środa, 14 maja 2014

II Rozdział 65 "Olśniewająco?"

 - Dwa bilety. Ty i Gaby. Los Angeles.
- Co ty gadasz? – powiedziała Gaby. – Jakie bilety? Jakie Los Angeles?
- Normalne. – uśmiechnęła się i pokazała dwa bilety. Podała nam je.
- Zabukowane na dzisiaj. – spojrzałam na nią.
- Za dwie godziny macie samolot więc radziłabym się spieszyć. –powiedziała mama, a Pattie stanęła przy niej.
- A Jocob, Melanie? – stanęłyśmy razem z Gaby koło siebie i spytałyśmy razem.
- Nie będzie was cztery dni. My nie mamy nic do roboty i się nimi zaopiekujemy. – mama Justina puściła nam oczko. – No lećcie już!
Spojrzałyśmy z Gaby na siebie i z uśmiechami na twarzach pobiegłyśmy na górę się spakować. Jeśli mamy być tam 4 dni to dużo ciuchów nie będę brała. Trzeba zostawić trochę miejsca na nowe ciuszki. No i oczywiście strój kąpielowy. Bez tego się nie obejdzie. Zeszłam na dół z walizką i zaniosłam ją od razu do samochodu. Wróciłam do domu żeby pożegnać się z mamami. Życzyły nam dobrej zabawy. Poszłam jeszcze na górę żeby pożegnać się z Jake’iem. Pocałowałam go w czoło a on słodko zmarszczył nosek. Uśmiechnęłam się i po cichu zamknęłam drzwi.
Na lotnisko odwiózł nas Daniel. Lubię go a na dodatek ma słodki głos i mega talent. Mam nadzieję, że kiedyś zdobędzie sławę. Na lotnisku pożegnałyśmy się z nim przytuliskiem i buziakiem w policzek.  Uśmiechnęłyśmy się do siebie i poszłyśmy na odprawę. Nawet długo nie trwała. Usiadłyśmy na swoim miejscu w samolocie i możemy w końcu odpocząć. Mogłabym zasnąć, ale nie mogłam. Może to z wrażenia albo coś? Nie mam pojęcia, ale siedziałam z opartą głową o siedzenie, zamkniętymi oczami i słuchawkami w uszach. W połowie lotu poczułam szarpnięcia za sweterek. Otworzyłam oczy i wyjęłam słuchawki. Zobaczyłam przed sobą małą dziewczynkę. Miała z 6 lat, góra 9.
 - Cześć mała. – uśmiechnęłam się do niej.
- Hej. Ty jesteś Victoria Beadles, prawda? – zapytała się.
- To ja. – uśmiechnęłam się.
- Mogłabym autograf? – podniosła ręce z notesikiem i długopisem.
- No pewnie. – wzięłam od niej zeszyt i jak to ja, nabazgrałam swoim kurzym pismem swój podpis na kartce.
- Caitlin, tu jesteś. – stanęła przed nami blond włosa dziewczyna. Zapewne jej siostra. Też miała tak koło 15-17 lat. – O boże. To Victoria Beadles… - szepnęła i przyłożyła dłoń do ust.
- We własnej osobie. – puściłam jej oczko.
- Nie wierzę. – szepnęła po raz drugi. Przekartkowałam notatnik i na drugiej kartce dałam swój autograf.
- Jak masz na imię? – zwróciłam się do niej.
- Carmen. – odpowiedziała mała, bo widziała, że jej siostra nie będzie w stanie odpowiedzieć.
- Proszę. – oddałam dziewczynce jej rzeczy. Podziękowała i poszła do swojej mamy, a jej siostra opadła na siedzenie przede mną.
- Przede mną siedzi Victoria Beadles, członkini One Step i dziewczyna, sorry, narzeczona Justina Biebera! – pisnęła a ludzie dziwnie się na nią spojrzała.
- Justin Bieber? Gdzie?! – usłyszałam inną dziewczynę, która rozejrzała się po pokładzie i gdy zobaczyła mnie, mina jej zrzedła. Uuu jak mi przykro.
- Boże kocham was normalnie. Jesteście tak niesamowitą parą! A wasz synek jest przesłodki. – uśmiechnęła się i chyba trochę się uspokoiła.
- Dziękuję. – również się uśmiechnęłam.
Pogadałam z nią trochę. Nazywa się Carmen Rodriguez i jest z Bradford. Czyli z tego samego miasta co Zayn. Fakt zna jego siostrę, Waliyhę, chodzą razem do tego samego liceum. Trochę się podpytałam co tam u niej słychać.
W Los Angeles byłyśmy o 3pm. Pattie załatwiła wszystko. Na lotnisku czekał Mike, jeden z ochroniarzy Jussa. Zabrałyśmy się z nim do hotelu, wjechałyśmy na odpowiednie piętro i weszłyśmy do apartamentu na samej górze hotelu. Weszłam do swojego pokoju i postawiłam walizki, które już stały przy łóżku. Postanowiłyśmy z Gaby przebrać się w stroje kąpielowe i pójść na plażę. Wyjęłam z walizki strój, który na nieszczęście był na samym spodzie, ale zdołałam go wyciągnąć. Założyłam na niego jeszcze spodenki i bluzkę. Wzięłam torbę podręczną i spakowałam do niej ręcznik, olejek do opalania i kocyk. Wyszłyśmy z hotelu i poszłyśmy w kierunku plaży. Daleko nie miałyśmy, bo sam hotel znajdował się prawie nad oceanem.
Plaża była prawie pełna. Znalazłyśmy miejsce i rozłożyłyśmy się tam. Fajnie było znaleźć się wokół normalnych ludzi. W miejscu, w którym nikt Cię nie zna, przynajmniej nie kojarzy. A jeśli już to nie podejdzie.
Opalałyśmy się z Gaby przez godzinę. Było super. Słońce, szum oceanu, piasek, reggae dochodzące z barku. W między czasie rozmawiałyśmy z Gaby, że możemy zabawić się tak jak kiedyś. Z jednej strony tęsknię za tym jak prawie co tydzień chodziliśmy na imprezy, podrywałyśmy chłopaków, nie przejmowałyśmy się w zasadzie niczym. Teraz mamy obowiązki. Dzieci i narzeczonych przede wszystkim. No dobra, ja mam męża. Teraz nie pora na refleksje o życiu. Czas się zabawić.
Po dwóch godzinach wróciłyśmy do apartamentu i postanowiłyśmy pójść na imprezę. Jutro odeśpimy, a dzisiejszy dzień należy porządnie wykorzystać. Zrobiłyśmy sobie ostry makijaż, ubrałyśmy krótkie sukienki i do tego szpilki. Ja założyłam biało czarną sukienkę bez ramion. Gabriella natomiast czarną koszulkę na ramiączka i spódniczkę do tego. Obie wyglądałyśmy świetnie.  Poszłyśmy do pobliskiego klubu. Z zewnątrz było słychać głośno grającą muzykę. Spojrzałyśmy na siebie i z szerokimi uśmiechami na twarzach stanęłyśmy przed ochroniarzami. Pokazałyśmy im swoje dowody i wpuścili nas do środka. Jeden, młodszy, nie był jakoś zbytnie umięśniony, coś koło mojego wieku, gdy przeczytał moje imię i nazwisko dziwnie się na mnie spojrzał. Weszłyśmy do środka i rozejrzałyśmy się wokół. Masa ocierających się o siebie ludzi, podchmieleni. Rówieśnicy. Podeszłyśmy do baru i zamówiłyśmy po Manhattanie. Wzięłyśmy drinki w dłonie i wypiłyśmy kilka łyków. Oparłyśmy się plecami i łokciami o bar i patrzyłyśmy na tańczące osoby.
 - Można prosić? – podszedł do nas jakiś chłopak i wyciągnął do Gaby rękę.
- Jasne – uśmiechnęła się, puściła do mnie oczko i poszli na parkiet. Nie minęła minuta a do mnie też podszedł chłopak z zapytaniem, czy z nim zatańczę. Zgodziłam się.
Przetańczyliśmy całą noc. Pod koniec imprezy ten facet, z którym tańczyłam na samym początku zaczął się do mnie przywalać. Odpychałam go ale to nic nie dało. W pewnym momencie ktoś złapał go za ramię, odwrócił do siebie przodem i przywalił mu w nos. Spojrzałam na mojego obrońcę i rozpoznałam w nim ochroniarza sprzed klubu.
- Mikołaj… - szepnęłam.
- Cześć Wiktoria. – uśmiechnął się.
- Co tu tu…? Miałeś być w Polsce… - zmarszczyłam czoło.
- Praca. – wzruszył ramionami.
- Miki? Boże jak ja Cię dawno nie widziałam! – Gaby się do niego przytuliła. Spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Pokręciłam głową. Dobra, wy nie wiecie o co w tym wszystkim chodzi i skąd znamy tego Mikołaja. To tak, nazywa się Mikołaj Starski, jest z Polski. Podczas naszego pobytu w Polsce podkochiwałam się w nim, nawet Gaby mówiła, że miał się mnie spytać czy zostanę jego dziewczyną ale nie spytał się, bo okazało się, że wracamy do Phoenix. Żałuje. Z drugiej strony lepiej, bo według mnie związki na odległość nie mają sensu. Ale mniejsza.
Po tym incydencie pożegnałyśmy się z Nicholasem (z ang. Mikołajem) i wróciłyśmy do hotelu. Zdjęłam sukienkę i założyłam na siebie spodenki i bluzkę Justina na siebie i poszłam w kimę. Noc przespałam spokojnie a wstałam o 10, obudzona przez pukanie do drzwi. Wstałam zaspana i poszłam otworzyć. Zobaczyłam przed sobą jakąś brunetkę.
- Cześć. – na jej twarzy widniał uśmiech.
- Hej. Znamy się? – przeczesałam sobie włosy do tyłu. – Sorry, że taka nieogarnięta, dopiero co wstałam.
- Spoko i nie, nie znamy się.
- W takim razie w czym mogę pomóc? Wejdź. – zaprosiłam ją do środka i zamknęłam drzwi.
- Jestem Katherine Gilbert i jestem od „Teen Vogue’a”. Dyrektor redakcji organizuje dziś wieczorem bal. Dowiedział się, że pani i pani przyjaciółka, jesteście w Los Angeles i chciałby was zaprosić. Proszę. – wyciągnęła przed siebie rękę z dwoma zaproszeniami.
- Z jakiej okazji? – wzięłam je od niej i otworzyłam.
- 20-sto lecie magazynu. – powiedziałyśmy obie na co ona się uśmiechnęła.
- Victoria. – podałam jej rękę.
- Katherine – uścisnęła ją.
- Napijesz się czegoś ?
- Nie. Muszę już iść. – uśmiechnęła się. – Ale mam nadzieję, że zobaczymy się wieczorem. – podeszła do drzwi.
- Bardzo prawdopodobne. – uśmiechnęłam się.
- Victoria? – odwróciła się już na korytarzu.
- Tak?
- To bal maskowy, więc wiesz co robić. – puściła mi oczko i poszła.
Bal maskowy? Ciekawie. Mam nadzieję, że tak będzie. Uśmiechnęłam się do zaproszeń i odłożyłam je na stolik. Poszłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze. Szczerze? Przestraszyłam się swojego odbicia. Włosy stały w każdą stronę świata, makijaż rozmazany. Dziwię się, że tamta dziewczyna, jak jej tam… Katherine, się ciągle uśmiechała i nie przestraszyła. Whatever. Zmyłam makijaż i obmyłam twarz wodą. Wróciłam do swojego pokoju po ciuchy na dziś i poszłam z powrotem do łazienki wziąć prysznic. Po skończonej kąpieli zadzwoniłam do recepcji i zamówiłam coś do jedzenia dla dwóch osób. Poszłam w końcu obudzić Gaby. Uśmiechnęłam się chytrze i wzięłam wazon z kwiatami z salonu. Wyjęłam z niego kwiatki i weszłam do pokoju McCessie. Stanęłam nad jej łóżkiem i wylałam na nią wodę z wazonu.
- Pojebało?! – krzyknęła i poderwała się z łóżka. Odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na mnie morderczym wzrokiem. – radzę Ci uciekać, bo zaraz nie będzie tak miło.
Zaśmiałam się i wyleciałam z jej pokoju do swojego. Zamknęłam drzwi na klucz i śmiałam się dalej. Podeszłam do dużego lustra i przejrzałam się w nim. Stanęłam bokiem i wciągnęłam brzuch. Mogłabym schudnąć, a nie opychać się czekoladą i niewiadomo czym jeszcze. Wypuściłam powietrze z ust ze świstem i walnęłam się na łóżko. Co ja dzisiaj założę? Jedyną sukienką, która nadawałaby się na jakikolwiek bal, była czerwona sukienka, którą dostałam od Amandy. Właśnie… ciekawe co u niej. Podniosłam się na łokciach i wzięłam telefon z szafki nocnej. Weszłam w kontakty i wybrałam numer Amandy. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał… No w końcu!
- Siemka Blondyneczko! – zaćwierkałam do telefonu.
- Vica? Coś ty taka radosna? – spytała i byłam pewna, że się uśmiecha. Chociaż tego nie widziałam.
- A no wiesz… dużo rzeczy się dzieje. Jacob skończył rok, jestem sobie w LA, z Gaby, same. Byłyśmy wczoraj na imprezie, Jake ostatnio trochę chorował. A co u Ciebie?
- Dostałam nową pracę i postanowiliśmy… zaraz… gdzie jesteś?! – wydarła mi się do ucha. Odsunęłam trochę Iphone’a od ucha.
- Kobieto… jaki ty masz głos! A jestem w Los Angeles! – krzyknęłam.
- Nie bój żaby, ty też niczego sobie. – zaśmiała się a ja przyłączyłam się do niej. – A tak poza tym, wyobraź sobie, że właśnie tą pracę dostałam w LA. Jako modelka.
- nie wiedziałam, że chcesz zostać modelką. – uniosłam automatycznie prawą brew do góry.
- Tak jakoś wyszło. – zarechotała do telefonu. – Dobra, niunia odezwę się jeszcze, a teraz muszę kończyć, bo mam drugi telefon.
- Spoko, to pa. – już chciałam się odezwać.
- Stój! Na ile zostajecie w LA? – spytała w ostatnim momencie.
- Jeszcze nie wiemy. – uśmiechnęłam się i rozłączyłam. Zastanawiam się nad tym, żeby nie zostać w LA jeszcze co najmniej cztery dni. Tydzień wolnego mi się należy a tak poza tym, to musiałybyśmy jutro rano już jechać a to zdecydowanie za krótko, jak na dwie zakupocholiczki. Ale nie ważne. Zważając na to, że może zabalujemy tu troszkę dłużej, to wypakowałam ciuchy do szafy. Była zapełniona, bo w sumie nie była jakoś specjalnie duża. Zawiesiłam ostatni wieszak z koszulą w kratę. Moment… czy Amanda powiedziała „postanowiliśmy” ? Że niby ona i kto? Ej a może poznała kogoś nowego, co? Podeszłam do komody, wzięłam telefon i wstukałam wiadomość.
<Z kim i co postanowiłaś? Tori x.”>
Musiałam chwilkę poczekać aż łaskawie ruszy tyłek i odpisze ale w końcu odpisała.
<Ja + Ryan. Los Angeles + mieszkanie = razem. Wiesz? : )  >
Wytrzeszczyłam oczy na wierzch i wyleciałam z pokoju.
- Gaby! Gdzie jesteś? – zatrzymałam się w salonie i rozglądałam się dookoła.
- Co jest? – wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem z mokrymi włosami.
- Mam nadzieję, że masz na sobie bieliznę. – spojrzała na mnie z miną „do rzeczy”. – Dobra, mam newsa.
- Powiesz w końcu ?
- Amanda jest z Ryanem! – pisnęłam.
- Że co?! A co z Amber? – zapytała a ja wzruszyłam ramionami. Opadłam na kanapę i wystukałam w telefonie, że życzę powodzenia. Odłożyłam telefon na stolik i położyłam się na sofie. Patrzyłam się na wzorki na suficie.
- Gaby?
- Co znowu? – spytała z łazienki.
- Nic. – odpowiedziałam i nie odzywałam się przez chwilę. – Zauważyłaś, że nasza paczka się rozjeżdża w różne strony świata?
- Możesz nie przesadzać? Większość jest w stanach.

- No i co z tego? My z Caitlin jesteśmy w Atlancie, no Justin i Chris pewnie teraz gdzieś w Europie. Heh, Ryan z Amandą w Los Angeles, Carmen z Carlem dalej siedzą w Stratford, Amber jest w Londynie i jak się ostatnio dowiedziałam nieźle dogaduje się z Danielle i Perrie, chłopaki mają mini trasę po Azji, Julia z Maxem wyjechali do Meksyku i robią kariery aktorskie.  – powiedziałam tylko i wyłącznie na dwóch wdechach.
-Przynajmniej się rozwijają nie to co my. – włączyła suszarkę do włosów.
- Może i masz rację? – powiedziałam ciszej i wątpię, że usłyszała.
- Ale popatrz na to z drugiej strony. – wyłączyła suszarkę i wyszła z nią do salonu na tyle ile pozwolił jej kabel. – Masz męża, ja narzeczonego. Obie mamy dzieci, ty przystojnego synka ja śliczną córeczkę. – uśmiechnęła się. – Masz zapewnioną przyszłość, a znają Cię miliony osób. Jesteś sławna. – odpowiedziała i z powrotem schowała się w łazience. Uśmiechnęłam się i zatęskniłam za Jacobem i Justinem. Po raz czwarty tego dnia wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer do Pattie. Pierwszy sygnał, drugi sygnał… piąty sygnał i się rozłączyłam. Najwidoczniej bawi się z Jake’iem albo Melanie i nie słyszy telefonu. Spróbowałam zadzwonić do mamy ale numer był poza zasięgiem. Wzniosłam oczy ku górze, wzięłam wdech i wybrałam numer Justina. Jeśli on nie odbierze to nie będę się do nich odzywać. Dobra przesadzam.
- W końcu ktoś łaskawie odebrał ode mnie telefon. – powiedziałam do słuchawki kiedy Justin odebrał.
- Ładne przywitanie. Cześć kotku – przywitał się. Fajnie było usłyszeć jego głos, zaspany ale mimo to.
- Hej. Sorki no ale dzwoniłam do mamy i Pattie ale nie odbierały i powoli się wkurzałam, a chciałam pogadać z nimi trochę. No i z Jacobem.– odpowiedziałam.
- To gdzie ty jesteś? – zapytał zdziwionym głosem. 
- Um… - podrapałam się po karku.
- Victooriaaaaa – przeciągnął.
- Ugh no dobra, jestem w LA. Pattie z Sandi zrobiły nam, mi i Gaby, taką niespodziankę i zafundowały nam wyjazd. – powiedziałam. – do Spa. – dodałam i zagryzłam dolną wargę.
- To dobrze, w końcu sobie odpoczniecie.
- A ty? Gdzie teraz jesteś? – spytałam i założyłam nogi na stolik.
- Tori! Nogi ze stolika! – krzyknęła Gaby z kuchni. Jakim cudem ona zawsze to wie?! Ja się pytam?
- Już! – odkrzyknęłam i zdjęłam je. – I co się Czopku śmiejesz? – zapytałam go i po chwili śmiałam się razem z nim.
Fajnie było znowu usłyszeć jego głos. Powtarzam się ale to szczegół. Pogadałam z nim z godzinkę i potem się rozłączył, bo był w Indiach i była 1 w nocy jak skończyliśmy gadać. A on po koncercie to był zmęczony. Fajnie ma. Jak byłam w Indiach to nie pozwiedzałam sobie. Muszę się tam kiedyś wybrać. Jak skończyliśmy gadać u nas była 17. Zostały jeszcze trzy godziny do balu. Kur…de
- Bal! – krzyknęłam na cały głos a Gabriella spojrzała się na mnie jak na wariatkę, która uciekła z psychiatryka. Do naprawdę porządnego psychiatryka. – No co?
- Jajeczko. O jakim ty balu gadasz? – strzeliłam facepalm’a.
- Zapomniałam Ci powiedzieć. – wstałam z kanapy i podeszłam do szafki pod telewizorem. Wzięłam z niej dwa świstki i podałam jeden Gabs. – Dzisiaj przyszła jakaś dziewczyna, jak dobrze pamiętam nazywała się Kate, ale to najmniej ważne. W Teen Vogue dowiedzieli się, że jesteśmy w LA i zaproponowali nam przyjście dzisiaj wieczorem na bal maskowy z okazji 20-lecia magazynu. – wzruszyłam ramionami.
- Dzisiaj? – uniosła brew do góry a ja pokiwałam głową. – W co ja się ubiorę? – poderwała się z kanapy i poleciała do swojego pokoju. Zaśmiałam się i zrobiłam to samo co ona.
Wyciągnęłam z szafy czerwoną sukienkę. Przymierzyłam ją do siebie i wydawało się, że się w nią zmieszczę. Powinna. Zdjęłam bluzkę i spodnie i założyłam ją na siebie. Muszę zrzucić kilogram lub dwa, ewentualnie pięć. Patrzyłam tak na siebie i wydawało mi się, że czegoś tu brakuje. No tak, maski to oczywiste ale jeszcze czegoś. Coś co by idealnie pasowało i najlepiej czarnego. Poszłam do Gaby i zapytałam się jej czy aby przypadkiem nie wzięła tych swoich czarnych rękawiczek. Pokręciła przecząco głową a mi mina zrzedła. Zeszłam do recepcji i spytałam się młodej dziewczyny, chyba praktykowała, bo nadzorowało ją jakieś stare, wścibskie babsko. Dziewczyna, Boże już ją kocham!, akurat dzisiaj miała czarne i do tego długie rękawiczki. Podziękowałam jej i wydaje mi się, że nawet ucałowała, na co się ze mnie śmiała. Wróciłam do apartamentu i zrobiłam sobie makijaż. Włosy lekko podkręciłam a usta pomalowałam czerwoną szminką. Na to błyszczyk. Założyłam rękawiczki na ręce i maskę(którą także wcześniej, pożyczyłam od Maite(recepcjonistki, tej samej), która wzięła ją z biura rzeczy znalezionych. Powiedziała, że nikt się po nic nie zgłasza. No, chyba, że są to telefony, wtedy tak) Pasowała idealnie. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze.
- Gotowa? Możemy iść? – weszłam do pokoju Gabs i wytrzeszczyłam oczy. – Wow. Wyglądasz…
- Olśniewająco? – zaśmiała się a ja dołączyłam do niej po chwili.
- Skąd wytrzasnęłaś to cacko? – podeszłam do niej.
- Szczerze ? Była schowana w szafie. – powiedziała a ja się głośno zaśmiałam.
Wyszliśmy z budynku i czekała na nas limuzyna, w której siedziała Katherine. Przywitałam się z nią, a ona przedstawiła się McCessie jako pierwsza. Podjechaliśmy pod jakiś hotel. Weszłyśmy do holu. Kate przywitała się z dziewczyną na recepcji. To była młoda blondynka z kręconymi włosami. Uśmiechnęła się do mnie co ja odwzajemniłam. Weszłyśmy do windy i założyłyśmy maski na nasze twarze. Zatrzymała się na najwyższym piętrze, od razu było wyszliśmy do jakiej Sali. Było pełno ludzi w maskach, sukniach i garniturach. Pod ścianami były ustawione stoły z przekąskami, obok windy kieliszki z szampanami, na środku było miejsce do tańczenia. Rozejrzałyśmy się, wzięłyśmy kieliszki i weszłyśmy w tłum. Jako jedyny maski nie miał dyrektor redakcji. Uśmiechał się do wszystkich i witał ich.
- Witam pani Victorio! Witam również Ciebie, Ariel. – podszedł do nas starszy i siwiejący mężczyzna.
- Dobry wieczór. – odpowiedziałyśmy i uścisnęliśmy sobie dłonie. – Ale czemu Ariel? – zapytała Gaba.
- Jesteś Gabriella, prawda? – spytał a ona potwierdziła ruchem głowy. – Moja wnuczka ma tak na imię. Uwielbia Małą Syrenkę i tak jakoś. – uśmiechnął się.
Faktycznie śmieszny człowiek. Po półgodzinie podszedł do mnie jakiś mężczyzna i poprosił mnie do tańca. Przetańczyłam całą noc. No prawie.
Poszłam nalać sobie pączu. Obok mnie stała jakaś para, całująca się, chichrająca. Wytężyłam słuch, bo głos chłopaka wydawał mi się znajomy. W końcu wzięłam się na odwagę i złapałam go za ramię. Odwrócił się do mnie.
- Znamy się? – zapytał, a ja zdjęłam maskę. – Victoria. – powiedział i sam zdjął maskę. Na mojej twarzy jak i na jego wymalowało się zdziwienie. 
__________________________________________________________
Hej! :)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba ^_^ 
Jak myślicie kogo spotkała Victoria, hę? Propozycji oczekuję w komentarzach :p 
Mi się rozdział podoba, bo ma AŻ 9 stron :o ale szybko się w miarę pisało ;) 
Czekam na komentarze :) Gdy je czytam, to naprawdę dodają mi takiego powera do pisania, że wam mówię :p :)
Love ya all! <3
Ps. Dziękuję, za komentarze pod poprzednim rozdziałem <3 Jesteście kochane <3 

5-7 komentarzy = nowy rozdział!!

1 komentarz: