czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 77 "A co, przeszkadza Ci?"

Dyrektor szkoły tańca właśnie wygłaszał mowę. To wysoki, dobrze zbudowany i na moje oko trzydziestoletni mężczyzna. Jest przystojny i chyba nie żonaty, bo nie ma obrączki. Przyglądałam mu się z zainteresowaniem. Justin mówił, że nazywa się Elliot Black. Po swojej mowie, dziękuje i zaprasza wszystkich na poczęstunek. Do naszych stolików podchodzili kelnerzy i stawiali przed nami talerze z jedzeniem. 
- Ale się najadłem, a wy? – zapytał Justin i oparł się o oparcie krzesła.
- Ja też. – zrobiłam to samo co on i położyłam dłoń na brzuchu. 
- Ja nie. – Christian wcinał dokładkę. 
- Ile on może w sobie zmieścić – westchnęła Gabriella, z dezaprobatą. 
- Jak tam nasza mała królewna? – zapytał Justin i położył dłoń na mojej dłoni. Podniosłam na niego głowę i uśmiechnęłam się lekko. 
- Dobrze się trzyma. Jak na razie, śpi. – patrzyłam w jego oczy i dałam szybkiego buziaka. 
- Idziemy zatańczyć? – spytał i złapał mnie za wolną rękę. 
-Tak, trzeba spalić to co się zjadło. – westchnęłam i z pomocą Jussa wstałam z krzesła. Przeszliśmy do sali przeznaczonej na tańce. Ludzi było sporo, właściwie same pary, kobieta i mężczyzna. Leciała jakaś wolniejsza piosenka, więc zarzuciłam ręce na kark Justina i się do niego przytuliłam, uprzednio całując go w usta. Przetańczyliśmy może ze dwie piosenki, kiedy podszedł do nas jakiś facet. 
- Przepraszam, zatańczylibyście tango? Dziewczyna, która miała to zatańczyć złamała właśnie nogę. Pan Black byłby wam bardzo wdzięczny. – Spojrzałam na Justina a potem na tego chłopaka. 
- Ja chętnie. A ty, Justinie? – zerknęłam na niego i mocniej ścisnęłam jego rękę. Uśmiechnął się lekko.
- Z chęcią. 
- Naprawdę wam dziękuję. Założycie te maski, okay? Jeszcze raz dziękuję. A i musicie się przebrać, niestety. – podał nam maski i odszedł do innej pary. Odwróciłam się w stronę Justina.
- To co, idziemy się przebrać? – zapytał i podeszliśmy, do tego faceta, z którym przed chwilą rozmawialiśmy. Skierował nas do szatni. Tam przebrałam się na czekającą na mnie zieloną sukienkę, która swoją drogą troszeczkę opinała mnie w pasie. Włosy trochę spięłam. Przejrzałam się w lustrze i założyłam maskę. Razem z resztą dziewczyn wyszliśmy na parkiet. Stali tam już chłopaki, ubrani w garnitury i z czarnymi maskami na twarzach. Brakowało mi tylko Justina. Ustawiłyśmy się i po chwili podbiegł Justin, z niezawiązaną muchą. Wyglądał seksownie w rozpiętej koszuli pod szyją i maską na twarzy. Rozległy się pierwsze takty piosenki. 
- Gotowa? – wyczytałam z warg Justina, a ja kiwnęłam głową na co on się lekko uśmiechnął.
Zaczęliśmy do siebie podchodzić. Znałam ten układ. Christian mi go kiedyś pokazywał jak byliśmy sami w domu. Zapamiętałam go, co się akurat przyda. Zaczęliśmy  tańczyć
Jak ja dawno nie tańczyłam tango! Naprawdę, tęsknię za tańcem towarzyskim. Można by było się nad tym zastanowić, poważniej. No ale to już raczej po ciąży, bo Justin mi teraz nie pozwoli. Ech, westchnęłam i złapałam Justina za rękę. Już byliśmy przebrani i siedzieliśmy przy stoliku. Impreza się teraz rozkręciła i zostali sami młodsi ludzie, a muzyka jest szybsza. Siedziałam sobie właśnie na kolanach Justina i obierałam mandarynkę.
- Skarbie, co ty na to, żebyśmy gdzieś wyjechali? – Justin pocierał nosem o moją szyje. – we czwórkę. 
- We czwórkę? – spojrzałam na niego i włożyłam mu kawałek mandarynki do ust. 
- No wiesz… Ty, ja, Jacob i nasza Fasolka. – mówił przeżuwając. 
- Fasolka? – uniosłam brwi do góry z szerokim uśmiechem na ustach. 
- Fasolka. – kiwnął głową i położył dłoń na moim brzuchu. – To co ty na to?
- A gdzie chciałbyś pojechać? – wzięłam kawałek mandarynki do ust. 
- Nad jezioro. – odpowiedział. 
- Obrzeża Atlanty? – spytałam a on pokiwał głową. – Dobra. – nachyliłam się i cmoknęłam go w usta. – Kocham Cię.
- Ja Ciebie też, Szczęście. – założył mi kosmyk włosów za ucho. – I Ciebie też, Fasolko. – pogłaskał mnie po brzuchu, na co ja wywróciłam oczami. 
- Jakiś ty się romantyczny zrobił. – parsknęłam śmiechem. 
- Kiedyś trzeba, Słońce. – zaśmiał się ze mną. 
- Przepraszam. – usłyszałam niski, męski głos. Razem z Justinem podnieśliśmy głowy na tego mężczyznę. Okazało się, że jest to Elliot Black. – Mam, nadzieję, że nie przeszkadzam. – powiedział i uśmiechnął się lekko. 
- Nie, skądże. – odezwał się Justin. Justin złapał mnie za biodra i podniósł. Stanęłam obok niego i patrzyłam się na tego faceta. 
- Nazywam się Elliot Black, jestem dyrektorem szkoły. – powiedział i wyciągnął rękę w stronę Justina. 
- Justin Bieber. A to moja narzeczona, Victoria Beadles.
- Elliot Black. – podał mi rękę a ja ją uścisnęłam. Skinęłam mu głową. Justin położył mi dłoń na biodrze. 
- Czym możemy służyć? – pytanie zadał Bizzle. 
- Chciałem serdecznie podziękować za wzięcie udziału w tańcu. – powiedział i uśmiechnął się do nas. 
- To dla nas przyjemność, panie Black. – odwzajemniłam uśmiech. 
- W każdym bądź razie, dziękuję. – puścił mi oczko, a dłoń Justina mocniej zacisnęła się na moim biodrze. 
- Może usiądzie pan z nami? – spytał Justin.
- Nie, dziękuję, ale muszę wracać do swojej pracy. Mam nadzieję, do zobaczenia. – uścisnął rękę Bieberowi a mi skinął głową i odszedł. 
- Co to było? – odwróciłam się do mojego męża. 
- Co? – zmarszczył czoło. 
- Twoja zaciśnięta ręka na moim biodrze. Czyżbyś był zazdrosny? – przechyliłam głowę w prawo. 
- A mam o co? 
- Oczywiście, że tak. W końcu jestem najseksowniejszą kobietą na świecie, nie? – uniosłam brew do góry z uśmiechem na ustach. 
- Oooj tak, a żebyś wiedziała. – zaśmiał się i pocałował mnie w usta. –Moją najseksowniejszą kobietą na świecie. – szepnął i pocałował mnie w czoło. 
-Vica, Justin. Chcę wam kogoś przedstawić. – usłyszałam głos Christiana i podniosłam głowę do góry. Stał z wysoką blondynką z mocnym makijażem. Wydawało mi się, że skądś ją znam.
-Kto znowu…- usłyszałam cichy szept Justina na co zagryzłam wargę, aby powstrzymać śmiech.
-To jest Shaillene Woodley. Shai to jest moja siostra, Victoria i przyjaciel, Justin. – przedstawił nas sobie Christian. 
Około godziny 24 postanowiliśmy wrócić do domu, bo po pierwsze, chciałam uwolnić już Yael i Scoot’a od dzieciaków, po drugie, nogi mnie strasznie bolały. To jest największy powód. Jednak wybranie się w szpilkach nie było najlepszym wyborem. 
Gdy wróciliśmy do domu dzieciaki już smacznie spały, a nasza parka siedziała w salonie i oglądała jakiś film. Podziękowaliśmy im, a oni polecili się na przyszłość. Blondynka powiedziała, że Jacob to wulkan pozytywnej energii. Uśmiechnęłam się tylko i przyznałam rację. 
Jak wyszli zajrzałam do pokoju Jake’a i Melanie. Mel spała z małym miśkiem, mocno go tuląc, a Jakie spał rozwalony na całe łóżeczko. Zaśmiałam się i nakryłam go kołderką. 
Wracając do sypialni zdjęłam z siebie płaszczyk i przeczesałam włosy palcami. Westchnęłam i weszłam do pokoju. Justin już leżał na łóżku i grzebał coś w telefonie. 
- Hej. – powiedziałam.
- Cześć. – podniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się lekko. 
- Kiedy ogolisz ten meszek? – dotknęłam u siebie miejsce nad górną wargą. Zaśmiał się.
- A co, przeszkadza Ci? 
- Nie. – odpowiedziałam i powiesiłam płaszczyk na oparciu kanapy. 
- No to nie. – powiedział a ja spojrzałam na niego unosząc znacząco brwi a on wystawił mi język. Zaśmiałam się z niego. Podeszłam do niego, kręcąc głową z rozbawienia. 
- Rozsuń. – odgarnęłam włosy z pleców i przytrzymałam z przodu. Chwilę potem poczułam dłonie Justina na moich ramionach. Nachylił się i pocałował odkryty fragment. Rozsunął zamek błyskawiczny i zsunął mi ramiączka w dół. Jego pocałunki od ramion przeszły na szyję. 
- Jesteś taka piękna. I tylko moja. – odchyliłam do tyłu głowę i rozkoszowałam się słowami mojego męża. 

-Victoria! – usłyszałam głos Gaby z dołu i spojrzałam na książkę, którą właśnie wzięłam do czytania. Westchnęłam , odłożyłam książkę i zeszłam z łóżka. Zamknęłam cicho drzwi, bo Jake usnął u nas na łóżku. – Vica!
- Idę, idę! – odkrzyknęłam i weszłam do salonu. 
- No w końcu! – powiedziała uśmiechnięta i klasnęła w dłonie. 
- Co jest? Co ty taka zadowolona?
- Mam pewną nowinę – uśmiech nie schodził jej z twarzy. 
-No to nawijaj. Przecież widzę, że zaraz nie wytrzymasz. – zaśmiałam się i założyłam ręce na klatce piersiowej. 
- Wiesz… Christian kupił nam dom! – wykrzyknęła. 
- Naprawdę! jej! Cieszę się! – przytuliłam ją, ale zaraz sobie coś uświadomiłam. Odsunęłam ją na odległość ramion. – Gdzie? – zmarszczyłam brwi i uważnie się jej przyjrzałam. 
-Tutaj, Atlanta. Spokojnie. – uśmiechnęła się. Odetchnęłam z ulgą i odwzajemniłam gest. – Nie jest duży. Skromny, ale dla naszej trójki wystarczający. Na obrzeżach Atlanty. Do 40 minut drogi stąd. – uśmiechnęła się szeroko.
- To dobrze. W końcu się was pozbędziemy. – puściłam jej oczko, a ona wystawiła mi język. Chwilę potem obie się zaśmiałyśmy. 
___________________________________________________________
Przepraszam za tak długą nieobecność.
Nie wiem, czy dodam jakiś rozdział przed świętami, więc z góry chcę wam życzyć wesołych, radosnych, spokojnych świąt. Żeby spełniły się wszystkie wasze marzenia(spotkanie z Justinem, też w to zaliczamy ^^), żebyście mieli dobrych i wiernych przyjaciół czy partnerów. I chyba więcej wam nie muszę życzyć :)
Merry Christmas! <3
love yall! <3

środa, 19 listopada 2014

Rozdział 76 "Bezpieczniej byłoby w sypialni "

-Może ma ktoś ochotę na malinki? – zapytał Christian z przekąsem w głosie.
- Beadles. – syknęła Gabriella.
-Co? Jestem po prostu uprzejmy. – wzruszył ramionami i wrzucił do ust jedną czerwoną, soczystą malinę.
-Mnie przynajmniej dziewczyna nie bije, że robię jej malinki. – odpowiedział Justin i pocałował mnie w udo. Leżał z głową na moich kolanach. Spojrzałam na Gaby i puściłam jej oczko, a ona kiwnęła głową, próbując ukryć śmiech.
- Tylko raz. – burknął Chris.
- I ostatni. – powiedziała dobitnie Gaba. – Musiałam ją zakryć apaszką. Jesteś debilem, robiąc mi malinkę dzień przed kolacją z Twoimi rodzicami. – Gabriella  wywróciła oczami.
-Możemy zmienić temat? – odstawił pojemniczek z owocami na stolik i oparł się o fotel z ponurą miną. Gaby spojrzała na mnie, a ja podbródkiem pokazałam jej żeby podeszła do niego.
- Misiek, nie obrażaj się. – powiedziała podchodząc do niego. Mój brat założył ręce na klatce piersiowej. – Zachowujesz się jak dziecko. Powinnam Cię ukarać. – uniosła jedną brew do góry, a Christianowi zadrżał kącik ust. Zacisnęłam wargi, żeby się nie zaśmiać. – Mam pewne pomysły. – nachyliła się nad nim i szepnęła mu coś na ucho. Oczy Christiana automatycznie się rozszerzyły i pociemniały.
-Idziemy. Ty i ja. Nasza sypialnia. Teraz. – wycedził i wstał prawie przewracając Gaby. Justin schował twarz w mój brzuch próbując stłumić śmiech. Chris złapał ją za rękę i pociągnął w stronę schodów. Odwróciła się i puściła mi oczko. Zniknęli z pola widzenia a ja razem z Justinem wybuchliśmy śmiechem.
-Co to było? – zapytałam gdy już się trochę uspokoiliśmy. Usiadł naprzeciwko mnie.
-Flirt narzeczonych. – odpowiedział i otarł oczy. Prawie popłakał się ze śmiechu.
-Dlaczego my tak nie robimy? – zapytałam i przechyliłam głowę na prawą stronę.
- Bo my jesteśmy małżeństwem, skarbie. Słodka jesteś gdy tak robisz. – naśladując mój ruch, przechylił głowę w jego prawą stronę. Uśmiechnęłam się i wyprostowałam.
Przysunęłam się bliżej niego i oparłam dłońmi o jego kolana. Jego twarz dzieliło zaledwie kilka centymetrów od mojej, przechyliłam ją na bok. – Nie przygryzaj wargi. – szepnął i podniósł rękę, łapiąc mnie za podbródek i kciukiem „wydostał” moją wargę z pod zębów. Przesunęłam swoją dłoń wyżej, na jego udo. – Wiem co robisz. – szepnął a jego oddech przyśpieszył.
- Czyżby, panie Bieber? – specjalnie przygryzłam wargę i swoją rękę posunęłam dalej. Wstrzymał oddech a ja cofnęłam rękę i odsunęłam się od niego. Wypuścił powietrze i zmrużył oczy.
-Pani Bieber… Cóż to było za zachowanie? – zapytał a ja wzruszyłam niewinnie ramionami, zagryzając wnętrze policzka. – Czy pani próbuje mnie uwieźć? – uniósł brew a ja pokiwałam głową. – Nie ma takiej potrzeby. Jestem cały Twój. – sekundę później leżałam na kanapie pod nim. Założył mi kosmyk włosów za ucho. – A ty jesteś moja. I tylko moja.
- Twoja. – potwierdziłam jego słowa i wczepiłam się w jego usta. Jedną dłoń włożyłam w jego włosy i pociągnęłam lekko, a on jęknął cichutko.
-Bezpieczniej byłoby w sypialni. – szepnął przez pocałunki i oderwał się ode mnie. Wstał i pochylił się nade mną. Wziął mnie na ręce a’la panną młodą. – Chciałbym zobaczyć Cię idącą w stronę ołtarza w długiej białej sukni. – powiedział i pocałował mnie w nos.
- Przecież my jesteśmy małżeństwem. – odparłam.
-Prawnie, ale ja chcę ślubu przed pastorem. – uśmiechnął się lekko. – Małżeństwo na papierku jest łatwo zniszczyć, przysięga przed Bogiem to co innego. – weszliśmy do sypialni.
- Jesteś najlepszym chłopakiem jakiego mogłabym sobie wymarzyć. – pocałowałam go długo a on nie przerywając pocałunku, położył mnie na łóżku siadając na mnie okrakiem.
-Jesteś. Taka. Piękna. I. Tylko. Moja. – szeptał pomiędzy pocałunkami. – Żono.

-Mam zaproszenia na imprezę z mojego klubu. – powiedział Christian kiedy siedzieliśmy w salonie oglądając jakieś romansidło.
Od sytuacji z Chrisem, Gaby i malinkami minęły dwa dni. Tamtego dnia wieczorem wpadła do nas Caitlin i opowiadała o wypadzie z Danielem na narty.
-Pomyślałem sobie, że jeśli chcecie możecie z nami pójść. – powiedział i spojrzał na nas. Siedziałam z Jacobem na kolanach i dawałam mu zupkę ze słoiczka do jedzenia. Podniosłam wzrok na niego.
-Z jakiej okazji? – spytałam i robiłam samolocik łyżeczką w stronę buźki Jake’a.
- Chyba z okazji iluś tam lat od otwarcia klubu.
- 10-cio lecia. – podpowiedział Justin. Podniosłam na niego wzrok od Jake’a. – Uczyłem się tam tańca. Stare dzieje. – wytłumaczył a ja zmarszczyłam brwi ale wróciłam do karmienia synka. – To kiedy to?
-W tą sobotę. Za trzy dni.
- Załatwiasz mi kosmetyczkę. – powiedziała do niego Gaby.
- A ty mi stylistę. – powiedziałam w stronę Justina. – i kosmetyczkę, i fryzjera.
- Dobra, na którą godzinę? – zapytał i uśmiechnął się do mnie.
- Co ty, żartowałam – poprawiłam sobie Jacoba na kolanach, a miseczkę i łyżeczkę postawiłam na stoliku.
-Yhy. – pocałował mnie we włosy.
- Czyli idziecie? – spytał Chris z szerokim uśmiechem na ustach. A ja pokiwałam głową, że tak.
- Tylko musimy pomyśleć co z Jake’em i Mel. – powiedziała Gaby.
- Yeal może z nimi zostać, jeśli się zgodzi.
- Dziewczyna Scootera?
- Tak.
- Nie widziałam jej wcześniej.
- Polubisz ją. – uśmiechnął się.
- Dobra. Leć się pobaw. – postawiłam małego na podłogę, a on podpełzł do Melanie, która bawiła się na dywanie.  
-Co wy na to, żebyśmy zebrali się całą grupką? – zapytałam i popatrzyłam po twarzy wszystkich zatrzymując się dłużej przy Justinie i Gaby.
-Kogo masz na myśli? – zapytał mój mąż.
- Carmen i Carl, Amanda i Ryan, Amber i Jason, Julia i Max, Caitlin i Daniel, my no i nie wiem może chłopaki z One Direction z dziewczynami. No wiecie taka mała imprezka dla nas. – wzruszyłam ramionami. – to tylko pomysł. – cała trójka się na mnie patrzyła. Czułam się dziwnie. No bo ty tu dajesz pomysł na spotkanie ze znajomymi a tu dupa, patrzą się na ciebie jak na idiotę.
- To dobry pomysł. – wypuściłam powietrze z ust. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że je wstrzymuję.
- Dawno się z nimi nie widzieliśmy. – poparł Christian.
- A ty? Co o tym myślisz? – spojrzałam na Justina, który marszczył brwi.
- Nie wiem. W sumie mogłoby być fajnie. – wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
- Dzięki. – położył mi rękę z tyłu głowy i przysunął do swoich ust.
Resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu programów telewizyjnych i na kąpaniu i usypianiu Jacoba. To wcale nie było proste. Mały nie chciał się myć, ale w końcu Justin go jakoś przekonał. Ja już powoli traciłam cierpliwość. Później gdy już był czyściutki i pachnący to nie chciał usnąć. Przeczytałam mu bajkę, Justin mu zaczął śpiewać kołysankę i nic. Ja miałam dosyć i zabrałam go do naszej sypialni i położyłam na łóżku. Justin patrząc na mnie ze zdumieniem podążył za nami. Ja sama poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic uważając, żeby nie zmoczyć włosów. Włożyłam t-shirt Justina, który dosięgał mu prawie do połowy ud. Takim o to sposobem miałam koszulę nocną, sięgającą do kolan. Wróciłam do sypialni i zobaczyłam, że Justin leży w bokserkach i koszulce, gotowy do spania, a po jego prawej stronie prawie śpiący Jacob. Uniosłam jedną brew ale nic nie powiedziałam. Nucił mu jego piosenkę, która była moją ulubioną, a mianowicie Never Let You Go. Uśmiechnęłam się, i położyłam po drugiej stronie Jake’a. Uśmiechnął się i zamknął oczka. Nachyliłam się i pocałowałam go w czółko.

Dzisiaj jest ta impreza w pracy Christiana. Nie wyobrażacie sobie co Justin wykombinował. No dobra, może i powiedziałam, żeby załatwił stylistę, makijażyste i fryzjera, ale to było w żartach!
Siedziałam sobie na legalu z Gabriellą i dzieciakami w salonie, kiedy zadzwonił dzwonek. Wzruszyłam ramionami na pytające spojrzenie przyjaciółki. Wstała i poszła otworzyć drzwi. Chwilę potem usłyszałam kilka głosów. Wstałam i zostawiłam dzieciaki w kojcu, wyszłam na korytarz.
- Eee… co tu się dzieje? Alison? – dojrzałam w tłumie znajomą mi twarz. To ona pomogła nam w Paryżu, kiedy podejrzewaliśmy ciążę Gaby.
- Justin nas zawiadomił, że macie dzisiaj jakąś imprezę. – powiedziała z uśmiechem na ustach. Spojrzałam na Gaby.
- Jestem Yeal. – ładna blondynka wyciągnęła do mnie rękę, uśmiechając się ciepło.
- Narzeczona Scootera? Tori. – uścisnęłam jej dłoń i odwzajemniłam uśmiech.
- Zgadza się. To jest Patrick, Bette, Melinda, Mark, Louise i Camila. – pokazała po kolei. Uśmiechnęłam się do nich.
- Miło was poznać, ale my nie bardzo wiemy o co chodzi.
- Justin powiedział nam, żebyśmy pomogły wam w przygotowaniach. – uśmiechnął się ee Patrick o ile dobrze pamiętam.
- To znaczy? – spytała Gaby.
- Makijaż, suknie i fryzury. – odpowiedziała Camila.
- Eee okay. – zmarszczyłyśmy czoła.
Teraz siedzę umalowana, uczesana i czekam aż Patrick znajdzie jakąś odpowiednią sukienkę. Szuka już od początku przybycia tutaj. Bez przesady trzy godziny szukania głupiej sukienki?  Przyglądałam się sobie w lustrze. Włosy mam rozpuszczone i wyprostowane. Oczy mam średnio podkreślone i usta pomalowane bordową, matową szminką. W lustrze zobaczyłam Patricka z sukienką w ręku. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się do niego.
- To ja mam taką sukienkę? – w dłoni trzymał czarną sukienkę w stokrotki, a w drugiej beżowe szpilki.
- Najwidoczniej – uśmiechnął się szeroko. – Na imprezę w szkole tanecznej powinna się nadawać.
- Idź ją przymierz. – powiedziała Lou.
Wstałam i zabrałam sukienkę z rąk Patricka. Poszłam do łazienki i przebrałam się w nią. Przejrzałam się w lustrze Itak sobie pomyślałam: w wieku dwudziestu lat mam męża, półtorarocznego synka i prawdopodobnie córeczkę w drodze. Wiele osób w wieku trzydziestu lat nie ma tego co ja jako dwudziestolatka. Ale jestem szczęśliwa.
- Żyjesz, młoda? – usłyszałam z sypialni głos Alison. Wyszłam z łazienki i ich zatkało. Podeszłam do Patricka i wzięłam od niego buty. Założyłam je i od razu byłam kilka centymetrów wyższa. – Jaka śliczna!
-Cudnie wyglądasz! Idealnie dobrałem sukienkę! – Patrick klasnął dłońmi.
- Makijaż pasuje do sukienki. – Louise puściła mi oczko. Przyłożyłam dłonie do ust, a Alison zrobiła mi zdjęcie moim telefonem. 
-Ej! – zaprotestowałam.
- Słodko wyszłaś. Chodź zobaczymy jak wygląda Gaby. – powiedziała Ali i złapała mnie za rękę. Wyszłyśmy z mojej sypialni i poszłyśmy na drugi koniec korytarza. Weszłyśmy do pokoju i zobaczyłam Gaby w krótkiej, jasno fioletowej sukience. Włosy miała upięte w kucyk, ale też chyba trochę przedłużone. Makijaż pasował do sukienki i podkreślał jej oczy. Ma długie, chude nogi. Jak ona to zrobiła, że po ciąży tak wygląda? No ja jestem ciekawa.
Uśmiechnęła się do mnie i rzuciła na szyję.
 - Dziękuję! – pisnęła mi do ucha i dała siarczystego buziaka w policzek.
- Eee za co? – zapytałam, podczas gdy ona stanęła przede mną i uśmiechała się szeroko.
- Za sukienkę. – odpowiedziała i klasnęła w dłonie.
- Ale to nie ja. – przekręciłam głowę i odwróciłam się w stronę drzwi, bo usłyszałam, że się otwierają.
- Jak tam panie? Gotowe? – do pokoju wszedł Justin w ciemnej koszuli i kurtce ze skórzanymi rękawami(albo to był „skaj” nie pamiętam) i tych swoich opuszczonych spodniach.
- To Twoja sprawka? – spytałam i podeszłam do niego.
- Nie wiem o czym mówisz. – złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. – Pięknie wyglądasz. – szepnął mi w usta.
- Dziękuję. – zarumieniłam się. Hola! Od kiedy ja się rumienię, na komplement Justina? – To ty kupiłeś Gaby sukienkę? – zadałam pytanie.
- Yhym. – cmoknął mnie w policzek i spojrzał na Gaby. Uśmiechnął się do niej. – Możemy iść?

- Tak. 
___________________________________________________________________
Rozdział jest dłuższy od ostatniego. Mam nadzieję, że wam się podoba :)
Jeśli będzie tylko po dwa komentarze pod rozdziałami... opowiadanie skończy się za jakieś 5 rozdziałów. Będę musiała tak zrobić... :( A wcale z TEGO powodu nie jest mi wesoło :'(
Love yall

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 75 "Dałaś mi wszystko co jest najważniejsze."

PRZEPRASZAM! Przepraszam, za tak długą nieobecność!!! :'( <3
Chciałabym was o coś zapytać...
Piszę tutaj, bo nie wiem ile osób przeczyta notkę pod rozdziałem.
CHCECIE żeby rozdziały były szczęśliwe, że Justin jest słodki, uroczy, czy żeby pojawiły się naprawdę KŁOPOTY, które mogą doprowadzić do rozstania Justina i Tori???
PROSZĘ SKOMENTUJCIE TEN RODZIAŁ, CHCĘ WIEDZIEĆ CZY OPŁACA PISAĆ SIĘ DALEJ OPOWIADANIE.


Rozdział dedykuję mojej kochanej Veronice <3
Dziękuję Ci za to, że można z Tobą normalnie porozmawiać, za to, że jesteś i mogę do Ciebie napisać <3
Dzięki, że jesteś <3 tylko tyle wystarczy <3
____________________________________________________________________
Mój oddech przyśpieszył do granic możliwości. Serce biło mi niemiłosiernie. Stałam oparta o drzwi i  tępo wpatrywałam się w kartkę. Skąd ta osoba może to wiedzieć? Skąd może wiedzieć, że ja i Justin jesteśmy małżeństwem? Wiedzą tylko cztery osoby, włącznie z nami i w urzędzie stanu cywilnego. Przecież to niemożliwe, żeby ktoś z urzędu pierwszej przypadkowej osobie coś powiedziała. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i spuściłam wzrok w dół. Przede mną stał zapłakany Jacob ze smoczkiem w buzi. Uniosłam brwi i złapałam małego szybko na ręce. Wtulił się we mnie, a ja zaczęłam głaskać go po pleckach. Jak ja mogłam nie usłyszeć płaczu mojego dziecka? Jak ja mogłam tak postąpić? Bujałam się z Jake’iem na rękach i poszłam do salonu. Melanie stała z telefonem domowym w ręku.
- Co się stało, mała? – ukucnęłam przed nią. Wystawiła rękę z telefonem.
-Dryń, drrryń. – powiedziała i wczłapała się na kanapę, aby dalej oglądać bajki. Wstałam i wyczytałam kto ostatnio dzwonił. 4 nieodebrane od Justina, jedno od Gaby i znowu 2 od Justina. Posadziłam już bardziej uspokojonego Jacoba na kanapie koło Mel. Dziewczynka przytuliła małego, na co kąciki moich ust lekko się uniosły. Westchnęłam i wystukałam numer komórki Justina. Przyłożyłam telefon Justina do ucha, kiedy usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi kluczem. Stanęłam trzy metry naprzeciwko drzwi i czekałam, aż ten ktoś wejdzie, mimo to trzymałam telefon koło ucha. Drzwi się otwierały a ja mocniej ścisnęłam słuchawkę. Zobaczyłam tak dobrze znaną mi twarz. Wypuściłam słuchawkę z ręki i podbiegłam do Jussa. Rzuciłam mu się na szyję a on przytulił mnie do siebie mocno.
- Co jest, szczęście? Czemu nie odbierałaś? Co się stało? – szeptał mi we włosy, a po moich policzkach poleciały łzy. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Może to dlatego, że byłam w ciąży? – Ciii, spokojnie. Wszystko jest dobrze. – szeptał. Odsunęłam się od niego.
- Nic nie będzie dobrze! – krzyknęłam patrząc na niego. Ocieranie policzków nie miało sensu.
- Czemu tak mówisz? – patrzył na mnie zupełnie zdezorientowany.
-Czytaj – wyciągnęłam rękę z kartką. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, aż w końcu on wziął ode mnie kartkę i rozprostował, dalej patrząc mi w oczu i lustrując moją twarz. Chwilę potem spuścił wzrok na kartkę i przeczytał szybko. Podniósł wzrok na mnie, a ja przygryzłam wargę i zacisnęłam powieki, żeby powstrzymać łzy. Sekundę później poczułam silne ręce oplatające moją talię. – To wszystko moja wina. Moja! Gdyby nie ja, byłbyś szczęśliwy! – biłam go pięściami po klatce. – Byłbyś bezpieczny… - szepnęłam i wtuliłam się w niego.
- Nie mów tak, proszę, nie mów tak. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mam najukochańszą i najpiękniejszą żonę na świecie i najsłodszego synka. A córeczka jest w drodze. Dałaś mi wszystko co jest najważniejsze. – tulił mnie i szeptał do ucha. – Dałaś mi miłość, dom pełen ciepła, własną rodzinę, szczęście. Nie bój się, wszystko będzie dobrze. Nic nam się nie stanie.
Usiedliśmy na kanapie i wtuliłam się w Justina. Z moich oczu łzy powoli przestawały płynąć, za to powieki zdawały się być bardzo ciężkie.
Otworzyłam oczy, bo było mi strasznie gorąco. Przekręciłam głowę w lewą stronę i spojrzałam w dół. Justin oplatał mnie ramieniem w talii, głowę ułożoną na mojej klatce, a jego noga oplatała moją. Uśmiechnęłam się na ten widok, podniosłam rękę i przeczesałam nią jego włosy. Mruknął, pocałował mnie w pierś i podniósł na mnie wzrok.
-Dzień dobry, pani Bieber.
-Dzień dobry, panie Bieber. Jak się spało?
-Dobrze, a Tobie?
-Dobrze dziękuję. – zaśmialiśmy się. Ponownie wczepiłam dłoń w jego włosy i pociągnęłam tak, że musiał się podnieść. Moja głowa była równolegle do jego. Oparł się na ręce i musnął swoim nosem mój. Uśmiechnęłam się i przyciągnęłam jego głowę i pocałowałam go.
-Mmm lubię takie pobudki. – mruknął przez pocałunek. Po chwili jego pocałunki zeszły na szyję, a on siedział na mnie okrakiem. Odchyliłam głowę do góry , żeby miał lepszy dostęp, a jego pocałunki zeszły niżej. Od szyi do piersi, od piersi po brzuch.
-Hola – złapałam jego głowę i podciągnęłam do góry. Przechylił ją w prawą stronę. – Nie teraz. – powiedziałam i cmoknęłam go w usta.
-Czemu? – zapytał.
-Temu. – kiwnęłam głową w stronę drzwi kiedy się rozchylały powoli. Po chwili ukazała się mała główka Jacoba. Justin spojrzał na niego, potem na mnie.
-Skąd ty…? – zmarszczył brwi.
-Instynkt macierzyński. – wzruszyłam ramionami. – Idź po niego.
Popchnęłam go lekko za ramiona a on wystawił mi język. Podszedł do małego, a on krzyknął ze śmiechem i wbiegł do pokoju. W końcu Justin go złapał i podniósł do góry. Przyłożył swoją twarz do jego brzuszka i go pocałował. Wyprostował ręce i rzucił małym w górę – wstrzymałam oddech- i go złapał, a ja poczułam ulgę. Powtórzył to jeszcze raz. Spojrzał się na mnie, a ja pokręciłam głową, ale z uśmiechem na ustach. Puścił mi oczko. Szepnął coś małemu na ucho, a mały spojrzał się na mnie i wyciągnął rączki. Justin i Jake usiedli na łóżku, a Jakie podpełzł do mnie i złapał się za szyję. Przytulił mnie mocno, a ja to odwzajemniłam.
-Mój mały skarbek. – powiedziałam i pocałowałam go w skroń. Odchylił główkę i cmoknął mnie w usta. Uśmiechnęłam się i zrobiłam z nim „noski noski”.
Całe przedpołudnie spędziliśmy razem w naszej sypialni. Ja, w końcu postanowiłam wstać i zrobić śniadanie dla moich mężczyzn. Założyłam spodnie od dresu i T-shirt Justina, a włosy związałam w kucyk. Zeszłam na dół i zajrzałam do salonu, zmarszczyłam brwi. Weszłam do kuchni i tam też nikogo nie było. Wzruszyłam ramionami, wyjęłam z szafki szklankę i sok z lodówki. Nalałam sobie i pijąc oparłam się o blat. Na stole leżała kartka, pewnie od Gaby, pomyślałam. Odbiłam się dłońmi od blatu i wzięłam kartkę w dłoń. Było na niej napisane, że pojechali we trójkę na zakupy, bo nic nie ma do jedzenia. Hmm zajrzałam ponownie do lodówki, i faktycznie, nic prawie nie było. Wcześniej nawet nie zwróciłam na to uwagi. Wypiłam sok i wstawiłam szklankę do zmywarki, przy okazji włączyłam ją, bo była pełna brudnych naczyń. Po chwili poczułam na biodrach tak dobrze znane mi dłonie, a na szyi ciepły, słodki oddech Justina.
- Jesteś najpiękniejsza. – szepnął mi do ucha i pocałował w ramię. Odwróciłam się i zarzuciłam mu swoje ręce na kark. Przechyliłam głowę.
-Nawet w dresach, za dużym t-shirtcie, w byle jakiej fryzurze i z lekko zaokrąglonym brzuchem?
-Zwłaszcza w MOIM T-shirtcie i zaokrąglonym brzuchem. – cmoknął mnie w nos. – A ta malinka mi się podoba. – uśmiechnął się.
-Jaka malinka? – zmarszczyłam brwi w akcie zdziwienia.
-Ta – dotknął palcem mojej szyi. Zmrużyłam na niego oczy. Wyplątałam się i poszłam na korytarz do lusterka. Odchyliłam trochę głowę w górę i zobaczyłam mały, czerwony znak.
-Juuusiiin – jęknęłam i opuściłam ręce w dół. Spojrzałam na jego odbicie w lustrze. Podszedł do mnie i objął od tyłu.


-Ta też mi się podoba. – szepnął mi do ucha i podciągnął koszulkę którą miałam na sobie, tak że odsłaniała moje piersi. Otworzyłam szeroko oczy i usta ze zdziwienia. Roześmiałam się i zobaczyłam tańczące iskierki w oczach Justina. Był szczęśliwy. 
_________________________________________________________
PRZEPRASZAM!
Naprawdę was przepraszam! nie dość, że tak długo nie było to krótki rozdział... Niestety nie miałam weny, dokończyłam  dzisiaj ten rozdział, bo musiałam. Dla jednej osoby, która niemiłosiernie długo czeka na ten rozdział :) wy też <3
Wena mi powoli wraca! Yeeeey! <3
Lova yall <3

sobota, 4 października 2014

Rozdział 74 "Tak, ja też kocham Justina "

Ze specjalną dedykacją dla mojej Veronici <3
Przepraszam, że dopiero teraz się pojawił :(
____________________________________________________________________
Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak trudno jest powiedzieć kochanej osobie coś ważnego? Albo o coś poprosić? Mam nadzieję, że nie. Bo to jest cholernie nie fajna sprawa. Myślałam nad tym prawie cały czas. Wyobrażałam sobie tą scenę kilkanaście razy a i tak doszłam do wniosku, że powiem to prosto z mostu, spontanicznie.
     Siedziałam właśnie w jednej z Atlanckich knajpek i czekałam na… Luke’a. Miał tu przyjść 15 minut temu. Spojrzałam na drzwi kiedy rozległ się dźwięk dzwoneczka. I wszedł on. Wysoki, ciemne włosy i niebieskie oczy. Otrząchnął swój płaszcz z płatków śniegu i odwiesił go na wieszak. Rozejrzał się po kafejce i jego wzrok zatrzymał się na mojej twarzy. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, podchodząc do mnie.
- Cześć. – powiedziałam i wstałam.
- Hej, Vicuś. – odpowiedział a ja zmrużyłam na niego oczy. – Oj nie gniewaj się. Chodź tu. – rozłożył swoje ramiona z uśmiechem na ustach. Uśmiechnęłam się i wtuliłam w przyjaciela.
- Co tam u Ciebie? – zapytał kiedy usiedliśmy przy stoliku.
- Dużo ciekawych rzeczy. – uniósł brew a ja mu wytknęłam język.
- Powiesz mi? – zapytał.
- No może. – odpowiedziałam uśmiechając się.
- Nie bądź taka. Ja ci wszystko mówiłem. Dzisiaj też chce Ci coś powiedzieć.
- To mów. – uśmiechnęłam.
- Nie ty.
- Ty pierwsza/y. – powiedzieliśmy równocześnie. – Nie ty.- znowu.
- Dobra, ja powiem pierwsza. –zagryzłam wargę i wzięłam głęboki wdech. – Będę miała dziecko. – powiedziałam szybko.
- No przecież wiem, że masz synka. – odpowiedział.
- Nie, to znaczy tak, ale mnie nie zrozumiałeś. Będę miała drugie dziecko. – uśmiechnęłam się i dotknęłam ledwie widoczny brzuszek. Uniósł brew. Zaśmiałam się.
- To super! – krzyknął a ludzie w knajpce się na niego spojrzeli z rozdrażnieniem. – Też Ci to chciałem powiedzieć.
- Jesteś w ciąży? – zapytałam bez zastanowienia, a on wybuchnął śmiechem.
- Nie, ale będę tatą. – odpowiedział z szerokim uśmiechem na ustach. Cóż za zbieg okoliczności, nieprawdaż?

Dupa, dupa, dupa. Spuściłam ręce w dół i spojrzałam na stertę ciuszków Jacoba. Patrzyłam się na nie kilka minut. Albo przynajmniej tak mi się wydawało. Przekręciłam głowę w prawą stronę. Nie dam rady ich wyrzucić. Jake już z nich wyrósł, ale są takie słodkie, że po prostu nie mam serca. To były ubranka od babć i nie dam rady.
- Oddaj je do sierocińca. – usłyszałam za sobą tak dobrze mi znany głos. Spojrzałam na niego przez ramię i z powrotem przeniosłam wzrok na ubrania.
- Nie mogę. – odpowiedziałam.
- Nie możesz czy nie chcesz? – zapytał i położył sobie ręce na moim brzuchu. Na swojej szyi poczułam najpierw ciepły oddech, a następnie jego wargi na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się na myśl o wczorajszej nocy.
- Nie mogę. – powtórzyłam.
- Na pewno? – jego pocałunki wspinały się w górę, na szyję.
-Yhy. – odchyliłam głowę w prawo, aby dać mu lepszy dostęp do szyi na co on się zaśmiał. – Nie chcę. – szepnęłam.
- Pomyśl o dzieciach, które nie mają jedzenia, ciepłych ubrań… - szeptał mi do ucha. – wyobraź sobie uśmiech opiekunek, które będą wdzięczne Ci za to, że będą miały w co ubrać dzieciaki… - oczami wyobraźni i wspomnień, zobaczyłam nasz sierociniec. Camber i „ciocie” jak cieszyły się na widok nowych podarunków, paczek z jedzeniem. Jak ja razem z dziewczynami przymierzałyśmy nowe ciuchy, robiąc sobie mini pokaz mody, w którym zawsze wygrywała Catalina.
- Oddam je. – odpowiedziałam i odwróciłam się twarzą do Justina. – Kocham Cię, wiesz? – zapytałam i dotknęłam jego nos palcem wskazującym, na co się uśmiechnął.
- Tak, ja też kocham Justina. – odpowiedział na co dostał ode mnie w ramię. Śmiał się. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i się zaśmiałam. Zamknął mi usta pocałunkiem. – Kocham Cie, kochanie moje. – powiedział mi prosto w usta, kiedy odsunął się ode mnie na chwilę.
- Jak w polskiej piosence. – wystawiłam mu język i cmoknęłam w usta szybko.  Wysunęłam się z jego ramion i odeszłam w stronę drzwi. – Aaa! – pisnęłam, kiedy poczułam silne ręce na mojej tali. – puść mnie wariacie! – krzyknęłam i machałam nogami. –
- Auć! – krzyknął kiedy dostał w nogę. Odstawił mnie na podłogę.  Odwróciłam się do niego i zobaczyłam, że trzyma się za piszczel.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam! – powiedziałam wystarczająco głośno. Schyliłam się.
- Vica… -powiedział Justin. – Vica. – spojrzałam w górę, kiedy złapał mnie za ramię. Śmiał się.
- Ty mała wredna małpo! – wstałam i z każdym krokiem dotykałam palcem wskazującym, Justin cofał się o krok. – To nie było śmieszne. Wiesz, jak się wystraszyłam?! – krzyknęłam i Justin runął na łóżko i pociągnął mnie razem za sobą. Włosy opadły na jego twarzy. Odgarnęłam je.
- Przepraszam. – powiedział i przekręcił głowę w prawą stronę. Dmuchnęłam w górę, bo jeden kosmyk spadł mi na czoło. Powtórzyłam to rugi raz. Spojrzałam na śmiejącego się Justina. Uniosłam brew a on założył mi kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnęłam się jak mała dziewczynka.
- Dziękuję. – powiedziałam słodkim głosem.
- Proszę. – położył mi dłonie na policzki i przysunął do swojej twarzy. Spojrzałam mu w oczy, a on pocałował mnie w czoło.
- Ejj…- jęknęłam i podniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć.
- Co byś chciała? – uśmiechnął się zadziornie, a ja zrobiłam dziubek i dotknęłam palcem wskazującym. – Ach tak? Czyżby? – pokiwałam twierdząco głową. Ponownie się zaśmiał i pocałował mnie. Tym razem w usta. Uwielbiam te jego pełne, malinowe usta. Uśmiechnęłam się przez pocałunek, a po chwili leżałam pod Justinem.  – Kocham Twoje wargi. – szepnął mi prosto w nie i położył obok.
- Wiesz co? – zapytał i oplótł mnie ramionami wokół talii.
- No co?
-Zrobię sobie przerwę. – uniosłam brew, chociaż i tak wiedziałam, że nie widzi. – Roczną. Od koncertów. Wiem, że to nie będzie w porządku wobec Beliebers, ale mam nadzieję, że zrozumieją. Jeśli naprawdę mnie kochają, zrobią to. A dla mnie to jest ważne. Chciałbym przez cały czas być przy Tobie.
- Dobrze. – odpowiedziałam, z pewnym wahaniem. Bardzo chcę, żeby był przy mnie. Podczas ciąży z Jacobem, nie było go przy mnie, był w śpiączce, a ja bardzo go potrzebowałam. – Obiecaj mi tylko, że nie przestaniesz nagrywać. Że przez ten rok, nagrasz piosenki. – położyłam swoje dłonie na jego, które były na moim brzuchu. Na naszej małej Fasolce.
- Obiecuję. – pocałował mnie w miejsce za uchem.  Leżeliśmy chwilę w ciszy. Ja myślałam, nad tym co mi przez chwilę powiedział. Całe 5 miesięcy z Justinem. Podczas ciąży, kiedy to się roztyje, urośnie mi brzuch, będę kapryśna, wymiotowanie i będą mi puchły stopy. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej wolałabym, żeby jechał w trasę. Roześmiałam się.
- Justin! Kurcze! Hahahah. Pro-proszę! Hahaha- wiłam się w ramionach Justina.
- Miałaś taką posępną minę, że nie wytrzymałem. – powiedział, ale nie przestał mnie łaskotać. Odkręciłam głowę, żeby na niego spojrzeć, ale on wtedy chciał mnie ugryźć.
- Nie. – zabrałam głowę śmiejąc się. Za to zrobił mi malinkę na szyi. Przestał mnie łaskotać. 
– Jak ja się teraz z tym pokażę. – położyłam się na lewym boku twarzą do mojego męża.
- Normalnie, kocie. –pocałował mnie w usta.

Siedziałam na kanapie z Melanie i Jacobem i oglądaliśmy telewizję. Jakieś bajki. Natomiast Justin był na spotkaniu ze Scooterem i resztą załogi w sprawie tej rocznej przerwy od koncertów, Gaby była na spotkaniu w sprawie pracy, a Christian był w pracy. Znalazł w okolicy jakieś studio, które wystawiało musicale. Spodobał mi się ten pomysł, bo będziemy mogli znowu obejrzeć go na scenie. Uśmiechnęłam się d własnych myśli.
- Mama… picju. – spojrzałam na Jacoba, uśmiechnęłam się i poczochrałam mu włosy ręką. Uśmiechnął się szeroko. Odwróciłam się do Melanie.
- A ty mała? Chcesz piciu? – spytała a ona potwierdziła odpowiedź ruchem główki. - Dobra, zaraz wracam. – wstałam z kanapy i podążyłam do kuchni. Wyjęłam dwie butelki i nalałam do nich soku jabłkowego.  Zakręciłam i wróciłam do salonu. Podałam butelki dzieciakom i już miałam siadać kiedy do drzwi ktoś zapukał. Dzwonek się popsuł czy co? Pokręciłam głową i poszłam otworzyć drzwi. Spojrzałam przez wizjer ale nikogo nie zobaczyłam. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było. Zerknęłam w dół i zobaczyłam kopertę. Zmarszczyłam brwi i podniosłam ją. Otworzyłam i wyjęłam kartkę, rozłożyłam ją i zaczęłam czytać.


„Dziecko nie jest Justina, prawda? Jesteś zwykłą dziwką, Beadles. A może Bieber? Zniszczę Ciebie i Jego.”

__________________________________________________________________________
Rozdział jest strasznie krótki za co bardzo przepraszam. Nie miałam weny i czasu. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie :) 
Nie wiem kiedy pojawi się następny, bo w tym tygodniu mam wycieczkę, ale postaram się żeby był dłuższy ;)
Love yaaal <3