czwartek, 18 grudnia 2014

Rozdział 77 "A co, przeszkadza Ci?"

Dyrektor szkoły tańca właśnie wygłaszał mowę. To wysoki, dobrze zbudowany i na moje oko trzydziestoletni mężczyzna. Jest przystojny i chyba nie żonaty, bo nie ma obrączki. Przyglądałam mu się z zainteresowaniem. Justin mówił, że nazywa się Elliot Black. Po swojej mowie, dziękuje i zaprasza wszystkich na poczęstunek. Do naszych stolików podchodzili kelnerzy i stawiali przed nami talerze z jedzeniem. 
- Ale się najadłem, a wy? – zapytał Justin i oparł się o oparcie krzesła.
- Ja też. – zrobiłam to samo co on i położyłam dłoń na brzuchu. 
- Ja nie. – Christian wcinał dokładkę. 
- Ile on może w sobie zmieścić – westchnęła Gabriella, z dezaprobatą. 
- Jak tam nasza mała królewna? – zapytał Justin i położył dłoń na mojej dłoni. Podniosłam na niego głowę i uśmiechnęłam się lekko. 
- Dobrze się trzyma. Jak na razie, śpi. – patrzyłam w jego oczy i dałam szybkiego buziaka. 
- Idziemy zatańczyć? – spytał i złapał mnie za wolną rękę. 
-Tak, trzeba spalić to co się zjadło. – westchnęłam i z pomocą Jussa wstałam z krzesła. Przeszliśmy do sali przeznaczonej na tańce. Ludzi było sporo, właściwie same pary, kobieta i mężczyzna. Leciała jakaś wolniejsza piosenka, więc zarzuciłam ręce na kark Justina i się do niego przytuliłam, uprzednio całując go w usta. Przetańczyliśmy może ze dwie piosenki, kiedy podszedł do nas jakiś facet. 
- Przepraszam, zatańczylibyście tango? Dziewczyna, która miała to zatańczyć złamała właśnie nogę. Pan Black byłby wam bardzo wdzięczny. – Spojrzałam na Justina a potem na tego chłopaka. 
- Ja chętnie. A ty, Justinie? – zerknęłam na niego i mocniej ścisnęłam jego rękę. Uśmiechnął się lekko.
- Z chęcią. 
- Naprawdę wam dziękuję. Założycie te maski, okay? Jeszcze raz dziękuję. A i musicie się przebrać, niestety. – podał nam maski i odszedł do innej pary. Odwróciłam się w stronę Justina.
- To co, idziemy się przebrać? – zapytał i podeszliśmy, do tego faceta, z którym przed chwilą rozmawialiśmy. Skierował nas do szatni. Tam przebrałam się na czekającą na mnie zieloną sukienkę, która swoją drogą troszeczkę opinała mnie w pasie. Włosy trochę spięłam. Przejrzałam się w lustrze i założyłam maskę. Razem z resztą dziewczyn wyszliśmy na parkiet. Stali tam już chłopaki, ubrani w garnitury i z czarnymi maskami na twarzach. Brakowało mi tylko Justina. Ustawiłyśmy się i po chwili podbiegł Justin, z niezawiązaną muchą. Wyglądał seksownie w rozpiętej koszuli pod szyją i maską na twarzy. Rozległy się pierwsze takty piosenki. 
- Gotowa? – wyczytałam z warg Justina, a ja kiwnęłam głową na co on się lekko uśmiechnął.
Zaczęliśmy do siebie podchodzić. Znałam ten układ. Christian mi go kiedyś pokazywał jak byliśmy sami w domu. Zapamiętałam go, co się akurat przyda. Zaczęliśmy  tańczyć
Jak ja dawno nie tańczyłam tango! Naprawdę, tęsknię za tańcem towarzyskim. Można by było się nad tym zastanowić, poważniej. No ale to już raczej po ciąży, bo Justin mi teraz nie pozwoli. Ech, westchnęłam i złapałam Justina za rękę. Już byliśmy przebrani i siedzieliśmy przy stoliku. Impreza się teraz rozkręciła i zostali sami młodsi ludzie, a muzyka jest szybsza. Siedziałam sobie właśnie na kolanach Justina i obierałam mandarynkę.
- Skarbie, co ty na to, żebyśmy gdzieś wyjechali? – Justin pocierał nosem o moją szyje. – we czwórkę. 
- We czwórkę? – spojrzałam na niego i włożyłam mu kawałek mandarynki do ust. 
- No wiesz… Ty, ja, Jacob i nasza Fasolka. – mówił przeżuwając. 
- Fasolka? – uniosłam brwi do góry z szerokim uśmiechem na ustach. 
- Fasolka. – kiwnął głową i położył dłoń na moim brzuchu. – To co ty na to?
- A gdzie chciałbyś pojechać? – wzięłam kawałek mandarynki do ust. 
- Nad jezioro. – odpowiedział. 
- Obrzeża Atlanty? – spytałam a on pokiwał głową. – Dobra. – nachyliłam się i cmoknęłam go w usta. – Kocham Cię.
- Ja Ciebie też, Szczęście. – założył mi kosmyk włosów za ucho. – I Ciebie też, Fasolko. – pogłaskał mnie po brzuchu, na co ja wywróciłam oczami. 
- Jakiś ty się romantyczny zrobił. – parsknęłam śmiechem. 
- Kiedyś trzeba, Słońce. – zaśmiał się ze mną. 
- Przepraszam. – usłyszałam niski, męski głos. Razem z Justinem podnieśliśmy głowy na tego mężczyznę. Okazało się, że jest to Elliot Black. – Mam, nadzieję, że nie przeszkadzam. – powiedział i uśmiechnął się lekko. 
- Nie, skądże. – odezwał się Justin. Justin złapał mnie za biodra i podniósł. Stanęłam obok niego i patrzyłam się na tego faceta. 
- Nazywam się Elliot Black, jestem dyrektorem szkoły. – powiedział i wyciągnął rękę w stronę Justina. 
- Justin Bieber. A to moja narzeczona, Victoria Beadles.
- Elliot Black. – podał mi rękę a ja ją uścisnęłam. Skinęłam mu głową. Justin położył mi dłoń na biodrze. 
- Czym możemy służyć? – pytanie zadał Bizzle. 
- Chciałem serdecznie podziękować za wzięcie udziału w tańcu. – powiedział i uśmiechnął się do nas. 
- To dla nas przyjemność, panie Black. – odwzajemniłam uśmiech. 
- W każdym bądź razie, dziękuję. – puścił mi oczko, a dłoń Justina mocniej zacisnęła się na moim biodrze. 
- Może usiądzie pan z nami? – spytał Justin.
- Nie, dziękuję, ale muszę wracać do swojej pracy. Mam nadzieję, do zobaczenia. – uścisnął rękę Bieberowi a mi skinął głową i odszedł. 
- Co to było? – odwróciłam się do mojego męża. 
- Co? – zmarszczył czoło. 
- Twoja zaciśnięta ręka na moim biodrze. Czyżbyś był zazdrosny? – przechyliłam głowę w prawo. 
- A mam o co? 
- Oczywiście, że tak. W końcu jestem najseksowniejszą kobietą na świecie, nie? – uniosłam brew do góry z uśmiechem na ustach. 
- Oooj tak, a żebyś wiedziała. – zaśmiał się i pocałował mnie w usta. –Moją najseksowniejszą kobietą na świecie. – szepnął i pocałował mnie w czoło. 
-Vica, Justin. Chcę wam kogoś przedstawić. – usłyszałam głos Christiana i podniosłam głowę do góry. Stał z wysoką blondynką z mocnym makijażem. Wydawało mi się, że skądś ją znam.
-Kto znowu…- usłyszałam cichy szept Justina na co zagryzłam wargę, aby powstrzymać śmiech.
-To jest Shaillene Woodley. Shai to jest moja siostra, Victoria i przyjaciel, Justin. – przedstawił nas sobie Christian. 
Około godziny 24 postanowiliśmy wrócić do domu, bo po pierwsze, chciałam uwolnić już Yael i Scoot’a od dzieciaków, po drugie, nogi mnie strasznie bolały. To jest największy powód. Jednak wybranie się w szpilkach nie było najlepszym wyborem. 
Gdy wróciliśmy do domu dzieciaki już smacznie spały, a nasza parka siedziała w salonie i oglądała jakiś film. Podziękowaliśmy im, a oni polecili się na przyszłość. Blondynka powiedziała, że Jacob to wulkan pozytywnej energii. Uśmiechnęłam się tylko i przyznałam rację. 
Jak wyszli zajrzałam do pokoju Jake’a i Melanie. Mel spała z małym miśkiem, mocno go tuląc, a Jakie spał rozwalony na całe łóżeczko. Zaśmiałam się i nakryłam go kołderką. 
Wracając do sypialni zdjęłam z siebie płaszczyk i przeczesałam włosy palcami. Westchnęłam i weszłam do pokoju. Justin już leżał na łóżku i grzebał coś w telefonie. 
- Hej. – powiedziałam.
- Cześć. – podniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się lekko. 
- Kiedy ogolisz ten meszek? – dotknęłam u siebie miejsce nad górną wargą. Zaśmiał się.
- A co, przeszkadza Ci? 
- Nie. – odpowiedziałam i powiesiłam płaszczyk na oparciu kanapy. 
- No to nie. – powiedział a ja spojrzałam na niego unosząc znacząco brwi a on wystawił mi język. Zaśmiałam się z niego. Podeszłam do niego, kręcąc głową z rozbawienia. 
- Rozsuń. – odgarnęłam włosy z pleców i przytrzymałam z przodu. Chwilę potem poczułam dłonie Justina na moich ramionach. Nachylił się i pocałował odkryty fragment. Rozsunął zamek błyskawiczny i zsunął mi ramiączka w dół. Jego pocałunki od ramion przeszły na szyję. 
- Jesteś taka piękna. I tylko moja. – odchyliłam do tyłu głowę i rozkoszowałam się słowami mojego męża. 

-Victoria! – usłyszałam głos Gaby z dołu i spojrzałam na książkę, którą właśnie wzięłam do czytania. Westchnęłam , odłożyłam książkę i zeszłam z łóżka. Zamknęłam cicho drzwi, bo Jake usnął u nas na łóżku. – Vica!
- Idę, idę! – odkrzyknęłam i weszłam do salonu. 
- No w końcu! – powiedziała uśmiechnięta i klasnęła w dłonie. 
- Co jest? Co ty taka zadowolona?
- Mam pewną nowinę – uśmiech nie schodził jej z twarzy. 
-No to nawijaj. Przecież widzę, że zaraz nie wytrzymasz. – zaśmiałam się i założyłam ręce na klatce piersiowej. 
- Wiesz… Christian kupił nam dom! – wykrzyknęła. 
- Naprawdę! jej! Cieszę się! – przytuliłam ją, ale zaraz sobie coś uświadomiłam. Odsunęłam ją na odległość ramion. – Gdzie? – zmarszczyłam brwi i uważnie się jej przyjrzałam. 
-Tutaj, Atlanta. Spokojnie. – uśmiechnęła się. Odetchnęłam z ulgą i odwzajemniłam gest. – Nie jest duży. Skromny, ale dla naszej trójki wystarczający. Na obrzeżach Atlanty. Do 40 minut drogi stąd. – uśmiechnęła się szeroko.
- To dobrze. W końcu się was pozbędziemy. – puściłam jej oczko, a ona wystawiła mi język. Chwilę potem obie się zaśmiałyśmy. 
___________________________________________________________
Przepraszam za tak długą nieobecność.
Nie wiem, czy dodam jakiś rozdział przed świętami, więc z góry chcę wam życzyć wesołych, radosnych, spokojnych świąt. Żeby spełniły się wszystkie wasze marzenia(spotkanie z Justinem, też w to zaliczamy ^^), żebyście mieli dobrych i wiernych przyjaciół czy partnerów. I chyba więcej wam nie muszę życzyć :)
Merry Christmas! <3
love yall! <3

2 komentarze:

  1. Rozdział cudowny *.* Takie słodki. Czekam na następny :) Dziękuję i tobie równie życzę Wesołych Świąt dużo prezentów,spełnienia marzeń, dobrych kontaktów z rodzicami i spotkania z Justinem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. BOSKI ! CZEKAM NA NEXT ! :)

    Merry Christmas ! ;)

    OdpowiedzUsuń