Dostałam mail od mamy Justina, że wpadnie do nas za trzy
dni i że musi nam coś ważnego powiedzieć. A no tak, i że wpadnie z kimś. Pewnie
kogoś poznała. W sumie to fajnie, nie miałabym nic przeciwko temu. Przez ten
cały czas była sama. W końcu ułoży sobie życie na nowo. O ile o to chodzi.
Cały wczorajszy dzień, przesiedział u nas Usher. Da się
go lubić. No i oczywiście, nieźle radzi sobie z Justinem. A to jest nie łatwa
sprawa. Przyprowadził swojego młodszego synka, Naviyd’a. Ma 5 latek i jest
strasznie słodki. Bawił się z Jacobem samochodami.
- Justin, powiedz mi o co chodzi. – jęknęłam po raz
kolejny tego dnia.
- Nie. – odpowiedział i dalej oglądał telewizję.
- Bieber. Masz mi powiedzieć. – powiedziałam i stanęłam
przed telewizorem. Wiem, że był mecz hokeja i w ogóle, no ale to była wyjątkowa
sytuacja.
- Vica. – jęknął i przechylił głowę, żeby widzieć.
- O nie. Nie przesunę się, jeśli mi nie powiesz. –
położyłam ręce na biodrach. Miałam na sobie dzisiaj obcisłe rurki i krótką
bluzkę. Muszę korzystać, dopóki mam jeszcze ledwo widoczny brzuch.
- Victoria, posłuchaj tego co teraz powiem. Nie pisnę ani
słówka.
Jeszcze zobaczymy.
Uśmiechnęłam się chytrze i siadłam na nim okrakiem.
Spojrzał na mnie.
- Nie powiem. – powiedział z poważną miną.
- Czy aby na pewno? – nachyliłam się i szepnęłam mu do
ucha przygryzając jego płatek. Justin położył swoje dłonie na moich biodrach.
Pocałowałam jego tatuaż za uchem, a potem schodziłam z nimi niżej aż na szyję.
Ugryzłam lekko skórę, a on syknął. Wczepiłam dłonie w jego idealnie ułożone
włosy, pocałowałam go w usta.
- Chryste, Tori. – sapnął Justin, a ja poczułam jego
wzwód na pupie. Zaśmiałam się i znowu go pocałowałam.
- Powiesz mi? – spytałam pomiędzy pocałunkiem.
- Nie. – sapnął i jego ręce znalazły się na moim tyłku.
- Okay. – powiedziałam i przestałam go całować. Chciałam
zejść z niego.
- Torii.. – jęknął kiedy kręciłam się na jego kolanach,
przy okazji dotykając jego, jak to Beliebers mówią, Jerry’ego. – Kupuję penthouse
w Londynie– znieruchomiałam.
- Penthouse? Londyn? Co? – spojrzałam na niego marszcząc
brwi, nie rozumiejąc ani trochę o co może mu chodzić.
- No tak. To miała być niespodzianka. Niedaleko mieszkań
chłopaków. – odpowiedział i założył mi kosmyk włosów, który wydostał się z
kucyka.
- Ale po co to wszystko? – zapytałam.
- Mam przerwę. I pomyślałem, że może wyjechalibyśmy do
Londynu na kilka tygodni. Pewnie stęskniłaś się za chłopakami i dziewczynami. –
uśmiechnął się niewinnie. Uwielbiałam ten uśmiech. Ponownie go pocałowałam,
czując jak się uśmiecha.
- Kocham Cie. – wyszeptałam. – ale teraz chodź do
sypialni. – powiedziałam i cmokając go po raz ostatni wstałam z niego i
zaciągnęłam do sypialni. Po drodze zajrzeliśmy do Jake’a, ale słodko
pochrapywał.
Ja i Gaby krzątałyśmy się w kuchni, próbując zrobić coś
dobrego na kolację. Dzisiaj ma przyjechać Pattie z chłopakiem. To znaczy, tak
przypuszczam, w każdym bądź razie ze znajomym bądź znajomą, a ja chce dobrze
wypaść. Przez pół dnia przygotowywałam jedzenie, a Justin nakrywał do stołu i
wybierał wino.
- Dobra, ja idę się przebrać. – powiedziałam do
przyjaciółki, zdjęłam fartuch i odłożyłam go na bok.
- Ja to przypilnuję. – odpowiedziała i uśmiechnęła się
lekko.
- Dzięki.
Weszłam na górę do sypialni i wzięłam z łóżka
przygotowane wcześniej ciuchy i ruszyłam do łazienki. Rozebrałam się i wzięłam
szybki prysznic. Założyłam czystą bieliznę i założyłam spodnie. Przód koszuli
włożyłam w spodnie. Wysuszyłam włosy i zostawiłam rozpuszczone.
- Tori! – usłyszałam głos Justina z dołu.
- Idę! – odkrzyknęłam i ostatni raz przeczesałam rzęsy
tuszem. Jest dobrze. Zeszłam na dół i ruszyłam w stronę salonu. Zmarszczyłam
brwi. Gdzie Pattie?
-Tori! – krzyknął Justin po razu drugi. Był w jadalni,
więc tam ruszyłam.
- Co się stało? Gdzie Pattie? – weszłam i zobaczyłam
Justina, który trzymał Jake’a, na długość ramion. Spojrzałam na buźkę Jake’a,
potem na koszulkę Justina i wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- To nie jest śmieszne! Blah, to śmierdzi! – pisnął jak
mała dziewczynka. – Jeszcze się z Tobą za to policzę, Młody. – spojrzał na
Jake’a z przymrużonymi brwiami, a mały zaśmiał się słodko. Wzięłam z szafki z przedpokoju
ręcznik i starłam Jacobowi wymioty z buźki i bluzki, i wzięłam go od Justina.
- Idź się szybko umyj i przebierz, a ja ogarnę Jake’a. –
powiedziałam do niego, dalej się szczerząc. Patrzył na mnie. – No idź, bo
śmierdzisz! – zaśmiałam się i popchnęłam go lekko dłonią w stronę schodów. On
też się zaśmiał. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i spojrzałam na urwisa.
Westchnęłam. – I co ty mały narobiłeś? – podniósł ramiona do góry i rozłożył
rączki. Zaśmiałam się i poszłam do jego pokoju, żeby go umyć i przebrać.
-Cześć skarbie. – powiedziała Pattie i przytuliła mnie na
przywitanie.
-Hej, Patt. – uśmiechnęłam się na jej widok. Nadal tkwiąc
w uścisku zerknęłam przed siebie. Spojrzałam na wysokiego bruneta o niebieskich
oczach i szerokim uśmiechem. Już mi się spodobał. – Fajny jest. – szepnęłam
Pattie na ucho, a ona zachichotała jak nastolatka. Uśmiechnęłam się.
- Wiem. – odpowiedziała. – Gdzie mój wnuczek? – zapytała
i rozejrzała się.
- W salonie, w kojcu. - odpowiedziałam. Mężczyzna o niebieskich
oczach podszedł do Pattie i objął ją w pasie.
- Może nas przedstawisz? – zapytał dźwięcznym, lekko
zachrypniętym głosem.
- Chris, to jest Victoria, narzeczona mojego syna.
- Wystarczy Tori. – puściłam mu oczko, na co się
uśmiechnął.
- Vica, to jest Chris. – powiedziała. Uśmiechnęłam się na
widok Patricii z kimś. Miło było na nich patrzeć.
- Witam. – spojrzeliśmy równocześnie w stronę schodów.
- Cześć synku. – Pattie uśmiechnęła się szeroko.
- Kim pan jest? – Justin patrzył się to na twarz Chrisa,
to na rękę spoczywającą na talii jego mamy.
– Przedstawi się pan?
- Justin. – upomniałam go. – Przepraszam za niego. – tym
razem zwróciłam się do Chrisa.
- Nic się nie stało. Spokojnie, rozumiem, że jest
nadopiekuńczy w stosunku do mamy. Jestem Christopher Harrison.
- A tak, kojarzę pana. W takim razie, co pan tu robi? –
zapytał.
- Justin, mogę Cię na chwilę prosić? – spojrzałam na
mojego faceta. Przeniosłam wzrok na mamę Jussa. – Proszę, czujcie się jak u
siebie. – uśmiechnęłam się do nich i złapałam Justina za rękę i pociągnęłam go
do kuchni. – Co ty odwalasz?
- Co? – spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Co to miało być? – położyłam ręce na biodrach i
przyglądałam się Bieber’owi.
- No co? – zdecydowanie za dużo używamy „co” w swoich
wypowiedziach. Zdecydowanie. – Po prostu chciałem się dowiedzieć kim on jest,
czym się zajmuje, co robi tutaj i czemu jego ręka była na biodrze mojej ma…
- Justin. – przerwałam mu kładąc palec wskazujący na jego
ustach. – Twoja mama jest dorosła, może robić co tylko zechce. Masz prawo się o
nią martwić, a tak szczęśliwą widziałam ją na Twoim koncercie. Zrozum to, że
nie jest Twoją własnością. Przez 20 lat nie miała żadnego poważniejszego
faceta. Wiem, że ją kochasz i jeżeli chcesz, żeby była szczęśliwa to jej na to
pozwól. I Będziesz miły, prawda? – patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi
oczami. Podniósł rękę i założył mi pasmo włosów za ucho. Uśmiechnęłam się.
- Prawda. – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Dziękuję. To chodź. – złapałam go za rękę i poszliśmy
do salonu. Chris siedział na kanapie obok Pattie, która trzymała Jacoba na
kolanach. Jakie podejrzliwie patrzył się na nowo poznanego pana.
- A właśnie, zapomnieliśmy o prezencie dla Ciebie –
powiedział Chris uśmiechając się do Jacoba. Stanęliśmy z Justinem w progu
wejścia do salonu, a mój mąż objął mnie od tyłu, kładąc ręce na moim lekko
zaokrąglonym brzuchu.
- Dla mnje? – zapytał nieśmiało się uśmiechając.
- Tak. Poczekaj chwilkę. – Chris wstał i poszedł do
przedpokoju. Po chwili wrócił z bardzo dużym pudełkiem.
- Chris, wydaje mi się, że jest za duży – zwróciłam się
do niego.
- Daj mu się nacieszyć – powiedziała Pattie.
- Dobra, ale to jest wyjątek – powiedziałam i
uśmiechnęłam się kiedy zobaczyłam szeroki uśmiech mojego synka. To było
najważniejsze.
JEŚLI TO CZYTASZ, TO SKOMENTUJ.
Nawet kropką... naprawdę to dla mnie bardzo ważne. Nie wiem, czy ktoś to czyta i czy jest sens dalej pisać to opowiadanie. Myślałam nad zawieszeniem bloga, ale postanowiłam najpierw was spytać o zdanie. Więc... będziecie komentować rozdziały, czy zawieszamy?
Wiem, że to jest "ultimatum", ale nie ma innego wyjścia :/
To, to chyba wszystko.
Love ya <3
Wspaniały rozdział, bardzo mi się podobał. Ciesze się, że w końcu coś dodałaś :) Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSuper ! :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuń