sobota, 4 października 2014

Rozdział 74 "Tak, ja też kocham Justina "

Ze specjalną dedykacją dla mojej Veronici <3
Przepraszam, że dopiero teraz się pojawił :(
____________________________________________________________________
Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak trudno jest powiedzieć kochanej osobie coś ważnego? Albo o coś poprosić? Mam nadzieję, że nie. Bo to jest cholernie nie fajna sprawa. Myślałam nad tym prawie cały czas. Wyobrażałam sobie tą scenę kilkanaście razy a i tak doszłam do wniosku, że powiem to prosto z mostu, spontanicznie.
     Siedziałam właśnie w jednej z Atlanckich knajpek i czekałam na… Luke’a. Miał tu przyjść 15 minut temu. Spojrzałam na drzwi kiedy rozległ się dźwięk dzwoneczka. I wszedł on. Wysoki, ciemne włosy i niebieskie oczy. Otrząchnął swój płaszcz z płatków śniegu i odwiesił go na wieszak. Rozejrzał się po kafejce i jego wzrok zatrzymał się na mojej twarzy. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, podchodząc do mnie.
- Cześć. – powiedziałam i wstałam.
- Hej, Vicuś. – odpowiedział a ja zmrużyłam na niego oczy. – Oj nie gniewaj się. Chodź tu. – rozłożył swoje ramiona z uśmiechem na ustach. Uśmiechnęłam się i wtuliłam w przyjaciela.
- Co tam u Ciebie? – zapytał kiedy usiedliśmy przy stoliku.
- Dużo ciekawych rzeczy. – uniósł brew a ja mu wytknęłam język.
- Powiesz mi? – zapytał.
- No może. – odpowiedziałam uśmiechając się.
- Nie bądź taka. Ja ci wszystko mówiłem. Dzisiaj też chce Ci coś powiedzieć.
- To mów. – uśmiechnęłam.
- Nie ty.
- Ty pierwsza/y. – powiedzieliśmy równocześnie. – Nie ty.- znowu.
- Dobra, ja powiem pierwsza. –zagryzłam wargę i wzięłam głęboki wdech. – Będę miała dziecko. – powiedziałam szybko.
- No przecież wiem, że masz synka. – odpowiedział.
- Nie, to znaczy tak, ale mnie nie zrozumiałeś. Będę miała drugie dziecko. – uśmiechnęłam się i dotknęłam ledwie widoczny brzuszek. Uniósł brew. Zaśmiałam się.
- To super! – krzyknął a ludzie w knajpce się na niego spojrzeli z rozdrażnieniem. – Też Ci to chciałem powiedzieć.
- Jesteś w ciąży? – zapytałam bez zastanowienia, a on wybuchnął śmiechem.
- Nie, ale będę tatą. – odpowiedział z szerokim uśmiechem na ustach. Cóż za zbieg okoliczności, nieprawdaż?

Dupa, dupa, dupa. Spuściłam ręce w dół i spojrzałam na stertę ciuszków Jacoba. Patrzyłam się na nie kilka minut. Albo przynajmniej tak mi się wydawało. Przekręciłam głowę w prawą stronę. Nie dam rady ich wyrzucić. Jake już z nich wyrósł, ale są takie słodkie, że po prostu nie mam serca. To były ubranka od babć i nie dam rady.
- Oddaj je do sierocińca. – usłyszałam za sobą tak dobrze mi znany głos. Spojrzałam na niego przez ramię i z powrotem przeniosłam wzrok na ubrania.
- Nie mogę. – odpowiedziałam.
- Nie możesz czy nie chcesz? – zapytał i położył sobie ręce na moim brzuchu. Na swojej szyi poczułam najpierw ciepły oddech, a następnie jego wargi na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się na myśl o wczorajszej nocy.
- Nie mogę. – powtórzyłam.
- Na pewno? – jego pocałunki wspinały się w górę, na szyję.
-Yhy. – odchyliłam głowę w prawo, aby dać mu lepszy dostęp do szyi na co on się zaśmiał. – Nie chcę. – szepnęłam.
- Pomyśl o dzieciach, które nie mają jedzenia, ciepłych ubrań… - szeptał mi do ucha. – wyobraź sobie uśmiech opiekunek, które będą wdzięczne Ci za to, że będą miały w co ubrać dzieciaki… - oczami wyobraźni i wspomnień, zobaczyłam nasz sierociniec. Camber i „ciocie” jak cieszyły się na widok nowych podarunków, paczek z jedzeniem. Jak ja razem z dziewczynami przymierzałyśmy nowe ciuchy, robiąc sobie mini pokaz mody, w którym zawsze wygrywała Catalina.
- Oddam je. – odpowiedziałam i odwróciłam się twarzą do Justina. – Kocham Cię, wiesz? – zapytałam i dotknęłam jego nos palcem wskazującym, na co się uśmiechnął.
- Tak, ja też kocham Justina. – odpowiedział na co dostał ode mnie w ramię. Śmiał się. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i się zaśmiałam. Zamknął mi usta pocałunkiem. – Kocham Cie, kochanie moje. – powiedział mi prosto w usta, kiedy odsunął się ode mnie na chwilę.
- Jak w polskiej piosence. – wystawiłam mu język i cmoknęłam w usta szybko.  Wysunęłam się z jego ramion i odeszłam w stronę drzwi. – Aaa! – pisnęłam, kiedy poczułam silne ręce na mojej tali. – puść mnie wariacie! – krzyknęłam i machałam nogami. –
- Auć! – krzyknął kiedy dostał w nogę. Odstawił mnie na podłogę.  Odwróciłam się do niego i zobaczyłam, że trzyma się za piszczel.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam! – powiedziałam wystarczająco głośno. Schyliłam się.
- Vica… -powiedział Justin. – Vica. – spojrzałam w górę, kiedy złapał mnie za ramię. Śmiał się.
- Ty mała wredna małpo! – wstałam i z każdym krokiem dotykałam palcem wskazującym, Justin cofał się o krok. – To nie było śmieszne. Wiesz, jak się wystraszyłam?! – krzyknęłam i Justin runął na łóżko i pociągnął mnie razem za sobą. Włosy opadły na jego twarzy. Odgarnęłam je.
- Przepraszam. – powiedział i przekręcił głowę w prawą stronę. Dmuchnęłam w górę, bo jeden kosmyk spadł mi na czoło. Powtórzyłam to rugi raz. Spojrzałam na śmiejącego się Justina. Uniosłam brew a on założył mi kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnęłam się jak mała dziewczynka.
- Dziękuję. – powiedziałam słodkim głosem.
- Proszę. – położył mi dłonie na policzki i przysunął do swojej twarzy. Spojrzałam mu w oczy, a on pocałował mnie w czoło.
- Ejj…- jęknęłam i podniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć.
- Co byś chciała? – uśmiechnął się zadziornie, a ja zrobiłam dziubek i dotknęłam palcem wskazującym. – Ach tak? Czyżby? – pokiwałam twierdząco głową. Ponownie się zaśmiał i pocałował mnie. Tym razem w usta. Uwielbiam te jego pełne, malinowe usta. Uśmiechnęłam się przez pocałunek, a po chwili leżałam pod Justinem.  – Kocham Twoje wargi. – szepnął mi prosto w nie i położył obok.
- Wiesz co? – zapytał i oplótł mnie ramionami wokół talii.
- No co?
-Zrobię sobie przerwę. – uniosłam brew, chociaż i tak wiedziałam, że nie widzi. – Roczną. Od koncertów. Wiem, że to nie będzie w porządku wobec Beliebers, ale mam nadzieję, że zrozumieją. Jeśli naprawdę mnie kochają, zrobią to. A dla mnie to jest ważne. Chciałbym przez cały czas być przy Tobie.
- Dobrze. – odpowiedziałam, z pewnym wahaniem. Bardzo chcę, żeby był przy mnie. Podczas ciąży z Jacobem, nie było go przy mnie, był w śpiączce, a ja bardzo go potrzebowałam. – Obiecaj mi tylko, że nie przestaniesz nagrywać. Że przez ten rok, nagrasz piosenki. – położyłam swoje dłonie na jego, które były na moim brzuchu. Na naszej małej Fasolce.
- Obiecuję. – pocałował mnie w miejsce za uchem.  Leżeliśmy chwilę w ciszy. Ja myślałam, nad tym co mi przez chwilę powiedział. Całe 5 miesięcy z Justinem. Podczas ciąży, kiedy to się roztyje, urośnie mi brzuch, będę kapryśna, wymiotowanie i będą mi puchły stopy. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej wolałabym, żeby jechał w trasę. Roześmiałam się.
- Justin! Kurcze! Hahahah. Pro-proszę! Hahaha- wiłam się w ramionach Justina.
- Miałaś taką posępną minę, że nie wytrzymałem. – powiedział, ale nie przestał mnie łaskotać. Odkręciłam głowę, żeby na niego spojrzeć, ale on wtedy chciał mnie ugryźć.
- Nie. – zabrałam głowę śmiejąc się. Za to zrobił mi malinkę na szyi. Przestał mnie łaskotać. 
– Jak ja się teraz z tym pokażę. – położyłam się na lewym boku twarzą do mojego męża.
- Normalnie, kocie. –pocałował mnie w usta.

Siedziałam na kanapie z Melanie i Jacobem i oglądaliśmy telewizję. Jakieś bajki. Natomiast Justin był na spotkaniu ze Scooterem i resztą załogi w sprawie tej rocznej przerwy od koncertów, Gaby była na spotkaniu w sprawie pracy, a Christian był w pracy. Znalazł w okolicy jakieś studio, które wystawiało musicale. Spodobał mi się ten pomysł, bo będziemy mogli znowu obejrzeć go na scenie. Uśmiechnęłam się d własnych myśli.
- Mama… picju. – spojrzałam na Jacoba, uśmiechnęłam się i poczochrałam mu włosy ręką. Uśmiechnął się szeroko. Odwróciłam się do Melanie.
- A ty mała? Chcesz piciu? – spytała a ona potwierdziła odpowiedź ruchem główki. - Dobra, zaraz wracam. – wstałam z kanapy i podążyłam do kuchni. Wyjęłam dwie butelki i nalałam do nich soku jabłkowego.  Zakręciłam i wróciłam do salonu. Podałam butelki dzieciakom i już miałam siadać kiedy do drzwi ktoś zapukał. Dzwonek się popsuł czy co? Pokręciłam głową i poszłam otworzyć drzwi. Spojrzałam przez wizjer ale nikogo nie zobaczyłam. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było. Zerknęłam w dół i zobaczyłam kopertę. Zmarszczyłam brwi i podniosłam ją. Otworzyłam i wyjęłam kartkę, rozłożyłam ją i zaczęłam czytać.


„Dziecko nie jest Justina, prawda? Jesteś zwykłą dziwką, Beadles. A może Bieber? Zniszczę Ciebie i Jego.”

__________________________________________________________________________
Rozdział jest strasznie krótki za co bardzo przepraszam. Nie miałam weny i czasu. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :) 
Nie wiem kiedy pojawi się następny, bo w tym tygodniu mam wycieczkę, ale postaram się żeby był dłuższy ;)
Love yaaal <3