środa, 29 czerwca 2016

Rozdział 80 "Będzie wyrywał każdą laskę"

- Mamo! Tato! Tris nie chce oddać zabawki! - usłyszałam z góry głos Jacoba. Spojrzałam na Justina i wywróciłam oczami.
- Jacob, pozwól siostrze się pobawić! - odkrzyknął mój mąż, pełnoprawny mąż. Około 3 miesięcy temu ogłosiliśmy publicznie, że jesteśmy małżeństwem. Co prawda była masa komentarzy, krytykujących mnie jak i wybór Justina, on stracił sporo follow na IG i TT, ale Pattie oświadczyła, że tylko te True Beliebers zostały i cieszą się razem z Justinem.
Ughh, co do Pattie. 2 lata temu urodziła przesłodką dziewczynkę o imieniu Jessica. Minęło ok 2,5 roku odkąd urodziłam Beatrice. Jacob ma już 4 latka i po raz pierwszy idzie do przedszkola. Jestem z niego taka dumna. Trochę obawiam się tego jak to będzie i czy sobie poradzi. Ale z drugiej strony świetnie nawiązuje kontakty z innymi dziećmi.
- Będzie wyrywał każdą laskę w przedszkolu - Justin jadł właśnie omleta.
- Dziewczynę, Kochanie, dziewczynę - poprawiłam go i dokończyłam wyjmować naczynia ze zmywarki.
- Chyba wiem co mówię - odpowiedział z pełną buzią ale jednak udało mi się go zrozumieć.
- Mamuś - usłyszałam słodki głosik mojej Królewny.
- Co się stało, Szkrabie? - kucnęłam i wyciągnęłam do niej rączkę. Ona spojrzała na Justina i wyciągnęła do niego swoją malutką rączkę.
- Mam przyjść do was? - zapytał
- Tak - odpowiedziała szeptem. Justin podszedł i kucnął po jej drugiej stronie. Próbowała nas objąć, wiec mój mąż wziął ja na ręce. Mała objęła nas szyją i powiedziała.
-Kokam badziej - uśmiechnęliśmy się a ja dałam jej buziaka w ustka.
- My tez Cie kochamy Księżniczko - Juss połaskotał ją pod paszką a ta się zaśmiała. - Co byś chciała porobić?
- Kotka - powiedziała a Juss spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
- Sąsiadka ma dwa małe kotki - wytłumaczyłam. - chodź, zaniosę Cie do cioci Sue.
Wzięłam małą na ręce i poszłyśmy do przedpokoju. Posadziłam mała na jej stałym krzesełku a sama wzięłam buciki z szafki i bluzę z szafy. Założyłam jej i dotknęłam palcem noska. Justin przyszedł do nas, dał nam buziaka i powiedział ze mnie kocha. Tris od razu krzyknęła swoje "kokam badziej!" zaśmiałam i i cmoknęłam męża w usta. Zawołałam jeszcze Jacoba, czy nie chce z nami iść.
Sue to 38 letnia kobieta z 4 rozrabiaków. Najstarszy jest Matthew, który ma 17 lat, potem są bliźniaczki Camila oraz Cassandra i mają po 14 lat, najmłodszy jest Nathan w wieku Jake'a. Uwielbiają się razem bawić. Myślę ze może to być przyjaźń na dłuższy czas.
Mieszkamy w Calabasas w Kalifornii. Dom jest piękny, ale strasznie duży. Tak naprawdę korzystamy tylko z części tego domu. Reszta jest zagospodarowana przez Margaret naszą pomoc domową, która w sumie traktuje jak przyjaciółkę oraz Miguela naszego ogrodnika. Biorąc pod uwagę rozeznanie, może być jak w typowej telenoweli. Muszę chyba pomyśleć na ten temat. Zdecydowanie do siebie pasują. Czyżbym znowu była swatką?
Po drodze spotkałyśmy Mary, która swoja drogą niosła kwiaty. Stwierdziła ze są do salonu, ale zarumieniła się przy tym. Tak, musiały być od Miguela. No nic, postaram się o to żeby były częściej.
Od Sue wróciłam ok 17, a dzieci jeszcze chwilę zostały bo Tris zasnęła z Camillą, a Jacob gra w nogę z Natem. Weszłam do domu i od razu padłam na kanapę w salonie. Chwila ciszy i spokoju. Miałam się zastanawiać gdzie on poszedł ale nawet nie miałam na to siły. Zamknęłam oczy i momentalnie zasnęłam.
Wydawało mi się, że coś słyszę. Jakby gitarę? Ziewnęłam i otworzyłam powoli zaspane oczy. Musiałam zamrugać kilka razy, bo światło było zbyt ostre. Podniosłam się i zobaczyłam mojego faceta z gitarą, rozczochranymi włosami i w samych bokserkach. Śpiewał Thinking out loud Eda Sheerana. Uśmiechał się przy tym. Usiadł na brzegu łóżka obok mnie i za chwile skończył śpiew.
- Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy, Skarbie - uśmiechnął się i dal mi kopertę.
- Co to jest? - zapytałam zaciekawiona zawartością koperty.
- Zaproszenie. I wskazówki- nachylił się i pocałował mnie - na wieczór. Sukienkę masz w garderobie - pocałował mnie w czoło i sobie wyszedł. Wyszedł sobie o tak o bez żadnego wyjaśnienia. Ciekawość była górą i otworzyłam kopertę. Na karteczce widniało zaproszenie na galę. Na dziś wieczór. O 20. Zeskoczyłam z łóżka, wyskoczyłam w gore i krzyknęłam "tak!". Usłyszałam tylko śmiech za drzwiami. Zmrużyłam oczy i się otworzyły. Justin wyglądał przez uchylone drzwi.
- Pezz i Gaby przyjadą do Ciebie ok 17 - zaoponował i poszedł sobie dalej.
Gabrielle rozumiem, ale dlaczego Perrie? Przecież ma teraz dużo pracy z dziewczynami nad płytą. Może mu się pomyliło? No nic, poszłam do garderoby, bo nie mogłam się oprzeć zobaczeniu sukienki jaką Justin dla mnie wybrał. Ewentualnie Ronnie, jego stylistka. Tak, to jest bardziej prawdopodobne.
Była przepiękna. Biała z głębokim dekoltem i dużym wycięciem z tyłu. Miała to być gala Golden Globe. Byłam zdenerwowana i jednocześnie podekscytowana niesamowicie. Nie mogłam doczekać się tego, co wydarzy się wieczorem.
_____________________________________________________________
Krótki ale jest :)
Dla Ciebie Veronica.
Pierwszy od dawna, jeśli się podoba = proszę skomentuj :)
Pozdrawiam i całuje :)

środa, 22 czerwca 2016

Powrót!

Heeej! 
Rok czasu minął, ale...
To znowu ja. Tak się zastanawiałam, czy jest tutaj ktoś jeszcze, kto chciałby jeszcze czytać dalej historię Tori i Justina? 
Gdybyście chcieli to mogłabym ją doprowadzić do końca. Myślę, że może do 100 rozdziałów dałoby radę napisać :)
Jeśli ktoś taki jest, kto chciałby to czytać i komentować, to proszę, skomentujcie a na pewno rozważę taką opcję :)
Czekam na komentarze, jeśli ktoś tutaj jeszcze wchodzi.
Pozdrawiam <3

wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 79 "Kocham Cię, ale już śpij"

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM! PROSZĘ!
_______________________________
Muszę wam powiedzieć, że chłopak Pattie jest bardzo miły i zabawny. Swoją drogą, Justin już się do niego przekonał. Nie do końca, ale jest dobrze. Wydaje mi się, że ma co do Pattie poważne zamiary.
- Pomóc Ci? – zapytała Pattie, kiedy brałam Jacoba z kolan Jussa gdzie już usypiał.
- Nie trzeba, poradzę sobie – uśmiechnęłam się do niej i posadziłam Jake’a na biodro. Justin od razu się nachylił w stronę Chrisa i zaczęli gadać o sporcie, czyli o tym samym co każdy facet.
- Pomogę. – uśmiechnęła się do mnie.
- No dobra – ruszyłyśmy w stronę schodów, a później w stronę pokoju Jake’a. Położyłam go na łóżku.
- Zaśpiewasz mi kołysanke? – zapytał swoim słodkim, zaspanym głosikiem.
- A może babcia Ci zaśpiewa? Może? – zapytałam i przeczesałam jego włoski.
- Mhmm – mruknął i przekręcił się na prawy bok, w stronę babci.
- Scena należy do Ciebie – uśmiechnęłam się do Pattie. – Możesz mu zaśpiewać Be Alright, lubi ją.
- Okay – powiedziała i odchrząknęła. Po chwili zaczęła śpiewać. Zmarszczyłam brwi. Wiedziałam, że potrafi śpiewać, ale nie wiedziałam, że aż tak ładnie. Już wiemy po kim Justin odziedziczył talent do śpiewu.  Założyłam ręce na klatce piersiowej i się uśmiechnęłam, słuchając głosu Pattie.
- Usnął. – usłyszałam i otworzyłam oczy. Nawet nie zorientowałam się kiedy je zamknęłam.
- Udało Ci się to szybciej, niż kiedykolwiek. – uśmiechnęłam się do niej.
- Dzięki – uśmiechnęła się. – Em, możemy pogadać? – spytała.
- Tak, jasne. Coś się stało? – zapytałam i usiadłam naprzeciwko mamy Justina. – Pattie, wszystko w porządku? – złapałam ją za ręce i popatrzyłam na nią. – Eeej, bo się martwię.
- Jestem w ciąży. – szepnęła a ja spojrzałam na nią dużymi oczami. Zmarszczyłam brwi.
- Jak to: w ciąży? – mój głos był ochrypnięty.
- Normalnie. Jestem w ciąży z Chrisem. Justin będzie miał braciszka albo siostrzyczkę. To dopiero 1 miesiąc. – uśmiechnęła się już bardziej pewna siebie.
- To niesamowite! – krzyknęłam.
-Cii, obudzisz mi wnuka. – zatkała mi buzię dłonią.
- Już jestem cicho. Ale to naprawdę wspaniała wiadomość. – przytuliłam ją mocno. – Powiedziałaś już komuś?
-Nie. Wiesz tylko ty. No i mój ginekolog. – zaśmiała się cicho. Przechyliłam głowę na prawą stronę.
- Od roku jestem żoną Justina. – powiedziałam i zagryzłam wargę, a Pattie tylko się uśmiechnęła.
-Wiem. Justin nie potrafi trzymać języka za zębami – puściła mi oczko.
- Czemu nie powiedziałaś, że wiesz? – zmarszczyłam czoło.
- Bo mnie o to poprosił – wystawiła mi język.
- Noo dobra. – zaśmiałam się cichutko. – No to mała – położyłam rękę na brzuchu i spojrzałam w dół- ciocia albo wujek będzie od Ciebie młodszy – podniosłam wzrok na Pattie.
- Nie wiem czy dam sobie radę. Ostatni raz miałam małe dziecko jak miałam 18 lat, teraz mam 39. Trochę czasu minęło.
- Dasz sobie radę, jak opiekujesz się Jacobem, to on jest w siódmym niebie – puściłam jej oczko.
- Dzięki, Tori. – uśmiechnęła się do mnie.
- Nie ma za co, mamo. Mogę tak do Ciebie mówić, prawda? –
- Oczywiście. Jesteś dla mnie jak córka – po raz kolejny ją przytuliłam.
-Chodź, zobaczymy co robią nasi mężczyźni – powiedziałam a Pattie się zaśmiała. Zostawiłyśmy Jacoba słodko śpiącego i zeszłyśmy na dół, gdzie jak się okazało, Chris z Justinem oglądali mecz koszykówki. Wywróciłam oczami i podeszłam do Justina i objęłam jego szyję ramionami i pocałowałam w policzek.
- Co robicie? – to było oczywiście pytanie retoryczne.
- Oglądamy. Kanada wygrywa przewagą rzutu za 3 punkty – odpowiedział Justin.
- Jest Kanadyjczykiem? – spojrzałam na Pattie a ona się zaśmiała i pokiwała głową na „tak”. – No to za każdym razem jak będzie mecz, my możemy obie wybierać się na zakupy – zaśmiałyśmy się obie.
- Ciii – reakcja chłopaków, na każdy głośniejszy odgłos. Więc obie przeniosłyśmy się do piwnicy, gdzie znajdowała się mini sala kinowa.
- To co oglądamy? – wsypywałam popcorn do drugiego opakowania. Bycie żoną jednego z najbogatszych nastolatków na świecie jest bardzo fajne. Masz kino w domu, maszynę do robienia waty cukrowej i popcornu, i do napojów gazowanych. Po prostu idealnie.
- Romantyczny, wyciskacz łez, komedia? – zapytała Pattie przeglądając płyty.
- komedia potem wyciskacz łez – odpowiedziałam i podałam jej popcorn. Usiadłyśmy sobie wygodnie i czekałyśmy aż film się zacznie.  
Śmiałyśmy się jak nastolatki. Można by uznać, że skoro mam 20 lat to zaliczam się jeszcze do nastolatków, ale tak się nie czuje. Ominęło mnie wiele imprez w życiu, dlatego że urodziłam Jacoba. Dużo spotkań ze znajomymi, studia… Ale czy żałuję? Nie. Mimo tego nigdy nie żałowałam. Mam wspaniałego synka, męża, z lekka denerwującego, ale go kocham. Przyjaciół i rodzinę. Prawdziwą rodzinę.
Po skończonej komedii od razu włączyłyśmy wyciskacz łez. W sumie wypadło na to, że raczej romantyczny niż wyciskacz łez, bo „I że Cię nie opuszczę”, ale kilka łez można było uronić.
W skupieniu oglądałyśmy film i zajadałyśmy popcorn.
W momencie kiedy Paige zaczęła płakać przy siostrze i mówić, że wszystko jest niesprawiedliwe, że nic nie jest w porządku etc., kiedy my się rozpłakałyśmy, do sali weszli chłopcy. Poczułam na ramionach i szyi oplatające ramiona. Dostałam całusa w policzek i pociągnęłam nosem.
- Wyciskacz łez? – zapytał Justin, a ja przechyliłam głowę, by na niego spojrzeć.
- Yhym – mruknęłam i zrobiłam słodkie oczka. On się tylko uśmiechnął nieśmiało, pocałował mnie w głowę i przeskoczył krzesła, żeby koło mnie usiąść. Podniósł mnie i posadził sobie na kolanach, tak żebym mogła oglądać, i przytulił mnie mocno. - Jesteś najlepszy – powiedziałam do niego i wzięłam popcorn do ust.
- Wiem to – puścił mi oczko.
- Cii – usłyszałam głos Pattie, która także była wtulona w Chrisa. Spojrzałam na Justina, by po chwili się zaśmiać.
- Papugują po nas – szepnęłam do niego.
- Oglądaj – skarcił mnie kiedy zobaczył wzrok swojej mamy. Pocałowałam go w usta i oparłam swoją głowę na jego głowie i oglądałam dalej film.

- Beatrice(czyt. Bitris) – powiedział Justin. Podniosłam głowę do góry znad książki i spojrzałam na mojego męża siedzącego z gitarą w ręku.
- Co? – zapytałam.
- Beatrice, Bea(czyt. Bi) Tris. Beatrice.
- No dobra, imię. Ale co z tego? – uniosłam brew i patrzyłam na Justina.
- No dla naszej córki, nie? – spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Dlaczego Beatrice? I skąd wiesz, że to będzie dziewczynka? – przechyliłam głowę na prawą stronę.
- Bo mam takie przeczucie. Mi się podoba to imię. Poza tym, takie imię nosiła bohaterka w „Niezgodnej”.
- Czytałeś „Niezgodną”? – uniosłam wysoko brwi ze zdziwienia.
- Nie, ale ty czytałaś więc poczytałem co nieco o tej książce. Z tego co wiem to Tris jest odważna, pewna siebie, inteligenta, dobra. To będzie dobra wróżba dla naszej córki – powiedział w skupieniu a ja wybuchłam śmiechem. – no co? – zapytał a ja usiadłam na kolanach na łóżku.
- Chodź tu – powiedziałam dalej się uśmiechając. Odstawił gitarę i usiadł naprzeciwko mnie tak jak ja. Położyłam dłonie na jego policzkach. Uśmiechnął się. –Beatrice? – uniosłam brew do góry.
- Beatrice. Zgódź się, proszę – uśmiechnął się nieśmiało.
- Okay – cmoknęłam go w usta. Odsunęłam się od niego i spojrzałam na niego. Miał szeroki uśmiech na twarzy.
- Witamy Cię, Beatrice – położył dłoń na moim brzuchu i spojrzał w moje oczy. Był szczęśliwy. Był naprawdę szczęśliwy.
-Mamiii! – usłyszałam głos Jacoba i spojrzałam w stronę drzwi i z powrotem na Justina.
- Muszę iść – poruszyłam ramionami w górę i w dół – dokończ piosenkę – cmoknęłam go w usta i zeszłam z łóżka. Na pożegnanie dostałam klapsa w tyłek i wystawiłam Justinowi język.
Weszłam do pokoju Jacoba i rozejrzałam się dookoła.
- Co się stało, Mały? – podeszłam do łóżka i usiadłam na nim. Pogłaskałam Jake’a po głowie i uśmiechnęłam się delikatnie.
-Nic. Kocham Cię, mamo – odpowiedział, wspiął się na moje kolana i mocno się do mnie przytulił. Objęłam go mocno i zamknęłam oczy. Czułam, że pod powiekami zbierają mi się łzy.
- Ja Ciebie też, synku – odszepnęłam i pocałowałam go we włosy.
Teraz byłam naprawdę szczęśliwa.
Posiedziałam chwilkę z Jacobem i zaśpiewałam mu piosenkę na dobranoc. Pocałowałam go w czółko i przykryłam. Położyłam się obok niego i patrzyłam chwilkę jak śpi. Ma już prawie dwa latka, a przecież tak niedawno jeszcze był niemowlakiem, kiedy Justin był w śpiączce. Przez całą ciążę byłam bez Jego wsparcia, czułych słówek, „Kocham Cię” wypowiadanych każdego ranka…
Otarłam łzę spływającą po moim policzku i uśmiechnęłam się lekko. To wszystko mam już za sobą. A teraz znowu jestem w ciąży, z tą różnicą, że teraz mam przy sobie wszystko co najlepsze i najpiękniejsze.
Poczułam, że ktoś mnie podnosi. Mruknęłam coś pod nosem.

- Cii, śpij skarbie – usłyszałam głos, który rozpoznałabym wszędzie. Uśmiechnęłam się delikatnie i wtuliłam się w mojego mężczyznę. – Kocham Cię, ale już śpij – pocałował mnie w czubek głowy i ostatnie co czułam to, to że się poruszamy. 
__________________________________________________
Hejka! 
Nowy rozdział pojawił się dużo szybciej, mam nadzieję, że was to cieszy :)
Chyba już nikt tego nie czyta, no ale cóż :)))
Okay, jest taka sprawa. 
#1 Czyta ktoś to opowiadanie?
#2 Jeśli nadal będzie taka aktywność jak jest teraz, to kończę bloga.
#3 Podoba wam się rozdział? Tylko szczerze.
#4 Tak trudno jest napisać w komentarzu "Czytam"; "Fajne"; "Głupie";"Podoba mi się"; "Mogłabyś się bardziej postarać".
Tak i tak wiem, że jest do dupy. Przepraszam i proszę, jeśli chcecie, żeby opowiadanie dalej trwało, KOMENTUJCIE.
To naprawdę dodaje motywacji do pisania :)
Lova ya...

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 78 "Jeszcze się z Tobą za to policzę, Młody."

Dostałam mail od mamy Justina, że wpadnie do nas za trzy dni i że musi nam coś ważnego powiedzieć. A no tak, i że wpadnie z kimś. Pewnie kogoś poznała. W sumie to fajnie, nie miałabym nic przeciwko temu. Przez ten cały czas była sama. W końcu ułoży sobie życie na nowo. O ile o to chodzi.
Cały wczorajszy dzień, przesiedział u nas Usher. Da się go lubić. No i oczywiście, nieźle radzi sobie z Justinem. A to jest nie łatwa sprawa. Przyprowadził swojego młodszego synka, Naviyd’a. Ma 5 latek i jest strasznie słodki. Bawił się z Jacobem samochodami.

- Justin, powiedz mi o co chodzi. – jęknęłam po raz kolejny tego dnia.
- Nie. – odpowiedział i dalej oglądał telewizję.
- Bieber. Masz mi powiedzieć. – powiedziałam i stanęłam przed telewizorem. Wiem, że był mecz hokeja i w ogóle, no ale to była wyjątkowa sytuacja.
- Vica. – jęknął i przechylił głowę, żeby widzieć.
- O nie. Nie przesunę się, jeśli mi nie powiesz. – położyłam ręce na biodrach. Miałam na sobie dzisiaj obcisłe rurki i krótką bluzkę. Muszę korzystać, dopóki mam jeszcze ledwo widoczny brzuch.
- Victoria, posłuchaj tego co teraz powiem. Nie pisnę ani słówka.
Jeszcze zobaczymy.
Uśmiechnęłam się chytrze i siadłam na nim okrakiem. Spojrzał na mnie.
- Nie powiem. – powiedział z poważną miną.
- Czy aby na pewno? – nachyliłam się i szepnęłam mu do ucha przygryzając jego płatek. Justin położył swoje dłonie na moich biodrach. Pocałowałam jego tatuaż za uchem, a potem schodziłam z nimi niżej aż na szyję. Ugryzłam lekko skórę, a on syknął. Wczepiłam dłonie w jego idealnie ułożone włosy, pocałowałam go w usta.

- Chryste, Tori. – sapnął Justin, a ja poczułam jego wzwód na pupie. Zaśmiałam się i znowu go pocałowałam.
- Powiesz mi? – spytałam pomiędzy pocałunkiem.
- Nie. – sapnął i jego ręce znalazły się na moim tyłku.
- Okay. – powiedziałam i przestałam go całować. Chciałam zejść z niego.
- Torii.. – jęknął kiedy kręciłam się na jego kolanach, przy okazji dotykając jego, jak to Beliebers mówią, Jerry’ego. – Kupuję penthouse w Londynie– znieruchomiałam.
- Penthouse? Londyn? Co? – spojrzałam na niego marszcząc brwi, nie rozumiejąc ani trochę o co może mu chodzić.
- No tak. To miała być niespodzianka. Niedaleko mieszkań chłopaków. – odpowiedział i założył mi kosmyk włosów, który wydostał się z kucyka.
- Ale po co to wszystko? – zapytałam.
- Mam przerwę. I pomyślałem, że może wyjechalibyśmy do Londynu na kilka tygodni. Pewnie stęskniłaś się za chłopakami i dziewczynami. – uśmiechnął się niewinnie. Uwielbiałam ten uśmiech. Ponownie go pocałowałam, czując jak się uśmiecha.
- Kocham Cie. – wyszeptałam. – ale teraz chodź do sypialni. – powiedziałam i cmokając go po raz ostatni wstałam z niego i zaciągnęłam do sypialni. Po drodze zajrzeliśmy do Jake’a, ale słodko pochrapywał.

Ja i Gaby krzątałyśmy się w kuchni, próbując zrobić coś dobrego na kolację. Dzisiaj ma przyjechać Pattie z chłopakiem. To znaczy, tak przypuszczam, w każdym bądź razie ze znajomym bądź znajomą, a ja chce dobrze wypaść. Przez pół dnia przygotowywałam jedzenie, a Justin nakrywał do stołu i wybierał wino.
- Dobra, ja idę się przebrać. – powiedziałam do przyjaciółki, zdjęłam fartuch i odłożyłam go na bok.
- Ja to przypilnuję. – odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko.
- Dzięki.
Weszłam na górę do sypialni i wzięłam z łóżka przygotowane wcześniej ciuchy i ruszyłam do łazienki. Rozebrałam się i wzięłam szybki prysznic. Założyłam czystą bieliznę i założyłam spodnie. Przód koszuli włożyłam w spodnie. Wysuszyłam włosy i zostawiłam rozpuszczone.
- Tori! – usłyszałam głos Justina z dołu.
- Idę! – odkrzyknęłam i ostatni raz przeczesałam rzęsy tuszem. Jest dobrze. Zeszłam na dół i ruszyłam w stronę salonu. Zmarszczyłam brwi. Gdzie Pattie?
-Tori! – krzyknął Justin po razu drugi. Był w jadalni, więc tam ruszyłam.
- Co się stało? Gdzie Pattie? – weszłam i zobaczyłam Justina, który trzymał Jake’a, na długość ramion. Spojrzałam na buźkę Jake’a, potem na koszulkę Justina i wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- To nie jest śmieszne! Blah, to śmierdzi! – pisnął jak mała dziewczynka. – Jeszcze się z Tobą za to policzę, Młody. – spojrzał na Jake’a z przymrużonymi brwiami, a mały zaśmiał się słodko. Wzięłam z szafki z przedpokoju ręcznik i starłam Jacobowi wymioty z buźki i bluzki, i wzięłam go od Justina.
- Idź się szybko umyj i przebierz, a ja ogarnę Jake’a. – powiedziałam do niego, dalej się szczerząc. Patrzył na mnie. – No idź, bo śmierdzisz! – zaśmiałam się i popchnęłam go lekko dłonią w stronę schodów. On też się zaśmiał. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i spojrzałam na urwisa. Westchnęłam. – I co ty mały narobiłeś? – podniósł ramiona do góry i rozłożył rączki. Zaśmiałam się i poszłam do jego pokoju, żeby go umyć i przebrać.

-Cześć skarbie. – powiedziała Pattie i przytuliła mnie na przywitanie.
-Hej, Patt. – uśmiechnęłam się na jej widok. Nadal tkwiąc w uścisku zerknęłam przed siebie. Spojrzałam na wysokiego bruneta o niebieskich oczach i szerokim uśmiechem. Już mi się spodobał. – Fajny jest. – szepnęłam Pattie na ucho, a ona zachichotała jak nastolatka. Uśmiechnęłam się.
- Wiem. – odpowiedziała. – Gdzie mój wnuczek? – zapytała i rozejrzała się.
- W salonie, w kojcu. - odpowiedziałam. Mężczyzna o niebieskich oczach podszedł do Pattie i objął ją w pasie.
- Może nas przedstawisz? – zapytał dźwięcznym, lekko zachrypniętym głosem.
- Chris, to jest Victoria, narzeczona mojego syna.
- Wystarczy Tori. – puściłam mu oczko, na co się uśmiechnął.
- Vica, to jest Chris. – powiedziała. Uśmiechnęłam się na widok Patricii z kimś. Miło było na nich patrzeć.
- Witam. – spojrzeliśmy równocześnie w stronę schodów.
- Cześć synku. – Pattie uśmiechnęła się szeroko.
- Kim pan jest? – Justin patrzył się to na twarz Chrisa, to na rękę spoczywającą na talii jego mamy.
– Przedstawi się pan?
- Justin. – upomniałam go. – Przepraszam za niego. – tym razem zwróciłam się do Chrisa.
- Nic się nie stało. Spokojnie, rozumiem, że jest nadopiekuńczy w stosunku do mamy. Jestem Christopher Harrison.
- A tak, kojarzę pana. W takim razie, co pan tu robi? – zapytał.
- Justin, mogę Cię na chwilę prosić? – spojrzałam na mojego faceta. Przeniosłam wzrok na mamę Jussa. – Proszę, czujcie się jak u siebie. – uśmiechnęłam się do nich i złapałam Justina za rękę i pociągnęłam go do kuchni. – Co ty odwalasz?
- Co? – spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Co to miało być? – położyłam ręce na biodrach i przyglądałam się Bieber’owi.
- No co? – zdecydowanie za dużo używamy „co” w swoich wypowiedziach. Zdecydowanie. – Po prostu chciałem się dowiedzieć kim on jest, czym się zajmuje, co robi tutaj i czemu jego ręka była na biodrze mojej ma…
- Justin. – przerwałam mu kładąc palec wskazujący na jego ustach. – Twoja mama jest dorosła, może robić co tylko zechce. Masz prawo się o nią martwić, a tak szczęśliwą widziałam ją na Twoim koncercie. Zrozum to, że nie jest Twoją własnością. Przez 20 lat nie miała żadnego poważniejszego faceta. Wiem, że ją kochasz i jeżeli chcesz, żeby była szczęśliwa to jej na to pozwól. I Będziesz miły, prawda? – patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami. Podniósł rękę i założył mi pasmo włosów za ucho. Uśmiechnęłam się.
- Prawda. – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Dziękuję. To chodź. – złapałam go za rękę i poszliśmy do salonu. Chris siedział na kanapie obok Pattie, która trzymała Jacoba na kolanach. Jakie podejrzliwie patrzył się na nowo poznanego pana.
- A właśnie, zapomnieliśmy o prezencie dla Ciebie – powiedział Chris uśmiechając się do Jacoba. Stanęliśmy z Justinem w progu wejścia do salonu, a mój mąż objął mnie od tyłu, kładąc ręce na moim lekko zaokrąglonym brzuchu.
- Dla mnje? – zapytał nieśmiało się uśmiechając.
- Tak. Poczekaj chwilkę. – Chris wstał i poszedł do przedpokoju. Po chwili wrócił z bardzo dużym pudełkiem.
- Chris, wydaje mi się, że jest za duży – zwróciłam się do niego.
- Daj mu się nacieszyć – powiedziała Pattie.
- Dobra, ale to jest wyjątek – powiedziałam i uśmiechnęłam się kiedy zobaczyłam szeroki uśmiech mojego synka. To było najważniejsze.

 ___________________________________________________
CZEŚĆ!!!
Dawno mnie tu nie było... Bardzo was przepraszam! O ile mam kogo :p
Rozdział miał się pojawić już ok. 2 tygodnie temu, ale z powodu laptopa (był w naprawie) nie mogłam dodać rozdziału. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. 
Mam do was PROŚBĘ.
JEŚLI TO CZYTASZ, TO SKOMENTUJ. 
Nawet kropką... naprawdę to dla mnie bardzo ważne. Nie wiem, czy ktoś to czyta i czy jest sens dalej pisać to opowiadanie. Myślałam nad zawieszeniem bloga, ale postanowiłam najpierw was spytać o zdanie. Więc... będziecie komentować rozdziały, czy zawieszamy?
Wiem, że to jest "ultimatum", ale nie ma innego wyjścia :/
To, to chyba wszystko. 
Love ya <3

czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 77 "A co, przeszkadza Ci?"

Dyrektor szkoły tańca właśnie wygłaszał mowę. To wysoki, dobrze zbudowany i na moje oko trzydziestoletni mężczyzna. Jest przystojny i chyba nie żonaty, bo nie ma obrączki. Przyglądałam mu się z zainteresowaniem. Justin mówił, że nazywa się Elliot Black. Po swojej mowie, dziękuje i zaprasza wszystkich na poczęstunek. Do naszych stolików podchodzili kelnerzy i stawiali przed nami talerze z jedzeniem. 
- Ale się najadłem, a wy? – zapytał Justin i oparł się o oparcie krzesła.
- Ja też. – zrobiłam to samo co on i położyłam dłoń na brzuchu. 
- Ja nie. – Christian wcinał dokładkę. 
- Ile on może w sobie zmieścić – westchnęła Gabriella, z dezaprobatą. 
- Jak tam nasza mała królewna? – zapytał Justin i położył dłoń na mojej dłoni. Podniosłam na niego głowę i uśmiechnęłam się lekko. 
- Dobrze się trzyma. Jak na razie, śpi. – patrzyłam w jego oczy i dałam szybkiego buziaka. 
- Idziemy zatańczyć? – spytał i złapał mnie za wolną rękę. 
-Tak, trzeba spalić to co się zjadło. – westchnęłam i z pomocą Jussa wstałam z krzesła. Przeszliśmy do sali przeznaczonej na tańce. Ludzi było sporo, właściwie same pary, kobieta i mężczyzna. Leciała jakaś wolniejsza piosenka, więc zarzuciłam ręce na kark Justina i się do niego przytuliłam, uprzednio całując go w usta. Przetańczyliśmy może ze dwie piosenki, kiedy podszedł do nas jakiś facet. 
- Przepraszam, zatańczylibyście tango? Dziewczyna, która miała to zatańczyć złamała właśnie nogę. Pan Black byłby wam bardzo wdzięczny. – Spojrzałam na Justina a potem na tego chłopaka. 
- Ja chętnie. A ty, Justinie? – zerknęłam na niego i mocniej ścisnęłam jego rękę. Uśmiechnął się lekko.
- Z chęcią. 
- Naprawdę wam dziękuję. Założycie te maski, okay? Jeszcze raz dziękuję. A i musicie się przebrać, niestety. – podał nam maski i odszedł do innej pary. Odwróciłam się w stronę Justina.
- To co, idziemy się przebrać? – zapytał i podeszliśmy, do tego faceta, z którym przed chwilą rozmawialiśmy. Skierował nas do szatni. Tam przebrałam się na czekającą na mnie zieloną sukienkę, która swoją drogą troszeczkę opinała mnie w pasie. Włosy trochę spięłam. Przejrzałam się w lustrze i założyłam maskę. Razem z resztą dziewczyn wyszliśmy na parkiet. Stali tam już chłopaki, ubrani w garnitury i z czarnymi maskami na twarzach. Brakowało mi tylko Justina. Ustawiłyśmy się i po chwili podbiegł Justin, z niezawiązaną muchą. Wyglądał seksownie w rozpiętej koszuli pod szyją i maską na twarzy. Rozległy się pierwsze takty piosenki. 
- Gotowa? – wyczytałam z warg Justina, a ja kiwnęłam głową na co on się lekko uśmiechnął.
Zaczęliśmy do siebie podchodzić. Znałam ten układ. Christian mi go kiedyś pokazywał jak byliśmy sami w domu. Zapamiętałam go, co się akurat przyda. Zaczęliśmy  tańczyć
Jak ja dawno nie tańczyłam tango! Naprawdę, tęsknię za tańcem towarzyskim. Można by było się nad tym zastanowić, poważniej. No ale to już raczej po ciąży, bo Justin mi teraz nie pozwoli. Ech, westchnęłam i złapałam Justina za rękę. Już byliśmy przebrani i siedzieliśmy przy stoliku. Impreza się teraz rozkręciła i zostali sami młodsi ludzie, a muzyka jest szybsza. Siedziałam sobie właśnie na kolanach Justina i obierałam mandarynkę.
- Skarbie, co ty na to, żebyśmy gdzieś wyjechali? – Justin pocierał nosem o moją szyje. – we czwórkę. 
- We czwórkę? – spojrzałam na niego i włożyłam mu kawałek mandarynki do ust. 
- No wiesz… Ty, ja, Jacob i nasza Fasolka. – mówił przeżuwając. 
- Fasolka? – uniosłam brwi do góry z szerokim uśmiechem na ustach. 
- Fasolka. – kiwnął głową i położył dłoń na moim brzuchu. – To co ty na to?
- A gdzie chciałbyś pojechać? – wzięłam kawałek mandarynki do ust. 
- Nad jezioro. – odpowiedział. 
- Obrzeża Atlanty? – spytałam a on pokiwał głową. – Dobra. – nachyliłam się i cmoknęłam go w usta. – Kocham Cię.
- Ja Ciebie też, Szczęście. – założył mi kosmyk włosów za ucho. – I Ciebie też, Fasolko. – pogłaskał mnie po brzuchu, na co ja wywróciłam oczami. 
- Jakiś ty się romantyczny zrobił. – parsknęłam śmiechem. 
- Kiedyś trzeba, Słońce. – zaśmiał się ze mną. 
- Przepraszam. – usłyszałam niski, męski głos. Razem z Justinem podnieśliśmy głowy na tego mężczyznę. Okazało się, że jest to Elliot Black. – Mam, nadzieję, że nie przeszkadzam. – powiedział i uśmiechnął się lekko. 
- Nie, skądże. – odezwał się Justin. Justin złapał mnie za biodra i podniósł. Stanęłam obok niego i patrzyłam się na tego faceta. 
- Nazywam się Elliot Black, jestem dyrektorem szkoły. – powiedział i wyciągnął rękę w stronę Justina. 
- Justin Bieber. A to moja narzeczona, Victoria Beadles.
- Elliot Black. – podał mi rękę a ja ją uścisnęłam. Skinęłam mu głową. Justin położył mi dłoń na biodrze. 
- Czym możemy służyć? – pytanie zadał Bizzle. 
- Chciałem serdecznie podziękować za wzięcie udziału w tańcu. – powiedział i uśmiechnął się do nas. 
- To dla nas przyjemność, panie Black. – odwzajemniłam uśmiech. 
- W każdym bądź razie, dziękuję. – puścił mi oczko, a dłoń Justina mocniej zacisnęła się na moim biodrze. 
- Może usiądzie pan z nami? – spytał Justin.
- Nie, dziękuję, ale muszę wracać do swojej pracy. Mam nadzieję, do zobaczenia. – uścisnął rękę Bieberowi a mi skinął głową i odszedł. 
- Co to było? – odwróciłam się do mojego męża. 
- Co? – zmarszczył czoło. 
- Twoja zaciśnięta ręka na moim biodrze. Czyżbyś był zazdrosny? – przechyliłam głowę w prawo. 
- A mam o co? 
- Oczywiście, że tak. W końcu jestem najseksowniejszą kobietą na świecie, nie? – uniosłam brew do góry z uśmiechem na ustach. 
- Oooj tak, a żebyś wiedziała. – zaśmiał się i pocałował mnie w usta. –Moją najseksowniejszą kobietą na świecie. – szepnął i pocałował mnie w czoło. 
-Vica, Justin. Chcę wam kogoś przedstawić. – usłyszałam głos Christiana i podniosłam głowę do góry. Stał z wysoką blondynką z mocnym makijażem. Wydawało mi się, że skądś ją znam.
-Kto znowu…- usłyszałam cichy szept Justina na co zagryzłam wargę, aby powstrzymać śmiech.
-To jest Shaillene Woodley. Shai to jest moja siostra, Victoria i przyjaciel, Justin. – przedstawił nas sobie Christian. 
Około godziny 24 postanowiliśmy wrócić do domu, bo po pierwsze, chciałam uwolnić już Yael i Scoot’a od dzieciaków, po drugie, nogi mnie strasznie bolały. To jest największy powód. Jednak wybranie się w szpilkach nie było najlepszym wyborem. 
Gdy wróciliśmy do domu dzieciaki już smacznie spały, a nasza parka siedziała w salonie i oglądała jakiś film. Podziękowaliśmy im, a oni polecili się na przyszłość. Blondynka powiedziała, że Jacob to wulkan pozytywnej energii. Uśmiechnęłam się tylko i przyznałam rację. 
Jak wyszli zajrzałam do pokoju Jake’a i Melanie. Mel spała z małym miśkiem, mocno go tuląc, a Jakie spał rozwalony na całe łóżeczko. Zaśmiałam się i nakryłam go kołderką. 
Wracając do sypialni zdjęłam z siebie płaszczyk i przeczesałam włosy palcami. Westchnęłam i weszłam do pokoju. Justin już leżał na łóżku i grzebał coś w telefonie. 
- Hej. – powiedziałam.
- Cześć. – podniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się lekko. 
- Kiedy ogolisz ten meszek? – dotknęłam u siebie miejsce nad górną wargą. Zaśmiał się.
- A co, przeszkadza Ci? 
- Nie. – odpowiedziałam i powiesiłam płaszczyk na oparciu kanapy. 
- No to nie. – powiedział a ja spojrzałam na niego unosząc znacząco brwi a on wystawił mi język. Zaśmiałam się z niego. Podeszłam do niego, kręcąc głową z rozbawienia. 
- Rozsuń. – odgarnęłam włosy z pleców i przytrzymałam z przodu. Chwilę potem poczułam dłonie Justina na moich ramionach. Nachylił się i pocałował odkryty fragment. Rozsunął zamek błyskawiczny i zsunął mi ramiączka w dół. Jego pocałunki od ramion przeszły na szyję. 
- Jesteś taka piękna. I tylko moja. – odchyliłam do tyłu głowę i rozkoszowałam się słowami mojego męża. 

-Victoria! – usłyszałam głos Gaby z dołu i spojrzałam na książkę, którą właśnie wzięłam do czytania. Westchnęłam , odłożyłam książkę i zeszłam z łóżka. Zamknęłam cicho drzwi, bo Jake usnął u nas na łóżku. – Vica!
- Idę, idę! – odkrzyknęłam i weszłam do salonu. 
- No w końcu! – powiedziała uśmiechnięta i klasnęła w dłonie. 
- Co jest? Co ty taka zadowolona?
- Mam pewną nowinę – uśmiech nie schodził jej z twarzy. 
-No to nawijaj. Przecież widzę, że zaraz nie wytrzymasz. – zaśmiałam się i założyłam ręce na klatce piersiowej. 
- Wiesz… Christian kupił nam dom! – wykrzyknęła. 
- Naprawdę! jej! Cieszę się! – przytuliłam ją, ale zaraz sobie coś uświadomiłam. Odsunęłam ją na odległość ramion. – Gdzie? – zmarszczyłam brwi i uważnie się jej przyjrzałam. 
-Tutaj, Atlanta. Spokojnie. – uśmiechnęła się. Odetchnęłam z ulgą i odwzajemniłam gest. – Nie jest duży. Skromny, ale dla naszej trójki wystarczający. Na obrzeżach Atlanty. Do 40 minut drogi stąd. – uśmiechnęła się szeroko.
- To dobrze. W końcu się was pozbędziemy. – puściłam jej oczko, a ona wystawiła mi język. Chwilę potem obie się zaśmiałyśmy. 
___________________________________________________________
Przepraszam za tak długą nieobecność.
Nie wiem, czy dodam jakiś rozdział przed świętami, więc z góry chcę wam życzyć wesołych, radosnych, spokojnych świąt. Żeby spełniły się wszystkie wasze marzenia(spotkanie z Justinem, też w to zaliczamy ^^), żebyście mieli dobrych i wiernych przyjaciół czy partnerów. I chyba więcej wam nie muszę życzyć :)
Merry Christmas! <3
love yall! <3

środa, 19 listopada 2014

Rozdział 76 "Bezpieczniej byłoby w sypialni "

-Może ma ktoś ochotę na malinki? – zapytał Christian z przekąsem w głosie.
- Beadles. – syknęła Gabriella.
-Co? Jestem po prostu uprzejmy. – wzruszył ramionami i wrzucił do ust jedną czerwoną, soczystą malinę.
-Mnie przynajmniej dziewczyna nie bije, że robię jej malinki. – odpowiedział Justin i pocałował mnie w udo. Leżał z głową na moich kolanach. Spojrzałam na Gaby i puściłam jej oczko, a ona kiwnęła głową, próbując ukryć śmiech.
- Tylko raz. – burknął Chris.
- I ostatni. – powiedziała dobitnie Gaba. – Musiałam ją zakryć apaszką. Jesteś debilem, robiąc mi malinkę dzień przed kolacją z Twoimi rodzicami. – Gabriella  wywróciła oczami.
-Możemy zmienić temat? – odstawił pojemniczek z owocami na stolik i oparł się o fotel z ponurą miną. Gaby spojrzała na mnie, a ja podbródkiem pokazałam jej żeby podeszła do niego.
- Misiek, nie obrażaj się. – powiedziała podchodząc do niego. Mój brat założył ręce na klatce piersiowej. – Zachowujesz się jak dziecko. Powinnam Cię ukarać. – uniosła jedną brew do góry, a Christianowi zadrżał kącik ust. Zacisnęłam wargi, żeby się nie zaśmiać. – Mam pewne pomysły. – nachyliła się nad nim i szepnęła mu coś na ucho. Oczy Christiana automatycznie się rozszerzyły i pociemniały.
-Idziemy. Ty i ja. Nasza sypialnia. Teraz. – wycedził i wstał prawie przewracając Gaby. Justin schował twarz w mój brzuch próbując stłumić śmiech. Chris złapał ją za rękę i pociągnął w stronę schodów. Odwróciła się i puściła mi oczko. Zniknęli z pola widzenia a ja razem z Justinem wybuchliśmy śmiechem.
-Co to było? – zapytałam gdy już się trochę uspokoiliśmy. Usiadł naprzeciwko mnie.
-Flirt narzeczonych. – odpowiedział i otarł oczy. Prawie popłakał się ze śmiechu.
-Dlaczego my tak nie robimy? – zapytałam i przechyliłam głowę na prawą stronę.
- Bo my jesteśmy małżeństwem, skarbie. Słodka jesteś gdy tak robisz. – naśladując mój ruch, przechylił głowę w jego prawą stronę. Uśmiechnęłam się i wyprostowałam.
Przysunęłam się bliżej niego i oparłam dłońmi o jego kolana. Jego twarz dzieliło zaledwie kilka centymetrów od mojej, przechyliłam ją na bok. – Nie przygryzaj wargi. – szepnął i podniósł rękę, łapiąc mnie za podbródek i kciukiem „wydostał” moją wargę z pod zębów. Przesunęłam swoją dłoń wyżej, na jego udo. – Wiem co robisz. – szepnął a jego oddech przyśpieszył.
- Czyżby, panie Bieber? – specjalnie przygryzłam wargę i swoją rękę posunęłam dalej. Wstrzymał oddech a ja cofnęłam rękę i odsunęłam się od niego. Wypuścił powietrze i zmrużył oczy.
-Pani Bieber… Cóż to było za zachowanie? – zapytał a ja wzruszyłam niewinnie ramionami, zagryzając wnętrze policzka. – Czy pani próbuje mnie uwieźć? – uniósł brew a ja pokiwałam głową. – Nie ma takiej potrzeby. Jestem cały Twój. – sekundę później leżałam na kanapie pod nim. Założył mi kosmyk włosów za ucho. – A ty jesteś moja. I tylko moja.
- Twoja. – potwierdziłam jego słowa i wczepiłam się w jego usta. Jedną dłoń włożyłam w jego włosy i pociągnęłam lekko, a on jęknął cichutko.
-Bezpieczniej byłoby w sypialni. – szepnął przez pocałunki i oderwał się ode mnie. Wstał i pochylił się nade mną. Wziął mnie na ręce a’la panną młodą. – Chciałbym zobaczyć Cię idącą w stronę ołtarza w długiej białej sukni. – powiedział i pocałował mnie w nos.
- Przecież my jesteśmy małżeństwem. – odparłam.
-Prawnie, ale ja chcę ślubu przed pastorem. – uśmiechnął się lekko. – Małżeństwo na papierku jest łatwo zniszczyć, przysięga przed Bogiem to co innego. – weszliśmy do sypialni.
- Jesteś najlepszym chłopakiem jakiego mogłabym sobie wymarzyć. – pocałowałam go długo a on nie przerywając pocałunku, położył mnie na łóżku siadając na mnie okrakiem.
-Jesteś. Taka. Piękna. I. Tylko. Moja. – szeptał pomiędzy pocałunkami. – Żono.

-Mam zaproszenia na imprezę z mojego klubu. – powiedział Christian kiedy siedzieliśmy w salonie oglądając jakieś romansidło.
Od sytuacji z Chrisem, Gaby i malinkami minęły dwa dni. Tamtego dnia wieczorem wpadła do nas Caitlin i opowiadała o wypadzie z Danielem na narty.
-Pomyślałem sobie, że jeśli chcecie możecie z nami pójść. – powiedział i spojrzał na nas. Siedziałam z Jacobem na kolanach i dawałam mu zupkę ze słoiczka do jedzenia. Podniosłam wzrok na niego.
-Z jakiej okazji? – spytałam i robiłam samolocik łyżeczką w stronę buźki Jake’a.
- Chyba z okazji iluś tam lat od otwarcia klubu.
- 10-cio lecia. – podpowiedział Justin. Podniosłam na niego wzrok od Jake’a. – Uczyłem się tam tańca. Stare dzieje. – wytłumaczył a ja zmarszczyłam brwi ale wróciłam do karmienia synka. – To kiedy to?
-W tą sobotę. Za trzy dni.
- Załatwiasz mi kosmetyczkę. – powiedziała do niego Gaby.
- A ty mi stylistę. – powiedziałam w stronę Justina. – i kosmetyczkę, i fryzjera.
- Dobra, na którą godzinę? – zapytał i uśmiechnął się do mnie.
- Co ty, żartowałam – poprawiłam sobie Jacoba na kolanach, a miseczkę i łyżeczkę postawiłam na stoliku.
-Yhy. – pocałował mnie we włosy.
- Czyli idziecie? – spytał Chris z szerokim uśmiechem na ustach. A ja pokiwałam głową, że tak.
- Tylko musimy pomyśleć co z Jake’em i Mel. – powiedziała Gaby.
- Yeal może z nimi zostać, jeśli się zgodzi.
- Dziewczyna Scootera?
- Tak.
- Nie widziałam jej wcześniej.
- Polubisz ją. – uśmiechnął się.
- Dobra. Leć się pobaw. – postawiłam małego na podłogę, a on podpełzł do Melanie, która bawiła się na dywanie.  
-Co wy na to, żebyśmy zebrali się całą grupką? – zapytałam i popatrzyłam po twarzy wszystkich zatrzymując się dłużej przy Justinie i Gaby.
-Kogo masz na myśli? – zapytał mój mąż.
- Carmen i Carl, Amanda i Ryan, Amber i Jason, Julia i Max, Caitlin i Daniel, my no i nie wiem może chłopaki z One Direction z dziewczynami. No wiecie taka mała imprezka dla nas. – wzruszyłam ramionami. – to tylko pomysł. – cała trójka się na mnie patrzyła. Czułam się dziwnie. No bo ty tu dajesz pomysł na spotkanie ze znajomymi a tu dupa, patrzą się na ciebie jak na idiotę.
- To dobry pomysł. – wypuściłam powietrze z ust. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że je wstrzymuję.
- Dawno się z nimi nie widzieliśmy. – poparł Christian.
- A ty? Co o tym myślisz? – spojrzałam na Justina, który marszczył brwi.
- Nie wiem. W sumie mogłoby być fajnie. – wzruszył ramionami i uśmiechnął się.
- Dzięki. – położył mi rękę z tyłu głowy i przysunął do swoich ust.
Resztę dnia spędziliśmy na oglądaniu programów telewizyjnych i na kąpaniu i usypianiu Jacoba. To wcale nie było proste. Mały nie chciał się myć, ale w końcu Justin go jakoś przekonał. Ja już powoli traciłam cierpliwość. Później gdy już był czyściutki i pachnący to nie chciał usnąć. Przeczytałam mu bajkę, Justin mu zaczął śpiewać kołysankę i nic. Ja miałam dosyć i zabrałam go do naszej sypialni i położyłam na łóżku. Justin patrząc na mnie ze zdumieniem podążył za nami. Ja sama poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic uważając, żeby nie zmoczyć włosów. Włożyłam t-shirt Justina, który dosięgał mu prawie do połowy ud. Takim o to sposobem miałam koszulę nocną, sięgającą do kolan. Wróciłam do sypialni i zobaczyłam, że Justin leży w bokserkach i koszulce, gotowy do spania, a po jego prawej stronie prawie śpiący Jacob. Uniosłam jedną brew ale nic nie powiedziałam. Nucił mu jego piosenkę, która była moją ulubioną, a mianowicie Never Let You Go. Uśmiechnęłam się, i położyłam po drugiej stronie Jake’a. Uśmiechnął się i zamknął oczka. Nachyliłam się i pocałowałam go w czółko.

Dzisiaj jest ta impreza w pracy Christiana. Nie wyobrażacie sobie co Justin wykombinował. No dobra, może i powiedziałam, żeby załatwił stylistę, makijażyste i fryzjera, ale to było w żartach!
Siedziałam sobie na legalu z Gabriellą i dzieciakami w salonie, kiedy zadzwonił dzwonek. Wzruszyłam ramionami na pytające spojrzenie przyjaciółki. Wstała i poszła otworzyć drzwi. Chwilę potem usłyszałam kilka głosów. Wstałam i zostawiłam dzieciaki w kojcu, wyszłam na korytarz.
- Eee… co tu się dzieje? Alison? – dojrzałam w tłumie znajomą mi twarz. To ona pomogła nam w Paryżu, kiedy podejrzewaliśmy ciążę Gaby.
- Justin nas zawiadomił, że macie dzisiaj jakąś imprezę. – powiedziała z uśmiechem na ustach. Spojrzałam na Gaby.
- Jestem Yeal. – ładna blondynka wyciągnęła do mnie rękę, uśmiechając się ciepło.
- Narzeczona Scootera? Tori. – uścisnęłam jej dłoń i odwzajemniłam uśmiech.
- Zgadza się. To jest Patrick, Bette, Melinda, Mark, Louise i Camila. – pokazała po kolei. Uśmiechnęłam się do nich.
- Miło was poznać, ale my nie bardzo wiemy o co chodzi.
- Justin powiedział nam, żebyśmy pomogły wam w przygotowaniach. – uśmiechnął się ee Patrick o ile dobrze pamiętam.
- To znaczy? – spytała Gaby.
- Makijaż, suknie i fryzury. – odpowiedziała Camila.
- Eee okay. – zmarszczyłyśmy czoła.
Teraz siedzę umalowana, uczesana i czekam aż Patrick znajdzie jakąś odpowiednią sukienkę. Szuka już od początku przybycia tutaj. Bez przesady trzy godziny szukania głupiej sukienki?  Przyglądałam się sobie w lustrze. Włosy mam rozpuszczone i wyprostowane. Oczy mam średnio podkreślone i usta pomalowane bordową, matową szminką. W lustrze zobaczyłam Patricka z sukienką w ręku. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się do niego.
- To ja mam taką sukienkę? – w dłoni trzymał czarną sukienkę w stokrotki, a w drugiej beżowe szpilki.
- Najwidoczniej – uśmiechnął się szeroko. – Na imprezę w szkole tanecznej powinna się nadawać.
- Idź ją przymierz. – powiedziała Lou.
Wstałam i zabrałam sukienkę z rąk Patricka. Poszłam do łazienki i przebrałam się w nią. Przejrzałam się w lustrze Itak sobie pomyślałam: w wieku dwudziestu lat mam męża, półtorarocznego synka i prawdopodobnie córeczkę w drodze. Wiele osób w wieku trzydziestu lat nie ma tego co ja jako dwudziestolatka. Ale jestem szczęśliwa.
- Żyjesz, młoda? – usłyszałam z sypialni głos Alison. Wyszłam z łazienki i ich zatkało. Podeszłam do Patricka i wzięłam od niego buty. Założyłam je i od razu byłam kilka centymetrów wyższa. – Jaka śliczna!
-Cudnie wyglądasz! Idealnie dobrałem sukienkę! – Patrick klasnął dłońmi.
- Makijaż pasuje do sukienki. – Louise puściła mi oczko. Przyłożyłam dłonie do ust, a Alison zrobiła mi zdjęcie moim telefonem. 
-Ej! – zaprotestowałam.
- Słodko wyszłaś. Chodź zobaczymy jak wygląda Gaby. – powiedziała Ali i złapała mnie za rękę. Wyszłyśmy z mojej sypialni i poszłyśmy na drugi koniec korytarza. Weszłyśmy do pokoju i zobaczyłam Gaby w krótkiej, jasno fioletowej sukience. Włosy miała upięte w kucyk, ale też chyba trochę przedłużone. Makijaż pasował do sukienki i podkreślał jej oczy. Ma długie, chude nogi. Jak ona to zrobiła, że po ciąży tak wygląda? No ja jestem ciekawa.
Uśmiechnęła się do mnie i rzuciła na szyję.
 - Dziękuję! – pisnęła mi do ucha i dała siarczystego buziaka w policzek.
- Eee za co? – zapytałam, podczas gdy ona stanęła przede mną i uśmiechała się szeroko.
- Za sukienkę. – odpowiedziała i klasnęła w dłonie.
- Ale to nie ja. – przekręciłam głowę i odwróciłam się w stronę drzwi, bo usłyszałam, że się otwierają.
- Jak tam panie? Gotowe? – do pokoju wszedł Justin w ciemnej koszuli i kurtce ze skórzanymi rękawami(albo to był „skaj” nie pamiętam) i tych swoich opuszczonych spodniach.
- To Twoja sprawka? – spytałam i podeszłam do niego.
- Nie wiem o czym mówisz. – złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. – Pięknie wyglądasz. – szepnął mi w usta.
- Dziękuję. – zarumieniłam się. Hola! Od kiedy ja się rumienię, na komplement Justina? – To ty kupiłeś Gaby sukienkę? – zadałam pytanie.
- Yhym. – cmoknął mnie w policzek i spojrzał na Gaby. Uśmiechnął się do niej. – Możemy iść?

- Tak. 
___________________________________________________________________
Rozdział jest dłuższy od ostatniego. Mam nadzieję, że wam się podoba :)
Jeśli będzie tylko po dwa komentarze pod rozdziałami... opowiadanie skończy się za jakieś 5 rozdziałów. Będę musiała tak zrobić... :( A wcale z TEGO powodu nie jest mi wesoło :'(
Love yall

sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 75 "Dałaś mi wszystko co jest najważniejsze."

PRZEPRASZAM! Przepraszam, za tak długą nieobecność!!! :'( <3
Chciałabym was o coś zapytać...
Piszę tutaj, bo nie wiem ile osób przeczyta notkę pod rozdziałem.
CHCECIE żeby rozdziały były szczęśliwe, że Justin jest słodki, uroczy, czy żeby pojawiły się naprawdę KŁOPOTY, które mogą doprowadzić do rozstania Justina i Tori???
PROSZĘ SKOMENTUJCIE TEN RODZIAŁ, CHCĘ WIEDZIEĆ CZY OPŁACA PISAĆ SIĘ DALEJ OPOWIADANIE.


Rozdział dedykuję mojej kochanej Veronice <3
Dziękuję Ci za to, że można z Tobą normalnie porozmawiać, za to, że jesteś i mogę do Ciebie napisać <3
Dzięki, że jesteś <3 tylko tyle wystarczy <3
____________________________________________________________________
Mój oddech przyśpieszył do granic możliwości. Serce biło mi niemiłosiernie. Stałam oparta o drzwi i  tępo wpatrywałam się w kartkę. Skąd ta osoba może to wiedzieć? Skąd może wiedzieć, że ja i Justin jesteśmy małżeństwem? Wiedzą tylko cztery osoby, włącznie z nami i w urzędzie stanu cywilnego. Przecież to niemożliwe, żeby ktoś z urzędu pierwszej przypadkowej osobie coś powiedziała. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i spuściłam wzrok w dół. Przede mną stał zapłakany Jacob ze smoczkiem w buzi. Uniosłam brwi i złapałam małego szybko na ręce. Wtulił się we mnie, a ja zaczęłam głaskać go po pleckach. Jak ja mogłam nie usłyszeć płaczu mojego dziecka? Jak ja mogłam tak postąpić? Bujałam się z Jake’iem na rękach i poszłam do salonu. Melanie stała z telefonem domowym w ręku.
- Co się stało, mała? – ukucnęłam przed nią. Wystawiła rękę z telefonem.
-Dryń, drrryń. – powiedziała i wczłapała się na kanapę, aby dalej oglądać bajki. Wstałam i wyczytałam kto ostatnio dzwonił. 4 nieodebrane od Justina, jedno od Gaby i znowu 2 od Justina. Posadziłam już bardziej uspokojonego Jacoba na kanapie koło Mel. Dziewczynka przytuliła małego, na co kąciki moich ust lekko się uniosły. Westchnęłam i wystukałam numer komórki Justina. Przyłożyłam telefon Justina do ucha, kiedy usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi kluczem. Stanęłam trzy metry naprzeciwko drzwi i czekałam, aż ten ktoś wejdzie, mimo to trzymałam telefon koło ucha. Drzwi się otwierały a ja mocniej ścisnęłam słuchawkę. Zobaczyłam tak dobrze znaną mi twarz. Wypuściłam słuchawkę z ręki i podbiegłam do Jussa. Rzuciłam mu się na szyję a on przytulił mnie do siebie mocno.
- Co jest, szczęście? Czemu nie odbierałaś? Co się stało? – szeptał mi we włosy, a po moich policzkach poleciały łzy. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Może to dlatego, że byłam w ciąży? – Ciii, spokojnie. Wszystko jest dobrze. – szeptał. Odsunęłam się od niego.
- Nic nie będzie dobrze! – krzyknęłam patrząc na niego. Ocieranie policzków nie miało sensu.
- Czemu tak mówisz? – patrzył na mnie zupełnie zdezorientowany.
-Czytaj – wyciągnęłam rękę z kartką. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, aż w końcu on wziął ode mnie kartkę i rozprostował, dalej patrząc mi w oczu i lustrując moją twarz. Chwilę potem spuścił wzrok na kartkę i przeczytał szybko. Podniósł wzrok na mnie, a ja przygryzłam wargę i zacisnęłam powieki, żeby powstrzymać łzy. Sekundę później poczułam silne ręce oplatające moją talię. – To wszystko moja wina. Moja! Gdyby nie ja, byłbyś szczęśliwy! – biłam go pięściami po klatce. – Byłbyś bezpieczny… - szepnęłam i wtuliłam się w niego.
- Nie mów tak, proszę, nie mów tak. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mam najukochańszą i najpiękniejszą żonę na świecie i najsłodszego synka. A córeczka jest w drodze. Dałaś mi wszystko co jest najważniejsze. – tulił mnie i szeptał do ucha. – Dałaś mi miłość, dom pełen ciepła, własną rodzinę, szczęście. Nie bój się, wszystko będzie dobrze. Nic nam się nie stanie.
Usiedliśmy na kanapie i wtuliłam się w Justina. Z moich oczu łzy powoli przestawały płynąć, za to powieki zdawały się być bardzo ciężkie.
Otworzyłam oczy, bo było mi strasznie gorąco. Przekręciłam głowę w lewą stronę i spojrzałam w dół. Justin oplatał mnie ramieniem w talii, głowę ułożoną na mojej klatce, a jego noga oplatała moją. Uśmiechnęłam się na ten widok, podniosłam rękę i przeczesałam nią jego włosy. Mruknął, pocałował mnie w pierś i podniósł na mnie wzrok.
-Dzień dobry, pani Bieber.
-Dzień dobry, panie Bieber. Jak się spało?
-Dobrze, a Tobie?
-Dobrze dziękuję. – zaśmialiśmy się. Ponownie wczepiłam dłoń w jego włosy i pociągnęłam tak, że musiał się podnieść. Moja głowa była równolegle do jego. Oparł się na ręce i musnął swoim nosem mój. Uśmiechnęłam się i przyciągnęłam jego głowę i pocałowałam go.
-Mmm lubię takie pobudki. – mruknął przez pocałunek. Po chwili jego pocałunki zeszły na szyję, a on siedział na mnie okrakiem. Odchyliłam głowę do góry , żeby miał lepszy dostęp, a jego pocałunki zeszły niżej. Od szyi do piersi, od piersi po brzuch.
-Hola – złapałam jego głowę i podciągnęłam do góry. Przechylił ją w prawą stronę. – Nie teraz. – powiedziałam i cmoknęłam go w usta.
-Czemu? – zapytał.
-Temu. – kiwnęłam głową w stronę drzwi kiedy się rozchylały powoli. Po chwili ukazała się mała główka Jacoba. Justin spojrzał na niego, potem na mnie.
-Skąd ty…? – zmarszczył brwi.
-Instynkt macierzyński. – wzruszyłam ramionami. – Idź po niego.
Popchnęłam go lekko za ramiona a on wystawił mi język. Podszedł do małego, a on krzyknął ze śmiechem i wbiegł do pokoju. W końcu Justin go złapał i podniósł do góry. Przyłożył swoją twarz do jego brzuszka i go pocałował. Wyprostował ręce i rzucił małym w górę – wstrzymałam oddech- i go złapał, a ja poczułam ulgę. Powtórzył to jeszcze raz. Spojrzał się na mnie, a ja pokręciłam głową, ale z uśmiechem na ustach. Puścił mi oczko. Szepnął coś małemu na ucho, a mały spojrzał się na mnie i wyciągnął rączki. Justin i Jake usiedli na łóżku, a Jakie podpełzł do mnie i złapał się za szyję. Przytulił mnie mocno, a ja to odwzajemniłam.
-Mój mały skarbek. – powiedziałam i pocałowałam go w skroń. Odchylił główkę i cmoknął mnie w usta. Uśmiechnęłam się i zrobiłam z nim „noski noski”.
Całe przedpołudnie spędziliśmy razem w naszej sypialni. Ja, w końcu postanowiłam wstać i zrobić śniadanie dla moich mężczyzn. Założyłam spodnie od dresu i T-shirt Justina, a włosy związałam w kucyk. Zeszłam na dół i zajrzałam do salonu, zmarszczyłam brwi. Weszłam do kuchni i tam też nikogo nie było. Wzruszyłam ramionami, wyjęłam z szafki szklankę i sok z lodówki. Nalałam sobie i pijąc oparłam się o blat. Na stole leżała kartka, pewnie od Gaby, pomyślałam. Odbiłam się dłońmi od blatu i wzięłam kartkę w dłoń. Było na niej napisane, że pojechali we trójkę na zakupy, bo nic nie ma do jedzenia. Hmm zajrzałam ponownie do lodówki, i faktycznie, nic prawie nie było. Wcześniej nawet nie zwróciłam na to uwagi. Wypiłam sok i wstawiłam szklankę do zmywarki, przy okazji włączyłam ją, bo była pełna brudnych naczyń. Po chwili poczułam na biodrach tak dobrze znane mi dłonie, a na szyi ciepły, słodki oddech Justina.
- Jesteś najpiękniejsza. – szepnął mi do ucha i pocałował w ramię. Odwróciłam się i zarzuciłam mu swoje ręce na kark. Przechyliłam głowę.
-Nawet w dresach, za dużym t-shirtcie, w byle jakiej fryzurze i z lekko zaokrąglonym brzuchem?
-Zwłaszcza w MOIM T-shirtcie i zaokrąglonym brzuchem. – cmoknął mnie w nos. – A ta malinka mi się podoba. – uśmiechnął się.
-Jaka malinka? – zmarszczyłam brwi w akcie zdziwienia.
-Ta – dotknął palcem mojej szyi. Zmrużyłam na niego oczy. Wyplątałam się i poszłam na korytarz do lusterka. Odchyliłam trochę głowę w górę i zobaczyłam mały, czerwony znak.
-Juuusiiin – jęknęłam i opuściłam ręce w dół. Spojrzałam na jego odbicie w lustrze. Podszedł do mnie i objął od tyłu.


-Ta też mi się podoba. – szepnął mi do ucha i podciągnął koszulkę którą miałam na sobie, tak że odsłaniała moje piersi. Otworzyłam szeroko oczy i usta ze zdziwienia. Roześmiałam się i zobaczyłam tańczące iskierki w oczach Justina. Był szczęśliwy. 
_________________________________________________________
PRZEPRASZAM!
Naprawdę was przepraszam! nie dość, że tak długo nie było to krótki rozdział... Niestety nie miałam weny, dokończyłam  dzisiaj ten rozdział, bo musiałam. Dla jednej osoby, która niemiłosiernie długo czeka na ten rozdział :) wy też <3
Wena mi powoli wraca! Yeeeey! <3
Lova yall <3