
szczęśliwa. Dawno jej takiej nie widziałam, z tymi iskierkami
radości w oczach.
Przed
szkołą dopadła nas reszta. Dziewczyny miały na sobie śliczne
sukienki. Tylko ja w spodenkach... Justin pocieszał mnie, że
wyglądał najładniej. Gdy tak mówił na mojej twarzy
pojawiały się rumieńce. Poszliśmy na salę gimnastyczną, w
której uroczystość miała się odbyć. Nasza grupka zajęła
cały jeden rządek krzeseł. Gdy któraś osoba od nas szła
po odebranie nagrody, reszta klaskała najgłośniej. Po tym
wszystkim wyszliśmy na parking szkolny. Ostatni raz widzę tą
szkołę. Chodziłam kilka miesięcy a poznałam tu wspaniałych
przyjaciół i nawet polubiłam kilka nauczycielek. Będzie mi
brakowało wygłupów na stołówce i dokuczania
plastikom.
-Amy,
mogę Ci coś pokazać? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Justina.
-Ale
co takiego? - zapytałam ciekawa.
-Jak
ze mną pojedziesz to zobaczysz – uśmiechnął się zachęcająco.
-Ale
gdzie?
-Czy
ty musisz zadawać tyle pytań?
-No.
To czym jedziemy?
-Jezu
dziewczyno. Tym – pokazał na białe Ferrari, na to w którym
prawie pierwszy raz się pocałowaliśmy – a teraz. Nie zadawaj
już tyle pytań.
-Oj
no dobra, dobra.
Otworzył
mi drzwi od strony pasażera, zamknął je gdy usiadłam i po chwili
siedział już na swoim miejscu. Włączył radio i leciała akurat
piosenka Rihanny – Diamonds. Zaczęłam śpiewać i po kilku
wersach przyłączył się Juju. Spojrzałam na niego. Był w swoim
żywiole. Musi to kochać. Wiem, że to kocha.
-Co
się tak przyglądasz? - zerknął na mnie kątem oka.
-Masz
ładne kości policzkowe – odpowiedziałam dalej mu się
przyglądając. Zaśmiał się ale nic nie powiedział.
Nie
wiem ile tak jechaliśmy ale mi się zaczęło nudzić. Klikałam
guzikami radia w samochodzie, po różnych stacjach aż
trafiłam na piosenkę Justina, a konkretnie Favorite Girl. Ona jest
jedną z moich ulubionych. Zaczęłam ją śpiewać. Znałam ją
oczywiście na pamięć. Tym razem JB się nie przyłączył.
Dlaczego? Tego nie wiem. Gdy piosenka się skończyła, spojrzałam
na Biebera.
-Daleko
jeszcze? - nie wytrzymam już.
-Nie
daleko. Cierpliwości – uśmiechnął się.
-Jestem
cierpliwa, do czasu – powiedziałam ciszej. I odkręciłam się do
okna. Zobaczyłam tam piękne jeziorko, wokoło był lasek, mały,
śliczny, drewniany domek. Krajobraz cudowny. Justin zaparkował na
ścieżce wiodącej do domku.
-Jesteśmy
– zakomunikował.
Nie
czekając na to jak otworzy mi drzwi, wyskoczyłam z niego jak
oparzona. Tak świeżego powietrza dawno nie wdychałam. Nie
pamiętam. To było chyba jeszcze w Polsce, jesienią. Poszłyśmy z
Gaby na spacer po lesie, jak to jesienią pora była deszczowa. Weszłam
na drewniany pomost, wychodzący na jeziorko. W wodzie odbijały się
promienie wakacyjnego słońca.
-Pięknie
tu prawda? - Justin przytulił się do mnie od tyłu.
-Pięknie
to mało powiedziane – odwróciłam się do niego w uścisku
– Dziękuję.
-Za
co? - zdziwił się.
-Za
to, że mnie tu zabrałeś, za to, że... po prostu za to, że
jesteś – spojrzałam w jego boskie, czekoladowe oczy.
-Nie
masz za co. To ja powinienem podziękować – podniosłam brew do
góry, na co on się uśmiechnął – dzięki Tobie się
zmieniłem, na lepsze. Dzięki Tobie poznałem co to znaczy się
zakochać. Naprawdę zakochać, poznać co to jest miłość. Myślę,
że odwzajemniona – spojrzał na mnie uważnie, a kąciki moich
ust mimowolnie uniosły się do góry – Kocham Cię, Amy –
po raz pierwszy wypowiedział te słowa.
To tak fajnie brzmi z jego
ust. Te słowa skierowane są do mnie. Właśnie do mnie! Nie do
Amandy, nie do
Seleny, do mnie! To było miło, zajebiście miło, w
końcu usłyszeć te słowa.
-Ja
Ciebie też kocham, Justin – pocałował mnie.
To
nie był pocałunek jak wcześniejsze. Ten był przepełniony
miłością, delikatnością, radością i pożądaniem. Był długi
i namiętny, ale zarazem delikatny i czuły. Po oderwaniu się od
siebie oparł swoje czoło o moje. Spojrzałam głęboko w jego oczy.
-Kocham
Cię – powtórzyłam.
-Kocham
Cię – szepnął, cmoknął mnie jeszcze raz.
Na
naszych twarzach pojawiły się delikatne uśmiechy.
Każdego
człowieka spotykamy w konkretnym celu.
Ktoś
będzie dla Ciebie impulsem do pracy nad sobą.
Ktoś
będzie próbą generalną przed najważniejszym...
a
ktoś będzie właśnie tym najważniejszym...
Najważniejsze,
by nigdy ich nie pomylić.
Koniec...
_________________________________________________________________________________
To już koniec ;( Koniec opowiadania :( :'(
Mam dla was jedno pocieszenie ... :)
To dopiero koniec pierwszej części! ;)
Szkoda, że było tak mało komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Myślałam, że będzie więcej, przeliczyłam się. A szkoda ;(
Mam nadzieję, że pierwsza część się podobała. Może nie wszystkim ale większości.
Dziękuję, dziękuję tym, którzy to czytali <3 Tym którzy komentowali i dodawali mi tym otuchy i weny :)
Jest iskierka nadziei, że chociaż tu będzie ich sporo ;***
I wish... <3
Kocham was!
Ps. Nie wiem kiedy pojawi się następna notka. Nie wiem jak będzie w tym tygodniu, może pojadę do babci albo cioci. A może wyjdzie tak, że ten tydzień będę siedzieć w domu. W każdym bądź razie postaram się pisać na telefonie. Jak wrócę to natychmiastowo wstawię.
Kocham <3 ♥ buziole ;***