środa, 14 maja 2014

II Rozdział 65 "Olśniewająco?"

 - Dwa bilety. Ty i Gaby. Los Angeles.
- Co ty gadasz? – powiedziała Gaby. – Jakie bilety? Jakie Los Angeles?
- Normalne. – uśmiechnęła się i pokazała dwa bilety. Podała nam je.
- Zabukowane na dzisiaj. – spojrzałam na nią.
- Za dwie godziny macie samolot więc radziłabym się spieszyć. –powiedziała mama, a Pattie stanęła przy niej.
- A Jocob, Melanie? – stanęłyśmy razem z Gaby koło siebie i spytałyśmy razem.
- Nie będzie was cztery dni. My nie mamy nic do roboty i się nimi zaopiekujemy. – mama Justina puściła nam oczko. – No lećcie już!
Spojrzałyśmy z Gaby na siebie i z uśmiechami na twarzach pobiegłyśmy na górę się spakować. Jeśli mamy być tam 4 dni to dużo ciuchów nie będę brała. Trzeba zostawić trochę miejsca na nowe ciuszki. No i oczywiście strój kąpielowy. Bez tego się nie obejdzie. Zeszłam na dół z walizką i zaniosłam ją od razu do samochodu. Wróciłam do domu żeby pożegnać się z mamami. Życzyły nam dobrej zabawy. Poszłam jeszcze na górę żeby pożegnać się z Jake’iem. Pocałowałam go w czoło a on słodko zmarszczył nosek. Uśmiechnęłam się i po cichu zamknęłam drzwi.
Na lotnisko odwiózł nas Daniel. Lubię go a na dodatek ma słodki głos i mega talent. Mam nadzieję, że kiedyś zdobędzie sławę. Na lotnisku pożegnałyśmy się z nim przytuliskiem i buziakiem w policzek.  Uśmiechnęłyśmy się do siebie i poszłyśmy na odprawę. Nawet długo nie trwała. Usiadłyśmy na swoim miejscu w samolocie i możemy w końcu odpocząć. Mogłabym zasnąć, ale nie mogłam. Może to z wrażenia albo coś? Nie mam pojęcia, ale siedziałam z opartą głową o siedzenie, zamkniętymi oczami i słuchawkami w uszach. W połowie lotu poczułam szarpnięcia za sweterek. Otworzyłam oczy i wyjęłam słuchawki. Zobaczyłam przed sobą małą dziewczynkę. Miała z 6 lat, góra 9.
 - Cześć mała. – uśmiechnęłam się do niej.
- Hej. Ty jesteś Victoria Beadles, prawda? – zapytała się.
- To ja. – uśmiechnęłam się.
- Mogłabym autograf? – podniosła ręce z notesikiem i długopisem.
- No pewnie. – wzięłam od niej zeszyt i jak to ja, nabazgrałam swoim kurzym pismem swój podpis na kartce.
- Caitlin, tu jesteś. – stanęła przed nami blond włosa dziewczyna. Zapewne jej siostra. Też miała tak koło 15-17 lat. – O boże. To Victoria Beadles… - szepnęła i przyłożyła dłoń do ust.
- We własnej osobie. – puściłam jej oczko.
- Nie wierzę. – szepnęła po raz drugi. Przekartkowałam notatnik i na drugiej kartce dałam swój autograf.
- Jak masz na imię? – zwróciłam się do niej.
- Carmen. – odpowiedziała mała, bo widziała, że jej siostra nie będzie w stanie odpowiedzieć.
- Proszę. – oddałam dziewczynce jej rzeczy. Podziękowała i poszła do swojej mamy, a jej siostra opadła na siedzenie przede mną.
- Przede mną siedzi Victoria Beadles, członkini One Step i dziewczyna, sorry, narzeczona Justina Biebera! – pisnęła a ludzie dziwnie się na nią spojrzała.
- Justin Bieber? Gdzie?! – usłyszałam inną dziewczynę, która rozejrzała się po pokładzie i gdy zobaczyła mnie, mina jej zrzedła. Uuu jak mi przykro.
- Boże kocham was normalnie. Jesteście tak niesamowitą parą! A wasz synek jest przesłodki. – uśmiechnęła się i chyba trochę się uspokoiła.
- Dziękuję. – również się uśmiechnęłam.
Pogadałam z nią trochę. Nazywa się Carmen Rodriguez i jest z Bradford. Czyli z tego samego miasta co Zayn. Fakt zna jego siostrę, Waliyhę, chodzą razem do tego samego liceum. Trochę się podpytałam co tam u niej słychać.
W Los Angeles byłyśmy o 3pm. Pattie załatwiła wszystko. Na lotnisku czekał Mike, jeden z ochroniarzy Jussa. Zabrałyśmy się z nim do hotelu, wjechałyśmy na odpowiednie piętro i weszłyśmy do apartamentu na samej górze hotelu. Weszłam do swojego pokoju i postawiłam walizki, które już stały przy łóżku. Postanowiłyśmy z Gaby przebrać się w stroje kąpielowe i pójść na plażę. Wyjęłam z walizki strój, który na nieszczęście był na samym spodzie, ale zdołałam go wyciągnąć. Założyłam na niego jeszcze spodenki i bluzkę. Wzięłam torbę podręczną i spakowałam do niej ręcznik, olejek do opalania i kocyk. Wyszłyśmy z hotelu i poszłyśmy w kierunku plaży. Daleko nie miałyśmy, bo sam hotel znajdował się prawie nad oceanem.
Plaża była prawie pełna. Znalazłyśmy miejsce i rozłożyłyśmy się tam. Fajnie było znaleźć się wokół normalnych ludzi. W miejscu, w którym nikt Cię nie zna, przynajmniej nie kojarzy. A jeśli już to nie podejdzie.
Opalałyśmy się z Gaby przez godzinę. Było super. Słońce, szum oceanu, piasek, reggae dochodzące z barku. W między czasie rozmawiałyśmy z Gaby, że możemy zabawić się tak jak kiedyś. Z jednej strony tęsknię za tym jak prawie co tydzień chodziliśmy na imprezy, podrywałyśmy chłopaków, nie przejmowałyśmy się w zasadzie niczym. Teraz mamy obowiązki. Dzieci i narzeczonych przede wszystkim. No dobra, ja mam męża. Teraz nie pora na refleksje o życiu. Czas się zabawić.
Po dwóch godzinach wróciłyśmy do apartamentu i postanowiłyśmy pójść na imprezę. Jutro odeśpimy, a dzisiejszy dzień należy porządnie wykorzystać. Zrobiłyśmy sobie ostry makijaż, ubrałyśmy krótkie sukienki i do tego szpilki. Ja założyłam biało czarną sukienkę bez ramion. Gabriella natomiast czarną koszulkę na ramiączka i spódniczkę do tego. Obie wyglądałyśmy świetnie.  Poszłyśmy do pobliskiego klubu. Z zewnątrz było słychać głośno grającą muzykę. Spojrzałyśmy na siebie i z szerokimi uśmiechami na twarzach stanęłyśmy przed ochroniarzami. Pokazałyśmy im swoje dowody i wpuścili nas do środka. Jeden, młodszy, nie był jakoś zbytnie umięśniony, coś koło mojego wieku, gdy przeczytał moje imię i nazwisko dziwnie się na mnie spojrzał. Weszłyśmy do środka i rozejrzałyśmy się wokół. Masa ocierających się o siebie ludzi, podchmieleni. Rówieśnicy. Podeszłyśmy do baru i zamówiłyśmy po Manhattanie. Wzięłyśmy drinki w dłonie i wypiłyśmy kilka łyków. Oparłyśmy się plecami i łokciami o bar i patrzyłyśmy na tańczące osoby.
 - Można prosić? – podszedł do nas jakiś chłopak i wyciągnął do Gaby rękę.
- Jasne – uśmiechnęła się, puściła do mnie oczko i poszli na parkiet. Nie minęła minuta a do mnie też podszedł chłopak z zapytaniem, czy z nim zatańczę. Zgodziłam się.
Przetańczyliśmy całą noc. Pod koniec imprezy ten facet, z którym tańczyłam na samym początku zaczął się do mnie przywalać. Odpychałam go ale to nic nie dało. W pewnym momencie ktoś złapał go za ramię, odwrócił do siebie przodem i przywalił mu w nos. Spojrzałam na mojego obrońcę i rozpoznałam w nim ochroniarza sprzed klubu.
- Mikołaj… - szepnęłam.
- Cześć Wiktoria. – uśmiechnął się.
- Co tu tu…? Miałeś być w Polsce… - zmarszczyłam czoło.
- Praca. – wzruszył ramionami.
- Miki? Boże jak ja Cię dawno nie widziałam! – Gaby się do niego przytuliła. Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Pokręciłam głową. Dobra, wy nie wiecie o co w tym wszystkim chodzi i skąd znamy tego Mikołaja. To tak, nazywa się Mikołaj Starski, jest z Polski. Podczas naszego pobytu w Polsce podkochiwałam się w nim, nawet Gaby mówiła, że miał się mnie spytać czy zostanę jego dziewczyną ale nie spytał się, bo okazało się, że wracamy do Phoenix. Żałuje. Z drugiej strony lepiej, bo według mnie związki na odległość nie mają sensu. Ale mniejsza.
Po tym incydencie pożegnałyśmy się z Nicholasem (z ang. Mikołajem) i wróciłyśmy do hotelu. Zdjęłam sukienkę i założyłam na siebie spodenki i bluzkę Justina na siebie i poszłam w kimę. Noc przespałam spokojnie a wstałam o 10, obudzona przez pukanie do drzwi. Wstałam zaspana i poszłam otworzyć. Zobaczyłam przed sobą jakąś brunetkę.
- Cześć. – na jej twarzy widniał uśmiech.
- Hej. Znamy się? – przeczesałam sobie włosy do tyłu. – Sorry, że taka nieogarnięta, dopiero co wstałam.
- Spoko i nie, nie znamy się.
- W takim razie w czym mogę pomóc? Wejdź. – zaprosiłam ją do środka i zamknęłam drzwi.
- Jestem Katherine Gilbert i jestem od „Teen Vogue’a”. Dyrektor redakcji organizuje dziś wieczorem bal. Dowiedział się, że pani i pani przyjaciółka, jesteście w Los Angeles i chciałby was zaprosić. Proszę. – wyciągnęła przed siebie rękę z dwoma zaproszeniami.
- Z jakiej okazji? – wzięłam je od niej i otworzyłam.
- 20-sto lecie magazynu. – powiedziałyśmy obie na co ona się uśmiechnęła.
- Victoria. – podałam jej rękę.
- Katherine – uścisnęła ją.
- Napijesz się czegoś ?
- Nie. Muszę już iść. – uśmiechnęła się. – Ale mam nadzieję, że zobaczymy się wieczorem. – podeszła do drzwi.
- Bardzo prawdopodobne. – uśmiechnęłam się.
- Victoria? – odwróciła się już na korytarzu.
- Tak?
- To bal maskowy, więc wiesz co robić. – puściła mi oczko i poszła.
Bal maskowy? Ciekawie. Mam nadzieję, że tak będzie. Uśmiechnęłam się do zaproszeń i odłożyłam je na stolik. Poszłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze. Szczerze? Przestraszyłam się swojego odbicia. Włosy stały w każdą stronę świata, makijaż rozmazany. Dziwię się, że tamta dziewczyna, jak jej tam… Katherine, się ciągle uśmiechała i nie przestraszyła. Whatever. Zmyłam makijaż i obmyłam twarz wodą. Wróciłam do swojego pokoju po ciuchy na dziś i poszłam z powrotem do łazienki wziąć prysznic. Po skończonej kąpieli zadzwoniłam do recepcji i zamówiłam coś do jedzenia dla dwóch osób. Poszłam w końcu obudzić Gaby. Uśmiechnęłam się chytrze i wzięłam wazon z kwiatami z salonu. Wyjęłam z niego kwiatki i weszłam do pokoju McCessie. Stanęłam nad jej łóżkiem i wylałam na nią wodę z wazonu.
- Pojebało?! – krzyknęła i poderwała się z łóżka. Odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na mnie morderczym wzrokiem. – radzę Ci uciekać, bo zaraz nie będzie tak miło.
Zaśmiałam się i wyleciałam z jej pokoju do swojego. Zamknęłam drzwi na klucz i śmiałam się dalej. Podeszłam do dużego lustra i przejrzałam się w nim. Stanęłam bokiem i wciągnęłam brzuch. Mogłabym schudnąć, a nie opychać się czekoladą i niewiadomo czym jeszcze. Wypuściłam powietrze z ust ze świstem i walnęłam się na łóżko. Co ja dzisiaj założę? Jedyną sukienką, która nadawałaby się na jakikolwiek bal, była czerwona sukienka, którą dostałam od Amandy. Właśnie… ciekawe co u niej. Podniosłam się na łokciach i wzięłam telefon z szafki nocnej. Weszłam w kontakty i wybrałam numer Amandy. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał… No w końcu!
- Siemka Blondyneczko! – zaćwierkałam do telefonu.
- Vica? Coś ty taka radosna? – spytała i byłam pewna, że się uśmiecha. Chociaż tego nie widziałam.
- A no wiesz… dużo rzeczy się dzieje. Jacob skończył rok, jestem sobie w LA, z Gaby, same. Byłyśmy wczoraj na imprezie, Jake ostatnio trochę chorował. A co u Ciebie?
- Dostałam nową pracę i postanowiliśmy… zaraz… gdzie jesteś?! – wydarła mi się do ucha. Odsunęłam trochę Iphone’a od ucha.
- Kobieto… jaki ty masz głos! A jestem w Los Angeles! – krzyknęłam.
- Nie bój żaby, ty też niczego sobie. – zaśmiała się a ja przyłączyłam się do niej. – A tak poza tym, wyobraź sobie, że właśnie tą pracę dostałam w LA. Jako modelka.
- nie wiedziałam, że chcesz zostać modelką. – uniosłam automatycznie prawą brew do góry.
- Tak jakoś wyszło. – zarechotała do telefonu. – Dobra, niunia odezwę się jeszcze, a teraz muszę kończyć, bo mam drugi telefon.
- Spoko, to pa. – już chciałam się odezwać.
- Stój! Na ile zostajecie w LA? – spytała w ostatnim momencie.
- Jeszcze nie wiemy. – uśmiechnęłam się i rozłączyłam. Zastanawiam się nad tym, żeby nie zostać w LA jeszcze co najmniej cztery dni. Tydzień wolnego mi się należy a tak poza tym, to musiałybyśmy jutro rano już jechać a to zdecydowanie za krótko, jak na dwie zakupocholiczki. Ale nie ważne. Zważając na to, że może zabalujemy tu troszkę dłużej, to wypakowałam ciuchy do szafy. Była zapełniona, bo w sumie nie była jakoś specjalnie duża. Zawiesiłam ostatni wieszak z koszulą w kratę. Moment… czy Amanda powiedziała „postanowiliśmy” ? Że niby ona i kto? Ej a może poznała kogoś nowego, co? Podeszłam do komody, wzięłam telefon i wstukałam wiadomość.
<Z kim i co postanowiłaś? Tori x.”>
Musiałam chwilkę poczekać aż łaskawie ruszy tyłek i odpisze ale w końcu odpisała.
<Ja + Ryan. Los Angeles + mieszkanie = razem. Wiesz? : )  >
Wytrzeszczyłam oczy na wierzch i wyleciałam z pokoju.
- Gaby! Gdzie jesteś? – zatrzymałam się w salonie i rozglądałam się dookoła.
- Co jest? – wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem z mokrymi włosami.
- Mam nadzieję, że masz na sobie bieliznę. – spojrzała na mnie z miną „do rzeczy”. – Dobra, mam newsa.
- Powiesz w końcu ?
- Amanda jest z Ryanem! – pisnęłam.
- Że co?! A co z Amber? – zapytała a ja wzruszyłam ramionami. Opadłam na kanapę i wystukałam w telefonie, że życzę powodzenia. Odłożyłam telefon na stolik i położyłam się na sofie. Patrzyłam się na wzorki na suficie.
- Gaby?
- Co znowu? – spytała z łazienki.
- Nic. – odpowiedziałam i nie odzywałam się przez chwilę. – Zauważyłaś, że nasza paczka się rozjeżdża w różne strony świata?
- Możesz nie przesadzać? Większość jest w stanach.

- No i co z tego? My z Caitlin jesteśmy w Atlancie, no Justin i Chris pewnie teraz gdzieś w Europie. Heh, Ryan z Amandą w Los Angeles, Carmen z Carlem dalej siedzą w Stratford, Amber jest w Londynie i jak się ostatnio dowiedziałam nieźle dogaduje się z Danielle i Perrie, chłopaki mają mini trasę po Azji, Julia z Maxem wyjechali do Meksyku i robią kariery aktorskie.  – powiedziałam tylko i wyłącznie na dwóch wdechach.
-Przynajmniej się rozwijają nie to co my. – włączyła suszarkę do włosów.
- Może i masz rację? – powiedziałam ciszej i wątpię, że usłyszała.
- Ale popatrz na to z drugiej strony. – wyłączyła suszarkę i wyszła z nią do salonu na tyle ile pozwolił jej kabel. – Masz męża, ja narzeczonego. Obie mamy dzieci, ty przystojnego synka ja śliczną córeczkę. – uśmiechnęła się. – Masz zapewnioną przyszłość, a znają Cię miliony osób. Jesteś sławna. – odpowiedziała i z powrotem schowała się w łazience. Uśmiechnęłam się i zatęskniłam za Jacobem i Justinem. Po raz czwarty tego dnia wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer do Pattie. Pierwszy sygnał, drugi sygnał… piąty sygnał i się rozłączyłam. Najwidoczniej bawi się z Jake’iem albo Melanie i nie słyszy telefonu. Spróbowałam zadzwonić do mamy ale numer był poza zasięgiem. Wzniosłam oczy ku górze, wzięłam wdech i wybrałam numer Justina. Jeśli on nie odbierze to nie będę się do nich odzywać. Dobra przesadzam.
- W końcu ktoś łaskawie odebrał ode mnie telefon. – powiedziałam do słuchawki kiedy Justin odebrał.
- Ładne przywitanie. Cześć kotku – przywitał się. Fajnie było usłyszeć jego głos, zaspany ale mimo to.
- Hej. Sorki no ale dzwoniłam do mamy i Pattie ale nie odbierały i powoli się wkurzałam, a chciałam pogadać z nimi trochę. No i z Jacobem.– odpowiedziałam.
- To gdzie ty jesteś? – zapytał zdziwionym głosem. 
- Um… - podrapałam się po karku.
- Victooriaaaaa – przeciągnął.
- Ugh no dobra, jestem w LA. Pattie z Sandi zrobiły nam, mi i Gaby, taką niespodziankę i zafundowały nam wyjazd. – powiedziałam. – do Spa. – dodałam i zagryzłam dolną wargę.
- To dobrze, w końcu sobie odpoczniecie.
- A ty? Gdzie teraz jesteś? – spytałam i założyłam nogi na stolik.
- Tori! Nogi ze stolika! – krzyknęła Gaby z kuchni. Jakim cudem ona zawsze to wie?! Ja się pytam?
- Już! – odkrzyknęłam i zdjęłam je. – I co się Czopku śmiejesz? – zapytałam go i po chwili śmiałam się razem z nim.
Fajnie było znowu usłyszeć jego głos. Powtarzam się ale to szczegół. Pogadałam z nim z godzinkę i potem się rozłączył, bo był w Indiach i była 1 w nocy jak skończyliśmy gadać. A on po koncercie to był zmęczony. Fajnie ma. Jak byłam w Indiach to nie pozwiedzałam sobie. Muszę się tam kiedyś wybrać. Jak skończyliśmy gadać u nas była 17. Zostały jeszcze trzy godziny do balu. Kur…de
- Bal! – krzyknęłam na cały głos a Gabriella spojrzała się na mnie jak na wariatkę, która uciekła z psychiatryka. Do naprawdę porządnego psychiatryka. – No co?
- Jajeczko. O jakim ty balu gadasz? – strzeliłam facepalm’a.
- Zapomniałam Ci powiedzieć. – wstałam z kanapy i podeszłam do szafki pod telewizorem. Wzięłam z niej dwa świstki i podałam jeden Gabs. – Dzisiaj przyszła jakaś dziewczyna, jak dobrze pamiętam nazywała się Kate, ale to najmniej ważne. W Teen Vogue dowiedzieli się, że jesteśmy w LA i zaproponowali nam przyjście dzisiaj wieczorem na bal maskowy z okazji 20-lecia magazynu. – wzruszyłam ramionami.
- Dzisiaj? – uniosła brew do góry a ja pokiwałam głową. – W co ja się ubiorę? – poderwała się z kanapy i poleciała do swojego pokoju. Zaśmiałam się i zrobiłam to samo co ona.
Wyciągnęłam z szafy czerwoną sukienkę. Przymierzyłam ją do siebie i wydawało się, że się w nią zmieszczę. Powinna. Zdjęłam bluzkę i spodnie i założyłam ją na siebie. Muszę zrzucić kilogram lub dwa, ewentualnie pięć. Patrzyłam tak na siebie i wydawało mi się, że czegoś tu brakuje. No tak, maski to oczywiste ale jeszcze czegoś. Coś co by idealnie pasowało i najlepiej czarnego. Poszłam do Gaby i zapytałam się jej czy aby przypadkiem nie wzięła tych swoich czarnych rękawiczek. Pokręciła przecząco głową a mi mina zrzedła. Zeszłam do recepcji i spytałam się młodej dziewczyny, chyba praktykowała, bo nadzorowało ją jakieś stare, wścibskie babsko. Dziewczyna, Boże już ją kocham!, akurat dzisiaj miała czarne i do tego długie rękawiczki. Podziękowałam jej i wydaje mi się, że nawet ucałowała, na co się ze mnie śmiała. Wróciłam do apartamentu i zrobiłam sobie makijaż. Włosy lekko podkręciłam a usta pomalowałam czerwoną szminką. Na to błyszczyk. Założyłam rękawiczki na ręce i maskę(którą także wcześniej, pożyczyłam od Maite(recepcjonistki, tej samej), która wzięła ją z biura rzeczy znalezionych. Powiedziała, że nikt się po nic nie zgłasza. No, chyba, że są to telefony, wtedy tak) Pasowała idealnie. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze.
- Gotowa? Możemy iść? – weszłam do pokoju Gabs i wytrzeszczyłam oczy. – Wow. Wyglądasz…
- Olśniewająco? – zaśmiała się a ja dołączyłam do niej po chwili.
- Skąd wytrzasnęłaś to cacko? – podeszłam do niej.
- Szczerze ? Była schowana w szafie. – powiedziała a ja się głośno zaśmiałam.
Wyszliśmy z budynku i czekała na nas limuzyna, w której siedziała Katherine. Przywitałam się z nią, a ona przedstawiła się McCessie jako pierwsza. Podjechaliśmy pod jakiś hotel. Weszłyśmy do holu. Kate przywitała się z dziewczyną na recepcji. To była młoda blondynka z kręconymi włosami. Uśmiechnęła się do mnie co ja odwzajemniłam. Weszłyśmy do windy i założyłyśmy maski na nasze twarze. Zatrzymała się na najwyższym piętrze, od razu było wyszliśmy do jakiej Sali. Było pełno ludzi w maskach, sukniach i garniturach. Pod ścianami były ustawione stoły z przekąskami, obok windy kieliszki z szampanami, na środku było miejsce do tańczenia. Rozejrzałyśmy się, wzięłyśmy kieliszki i weszłyśmy w tłum. Jako jedyny maski nie miał dyrektor redakcji. Uśmiechał się do wszystkich i witał ich.
- Witam pani Victorio! Witam również Ciebie, Ariel. – podszedł do nas starszy i siwiejący mężczyzna.
- Dobry wieczór. – odpowiedziałyśmy i uścisnęliśmy sobie dłonie. – Ale czemu Ariel? – zapytała Gaba.
- Jesteś Gabriella, prawda? – spytał a ona potwierdziła ruchem głowy. – Moja wnuczka ma tak na imię. Uwielbia Małą Syrenkę i tak jakoś. – uśmiechnął się.
Faktycznie śmieszny człowiek. Po półgodzinie podszedł do mnie jakiś mężczyzna i poprosił mnie do tańca. Przetańczyłam całą noc. No prawie.
Poszłam nalać sobie pączu. Obok mnie stała jakaś para, całująca się, chichrająca. Wytężyłam słuch, bo głos chłopaka wydawał mi się znajomy. W końcu wzięłam się na odwagę i złapałam go za ramię. Odwrócił się do mnie.
- Znamy się? – zapytał, a ja zdjęłam maskę. – Victoria. – powiedział i sam zdjął maskę. Na mojej twarzy jak i na jego wymalowało się zdziwienie. 
__________________________________________________________
Hej! :)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba ^_^ 
Jak myślicie kogo spotkała Victoria, hę? Propozycji oczekuję w komentarzach :p 
Mi się rozdział podoba, bo ma AŻ 9 stron :o ale szybko się w miarę pisało ;) 
Czekam na komentarze :) Gdy je czytam, to naprawdę dodają mi takiego powera do pisania, że wam mówię :p :)
Love ya all! <3
Ps. Dziękuję, za komentarze pod poprzednim rozdziałem <3 Jesteście kochane <3 

5-7 komentarzy = nowy rozdział!!

środa, 7 maja 2014

II Rozdział 64 "Sto pierwszy raz nie zaszkodzi. "

-        Ja… ja… ja nadal go… kocham, Tori. – spojrzała na mnie z zapłakanymi oczyma. Nie miałam pojęcia co zrobić. Patrzyłam na nią i poprawiłam sobie Jacoba na kolanach.
-        Liama? – spytałam a ona kiwnęła głową. – Powiedz mu to. – wzruszyłam ramionami. 
-        Przecież… on ma dziewczynę. – wytarła policzki od łez.
-        No tak, ale jeśli będziesz to skrywać nic Ci to nie pomoże. A to jest najlepsze wyjście. – uśmiechnęłam się lekko.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę i pogadałyśmy, ale już nie o tym. Po dwóch godzinach gadania z Danielle do domu wrócili chłopcy, Zayn, Niall i Harry. Louis z Eleanor pojechali do Manchesteru na dwa dni a Liam z Sophie poszli do kina. Powiem wam, że w takim gronie to ja mogę przebywać. Było na luzie i jest spoko. Nie lubię gdy atmosfera jest napięta, wręcz tego nie znoszę.
Włączyłam laptopa i internet. Kilka sekund później dzwonił do mnie Justin na skypie. Uśmiechnęłam się i odebrałam.
-        Czeeeść skarbie. - dało się od razu usłyszeć głos Justina.
-        heeej - przesłałam mu buziaka w powietrzu.
-        Chce w realu - zrobił podkówkę z ust.
-        To kiedy synka odwiedzisz, hę ? - uśmiechnęłam się - patrz Jakie, to tatuś. - pokazałam małemu tatę na ekranie.
-        tatuuuś - powiedział mały i dotknął ekran rączką. Uśmiechnęłam się.
-        Mam taką ochotę was wyściskać ile mam tylko sił.
-        Ja mam tak samo. - uśmiechnęłam się i pocałowałam Jake'a w głowę, i spojrzałam na Biebsa. Pogadaliśmy jeszcze z pół godziny bo musiał iść się przygotowywać do koncertu. Mam nadzieję, że szybko się zobaczymy.
Zeszliśmy z Jacobem na dół. Zrobiłam mu zupkę do jedzenia i posadziłam na krzesełku. Sama stanęłam przy oknie i patrzyłam na ludzi. Nie wiem ile tak ale musiał być kawałek bo Jake zwalił pustą miseczkę na podłogę. Uśmiechnęłam się do swojego pomysłu.
Sprzątnęłam po synku i wyciągnęłam telefon.
-        Hej Li... No mam prośbę... Możesz przyjechać? Nom. Muszę pogadać... dzięki, jesteś kochany.
Zakończyłam rozmowę i wyszukałam Danielle w kontaktach. Powiedziałam żeby do mnie przyjechała. Zgodziła się. Mój plan się powodzi jak na razie. uśpiłam Jacoba i położyłam w łóżeczku. Usnął. To był czas na jego drzemkę. Mam nadzieję, że prędko się nie obudzi. Nie powiem, daje mocno popalić czasami.
Dani przyszła 10 minut po tym jak do niej zadzwoniłam. Poszłyśmy do siebie do pokoju i zaczęłyśmy gadać.
Liam przyszedł jakieś 20 minut później. Wszedł do mojego pokoju i normalnie ich oboje zamurowało.
-        To wy tu sobie pogadajcieeee - podeszłam do drzwi i popchnełam Liama bardziej w stronę Danielle.
-        Zatłukę Cie. - powiedziała Peazer do mnie.
-Tak, tak. Kiedyś mi za to podziękujesz. - puściłam jej oczko i szybko zamknęłam drzwi. Usłyszałam uderzenie poduszki w drzwi i chichot Liama.

***Danielle***

Siedziałam z poduszką przyciśnięta do brzucha i wpatrywałam się w jego ręce. Siedział na przeciwko mnie i bawił się nimi, co oznacza że się denerwuje.
-        Czym się tak denerwujesz? - to ja pierwsza zabrałam głos.
-        Nie denerwuje się. - staraj się by jego głos brzmiał normalnie. Może inni by się na to nabrali ale nie ja...
-        Nie kłam. Widzę. Jesteśmy przyjaciółmi, chyba - to chyba już szepnęłam. Poczułam jego ciepłe palce na mojej żuchwie. Podniósł mi głowę tak żebym na niego patrzyła. Był tak blisko. Miałam ochotę go pocałować, a on na domiar złego jeszcze się przysuwał. W ułamku sekundy poczułam jego ciepłe usta na swoich.
-        Nie - oderwałam się od niego.
-        Czemu?
-        Masz dziewczynę - opuściłam głowę.
-        Danielle... Słuchaj. Myślałem że to jest miłość ale jednak się myliłem. Czemu nie związałaś się z nikim?
-        Pamiętasz? Kiedyś obiecałam Ci *Na zawsze Twoja*. Nie wiem jak dla Ciebie ale ja zawsze dotrzymuję obietnic. - uniosłam lekko kąciki ust.
-        Kocham Cię. - powiedział a ja automatycznie podniosłam na niego zdziwiony wzrok.
-        Co?
-        Nie byle komu to mówię . Sophi powiedziałem to raz. Jeden jedyny raz. Tobie? Nie zliczę tego. Kocham Cie Danielle Claire Peazer. Kocham Cie... - szepnął i pocałował mnie jeszcze raz. Namiętnie ale zarazem tak delikatnie... Tak cholernie mi go brakowało. Jego pocałunków, jego głosu, jego zapachu, jego słów... Jego całego. Poleżeliśmy z jakieś 2 godziny i opowiadaliśmy sobie co się u nas działo. Postanowiliśmy na razie nie okazywać się z naszymi uczuciami przed innymi. Jedynie przed Victorią. Jej powiemy, w końcu dzięki niej pogadaliśmy i zrozumieliśmy to co tak naprawdę nas trapiło przez te dwa lata. Po dwóch i może pół godzinie zeszliśmy na dół. Usłyszeliśmy pisk Tori i zbiegliśmy po ostatnich kilku schodkach.  Staliśmy w wejściu do salonu. Spojrzeliśmy na tą osobę co wywołała pisk Vici i spojrzeliśmy na siebie uśmiechając się.  Potem znowu przenieśliśmy wzrok na nich.

***Victoria***
Zeszłam na dół i usiadłam na kanapie z bananem na twarzy i nadzieję, że Dani i Li będą ze sobą. Z jednej strony nie dobrze, bo Liam jest z Sophią, ale miłość nie wybiera. Siedziałam przed telewizorem i wpatrywałam się w teledyski  na MTV i myślałam o związku Sophi i Liama. Widziałam ich tylko raz jak się całowali. O ile można to było nazwać całowaniem, ale to pozostawmy. Dobra nie chce mieszać się w ich związek. A to, że pomogłam(być może) z powrotem Danielle i Liamowi się zejść to nie jest się mieszanie w czyjeś sprawy, prawda? Usłyszałam otwieranie się drzwi.
-        Jak było  na spotkaniu? – zapytałam, będąc pewna, że to chłopcy.
-        Na spotkaniu może nie, ale było super. – otworzyłam szeroko oczy słysząc ten głos. Odwróciłam głowę do tyłu i pisnęłam na jego widok. Przeskoczyłam kanapę a Justin się śmiał, bo prawie się wywaliłam, ale się nie wywaliłam, dzięki niemu.  Wskoczyłam na niego i objęłam rękami jego kark. – Mój Miś Koala. – szepnął mi w szyję.
-        Co? – szepnęłam.
-        Wtuliłaś się jak Miś Koala. – zaśmieliśmy się oboje.
-        Tęskniłam. – powiedziałam i wciągnęłam powietrze. W końcu mogłam poczuć jego zapach.
-        Wiem. – przycisnął mnie bardziej do siebie.
Zamknęłam oczy po raz kolejny wdychając jego zapach. Po chwili je otworzyłam i zobaczyłam uśmiechającego się Payne’a i Danielle. Również się uśmiechnęłam i odsunęłam od Justina. Uśmiechnęłam się do niego i cmoknęłam w usta.
-        Bravo, bravo. – usłyszałam Liama. Justin odwrócił się w ich stronę. – Cześć. – powiedział Payne.
-        Siemka, stary.  – podszedł do niego i przytulili się po męsku. Dani podeszła do mnie i stanęłyśmy patrząc się na chłopaków.
-        Wszystko po mojej myśli? – szepnęłam do niej a ona potwierdziła to ruchem głowy co wywołało na naszych twarzach uśmiechy.  
-        Co? – spytali razem gdy spojrzeli się na nas.
-        Nic. – odpowiedziałyśmy również razem i uśmiechnęłyśmy się. Zaśmiali się a my spojrzałyśmy na siebie. Whatever.
-        Jesteście głodni ? – spytałam i jak nigdy nic poszłyśmy do kuchni z Dani.
Zrobiłyśmy im coś ostrego do jedzenia. Liam tego nie lubi a Justin średnio.  Śmiałyśmy się jak Liam ugryzł kawałek i… o matko tego nie da się opisać. Wierzcie mi albo nie, wyglądało to komicznie. Podczas obiadu Justin pytał się o Jacoba, ale powiedziałam mu, że śpi. Po tym jak zjedliśmy wybraliśmy się bardzo daleko, bo aż na kanapę w salonie. Zalegliśmy na niej na prawie pół dnia.
Jakoś przed 6pm do Liama zadzwonił Zayn a do Danielle Eleanor z powiadomieniem ich o jakiejś imprezie. Oboje wycofali się z tej okazji wyjścia gdzieś. Eleanor może po części się domyślała o co chodzi a Zayn to chyba nie.
Natomiast Dani zaproponowała, że wyciągnie Liama do siebie i będziemy mieli wolną chatę. Justin zgodził się od razu a ja żeby się z nim trochę podrażnić, stawiałam lekki opór i powiedziałam, że się zastanowię. Zostawiłam tą decyzję na ostatni moment.
Siedziałam wtulona w Biebera kiedy Jacob się rozpłakał, co oznaczało, że ma dość spania. Chciałam wstać ale Justin mi nie pozwolił. Pocałował mnie w czoło i sam poszedł. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam uśmiechającą się Danielle, która była wtulona w Payne’a. Brakowało im siebie. Widać to po nich. Ich wyraz twarzy zmienił się zupełnie. Usłyszałam kroki i odwróciłam się powoli. Zobaczyłam dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Cały mój świat. Juss uśmiechał się szeroko. Pogłaskał małego po główce i pocałował go w nią. Usiadł obok mnie i splótł nasze ręce. Podniósł je do góry i pocałował zewnętrzną stronę mojej dłoni.
-        Kocham Cię.  – patrzył mi prosto w oczy.
-        Wiem. – uśmiechnęłam się i oparłam głowę o jego ramie.
Było cicho więc Jake zasnął jeszcze raz. Z jednej strony się cieszyłam z drugiej strony byłam pewna, że w nocy nie da nam żyć. Godzinę później Danielle i Liam wyszli z domu. Podziękowałam jej skinieniem głowy i lekkim uśmiechem, odwzajemniła gest i wyszła pierwsza. Pół godziny później wyszedł Liam. Wytłumaczyli nam, że nie chcą się ujawniać przed nikim. Wiemy o tym tylko my. Ja i Justin. Cieszyłam się, że w pełni nam zaufali. Mega się cieszę z tego, że znowu są razem, z drugiej strony nie, bo  Liam nie zerwie na razie z Sophią. Jest między młotem a kowadłem. Kocha Danielle ale nie chce zranić Smith. Wcale nie zazdroszczę mu takiej decyzji.
Położyłam Jacoba o 11 wieczorem spać do łóżeczka. Ale coś mi nie pasowało. Za dużo spał… a może dlatego, że tata go dziś tak wymęczył? Nie mam pojęcia, zobaczymy jutro. Weszłam do mojej sypialni i podeszłam do komody. Wzięłam zdjęcie moje i Justina. Dzień zrobione przed tamtym sylwestrem kiedy miał wypadek. Poczułam oplatające mnie ramiona wokół tali. Po chwili jego oddech na mojej szyi.
Odwróciłam się do niego i wpiłam się w jego usta. Brakowało mi go jak cholera. Jego dotyku, jego ust, jego zapachu…  Obiecał mi kiedyś, że pewnego dnia będziemy wracać do jednego domu, zasypiać i budzić się w jednym łóżku. Jeść śniadanie w jednej kuchni. Parzyć sobie nawzajem kawę po nieprzespanej nocy. Dawać sobie całusa przed wyjściem. Dzwonić do siebie tysiąc razy, wtedy gdy jesteśmy osobno, a potem znów wracać do siebie. Obiecał mi to. I dotrzymał słowa. Pewne jeszcze cały czas dotrzymuję. I mam nadzieję, że będzie je dotrzymywał jak najdłużej.
Zawsze zastanawiałam się czym jest miłość? Od małego. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że miłość polega na kłóceniu się i godzeniu, na wytykaniu sobie błędów i wybaczaciu, na milczeniu i rozmowie, na słuchaniu i mówieniu,  na pewności i zwątpieniu,  na byciu razem i byciu daleko od siebie. Jeśli potrafimy pomieścić w sobie te skrajności to znaczy, że dojrzeliśmy do kochania drugioej osoby i bycia kochanym.  Taka jest moja teza. Inni mogą myśleć o niej co chcą.
Położyłam się na nagiej klatce Justina. Nasze oddechy były przyspieszone. Pocałowałam go w klatkę, a on bawił się moimi włosami.
-        Jesteś niesamowita. – powiedział.
-        Wiem, mówiłeś mi to dzisiaj 100 razy. – zaśmiałam się z niego.
-        Sto pierwszy raz nie zaszkodzi. – dołączył do mnie.
Leżeliśmy tak kawałek w ciszy. Nie, nie była niezręczna, było wręcz przeciwnie.
-        Wiesz co? – spytał po chwili.
-        Mm?
-        Chciałbym mieć drugie dziecko. Najlepiej dziewczynkę.
-        Justiin… Rozmawialiśmy o tym. – westchnęłam.
-        No wiem, ale…
-        Nie ma żadnego ale.  – podniosłam się i spojrzałam na niego.
-        No ale jeśli byś zaszła, to co wtedy, hm? – założył mi kosmyk włosów za ucho.
-        Urodzę. – odpowiedziałam a on uśmiechając się wpił się w moje usta. Przekręcił mnie tak, że byłam pod nim. – Debil. – zaśmiałam się kiedy oderwał się ode mnie.
-        Za to Twój. – ponownie wpił się we mnie. Powoli jego pocałunki schodziły coraz niżej.

*** Miesiąc później***

Jest kwiecień.  Justin pojechał następnego dnia, czyli 1 marca. Pół dnia jego urodzin spędziliśmy w 10 w domu chłopaków. Było super, ale na wieczór musiał już jechać w dalszą trasę.
Ja osobiście jestem już w Atlancie. Przez te dwa miesiące odzwyczaiłam się od ciepła. Porównajcie sobie pogodę w Londynie i tu. Masakra. Zdecydowanie wolę tutejszą pogodę.  Jacob kończy za dwa tygodnie roczek.  Robimy małe przyjęcie. Mam być ja, Justin, Chris z Gaby i Melanie, Caitlin i Daniel. Takie małe przyjęcie. 
A co do nowości w Atlancie. Dowiedziałam się, że niedaleko naszej  posesji, dom kupiła Victoria Justice. Lubię ją i faktycznie ma talent. Ostatnio obejrzałam sobie kilka jej teledysków i przesłuchałam piosenki. Cieszę się, może się spotkamy? Jeszcze nie miałam takiej okazji. Ciekawe jaka jest naprawdę. Nie lubię oceniać „książki po okładce”. Może będę miała okazję się przekonać? Zobaczymy.
Jak ja się stęskniłam za tym małym brzdącem! Złapałam  małą w ręce i podniosłam do góry okręcając się kilka razy wokół osi. Serio. Po wyściskaniu jej, odstawiłam ją na podłogę i pozwoliłam jej przywitać się z, w pewnym sensie, bratem a sama przywitałam się z Gabriellą. Matko boska jak ona wychudła!  Oszalała czy jak? Dobra, później sobie z nią porozmawiam. Zostawimy to na potem.
Nie miałam dużo rzeczy.  Tamte ciuchy, moje i Jacoba, kazałam dziewczyną oddać dla pobliskiego sierocińca. Cieszę się, jeśli im się przydadzą. Zdecydowanie wolę takie rozwiązanie.
Wyszłam na dwór i położyłam się na leżaku. Jacob siedział z Melanie w namiocie, Chris z Justinem w trasie a Gabriella z Caitlin na zakupach. Zsunęłam z głowy na nos okulary przeciwsłoneczne i podniosłam książkę do góry. Aktualnie czytam „Błękitnokrwistych” Melissy de La Cruz. Jest o wampirach błękitnej krwi. I Po części miłości Shuyler i Jacka, która, jak na razie, jest niespełniona.
Dni leciały rutyną. Wstanie, zjedzenie śniadania, ubranie i nakarmienie Jacoba, posiedzenie przed telewizją, zabawa z Jacobem i Melanie, rozmowa z Gaby, uśpienie Jake’a, chwila spokoju, zrelaksowanie się, spanie. Cały dzień.
Urodziny Jacoba były super. Byli wszyscy, których się spodziewałam. Ale byli  też Ci których, w ogóle nie przypuszczałam, że przyjadą. Przyleciała Danielle i Eleanor. Jake strasznie się ucieszył na ich widok. Z resztą ja i Gaby tak samo. Zostały na kilka dni. Wyszłyśmy na miasto, pochodziłyśmy trochę, ale zdecydowałyśmy wrócić do domu i w nim się ponudzić z dzieciakami, niż w centrum same. Byłam strasznie ciekawa jak tam Bieber po trasie. Jeszcze tylko dwa miesiące i będzie przerwa. Kurde, najgorsze jest to, że przez następne dwa miesiące jego suportem będzie Becky G. Nie mam pojęcia jaka ona jest, ale mam jakieś złe przeczucia. Ale to są tylko przeczucia, może w ogóle tak nie będzie ? Miejmy nadzieję.

Ugh… podniosłam się z kanapy i zaczęłam chodzić z Jacobem na rękach. Kołysałam go na rękach i przytulałam.
-        Jacob… Ciiii, przestań już. Błagam Cię przestań beczeć. – szeptałam mu do ucha. – Kochanie, proszę. – jęknęłam. Kolejny dzień z rzędy cały czas płacze.
-        Gorączka mu nie spada? – do salonu weszła Pattie. Zaprzeczyłam głową i przycisnęłam główkę Jacoba do swoich ust, dalej kołysząc.
-        Słychać go w całym domu. – dołączyła do niej mama. Zjechały się dzisiaj rano, pomijając to, że Gaby powiadomiła je, że sobie nie radzę. Ja sobie nie radzę? Normalne jak dziecko jest chore.
-        Justin często miał gorączkę i chorował jak był mały. – powiedziała Patricia i podeszła do mnie. – Daj mi go. – uśmiechnęła się lekko i wyciągnęła ręce po Jacoba. – Daj mi go a ty sobie odpocznij. Weź kąpiel albo coś w tym stylu. Dobrze Ci to zrobi. – puściła mi oczko i przytulając Jacoba poszła na górę.
-        Eh… - westchnęłam i opadłam bezwładnie na kanapę. – Jestem wykończona.
-        Domyślam się. – przekręciłam głowę w prawą stronę i zobaczyłam mamę. Uśmiechnęła się. – chodź tu do mnie. – wtuliłam się w nią jak małe dziecko.
-        Tęskniłam. – powiedziałam.
-        Ja też, skarbie, ja też. – pocałowała mnie w głowę i odgarnęła grzywkę z czoła. Posiedziałyśmy w takiej pozycji chwilę i później ja poszłam do swojego pokoju. Zmarszczyłam czoło, bo z łazienki dochodził odgłos płynącej wody. Otworzyłam drzwi od łazienki i zobaczyłam Pattie siedzącą z Jacobem na rękach. Bujała nim a Jake nie płakał.
 -  Gorączka spada. – uśmiechnęła się mama Justina.
-        Dzięki. – szepnęłam bo zauważyłam, że mały śpi. Odwzajemniłam gest.
-        Zamknij drzwi. Posiedzę z nim jeszcze trochę. – pokiwałam głową i wycofałam się stamtąd. Oparłam się o drzwi i spojrzałam w górę. Dzięki Bogu.
Wyciągnęłam z szafy czarne spodnie i białą bokserkę. Poszłam do łazienki  ogólnej i tam wzięłam prysznic.  Założyłam na siebie wybrane rzeczy i wysuszyłam włosy. Nie malowałam się. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Oparłam się o umywalkę i wzięłam głęboki wdech i wydech. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze i powiedziała „nie jest tak źle”. Przez ostatnie trzy tygodnie wyglądałam koszmarnie, pomijając przyjazd Justina. Włosy w nieładzie, dresy i za duża koszulka Biebsa. Chciałam wziąć się w garść, pójść do kosmetyczki ale byłam tak zmęczona tym wszystkim, że w ogóle nie miałam ochoty na jakiekolwiek wyjście poza dom.
Zeszłam na dół, do salonu ale tam nikogo nie było, więc udałam się do kuchni, skąd dochodziły głosy.
- Hej – powiedziała Gabriella i upiła łyk kawy.
- Cześć. Też mogę prosić? – spojrzałam proszącym wzrokiem na mamę.
- Oczywiście. – uśmiechnęła się.
- Dzięki. – usiadłam naprzeciwko Gaby i założyłam ręce na piersi. – Jestem padnięta. – powiedziałam. – Pojechałabym gdzieś, pozwiedzała, zabawiła się…
- Pojedziesz. – odwróciłam się w stronę wejścia do kuchni słysząc głos Patricii.
- Słucham?

- Dwa bilety. Ty i Gaby. Los Angeles. 
__________________________________________________________
Hej!
Przepraszam, że nie dodałam wcześniej ale wiecie jak to jest z moim internetem -.-
Mam nadzieję, że sie nie pogniewacie. ;p 
Rozdział... może być ;D mam pomysł na następny rozdział, ale zobaczymy jak to będzie ^^
Dziękuję wam dziewczyny za te 5 komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Jesteście wielkie! <3 
Zrobicie mi tą przyjemność i pod tą notką też będzie 4-5 komentarzy...?
Love ya all! <3