poniedziałek, 21 kwietnia 2014

II Rozdział 63 " Szczęscieee… musimy? "

-        Co wy tu robicie? – spytałam gdy zobaczyłam Paula Hagginsa, Zayna Malika i Perrie Edwards. Spojrzałyśmy na siebie a ona uśmiechając się powiedziała „Cześć” bezgłośnie. Uśmiechnęłam się.
-        Tori to jest menadżer One Direction. – powiedział Scooter.
-        Wiem kto to jest, Scoot. – odpowiedziałam. – Ale nie bardzo rozumiem po co my tutaj.  – powiedziałam a on kazał nam usiąść.
-        Chodzi o to, że… jakby to powiedzieć… - zaczął.
-        Prosto z mostu.  – powiedziałam równo z Malikiem. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
-        Chcemy, żebyście ze sobą zerwali. – odparł Paul.
-        Co?! – podnieśliśmy się w czwórkę. – Nie ma mowy. – odpowiedział Justin z Perrie.
-        Może trochę źle to ująłem. Usiądźcie.
Wytłumaczył nam wszystko. Justin ma JournalsTour a 1D za cztery miesiące zaczyna Where We Are. Po prostu chcą rozgłosu. No dobra, rozumiem, ale  czemu naszym kosztem? Zgodziliśmy się, bo nie mieliśmy wyjścia. Masakra jakaś. Zayn ma wyjść dzisiaj z Perrie na kolację i odegrać scenkę, że się ze sobą kłócą. Za to my po jutrze mamy zrobić coś podobnego. A wiecie co jeszcze wymyślili? Ma być tak, że będę miała dość na ten czas Justina i pojadę do domu One Direction. Oni będą mnie pocieszać. Ma być super, pomijając to, że rzadziej będę spotykała się z Biebsem. Ale z resztą i tak jest w trasie, to mała różnica.  
Myślałam o tym.
-        Szczęscieee… musimy? – spytał Justin i przysiadł się do mnie na kanapę.
-        I tak zaraz lecisz do Norwegii. Nie widzielibyśmy się przez… kolejne 4 miesiące. – uśmiechnęłam się. – ale od czego są telefony i Internet.
-        Ale nie podoba mi się fakt, że będziesz w domu pełnym chłopaków. – na jego twarzy pojawił się grymas.
-        Koooocie, daj spokój. – usiadłam na nim rozkrokiem.
-        I tak mi się to nie podo… - zamknęłam mu usta pocałunkiem.  Było cudownie. Pomyśleć, że to nasz ostatni pocałunek, na jakieś 4 miesiące. To nie fair.
-        Idziemy?- spytał zdyszany. To nawet dobrze.
-        Yhy. – odpowiedziałam, ale i tak, można powiedzieć, że przyssałam się do niego, po raz drugi.
Zeszliśmy korytarzem do Halu. Nie było nikogo w środku oprócz recepcjonistki i dwóch sprzątaczek.
-        Jesteś pieprzonym egoistą! Chcesz jak najlepiej dla siebie! – wykrzyknęłam i weszliśmy na środek holu z poważnymi minami.
-        Tak najlepiej to wszystko teraz na mnie zwalać?! – patrzyliśmy sobie w oczy.
-        A może mi powiesz gdzie byłeś wczoraj wieczorem, hm? – założyłam ręce na piersi i wysunęłam lewą nogę do przodu.
-        Z  Alferdo, wyobraź sobie. – odpowiedział.
-        Szkoda bardzo. Rozmawiałam z nim wczoraj wieczorem. No tłumacz się, gdzie byłeś.
-        Umm… - podrapał się po karku. Wyglądał seksownie z zakłopotaną miną. Sztuczną, ale mimo to prawie realnie.
-        Wiedziałam, no po prostu wiedziałam! – wyrzuciłam ręce w powietrze. – Wiesz co? Pieprz się. – odwróciłam się na pięcie i szłam w kierunku drzwi.
-        Tori! – podbiegł do mnie, przycisnął do ściany i pocałował. Tego nie było w planie. Oddałam pocałunek. – Kocham Cię. – powiedział gdy odsunęliśmy się od siebie. Uśmiechnął się.
-        Ja Ciebie też. I przepraszam. – patrzyłam w jego oczy i strzeliłam mu z liścia. – idź do tej swojej dupy. – wyszłam przed hotel. Justin stał sparaliżowany. Zatrzymałam taksówkę. -  Na Perry Street 201, proszę. – podałam adres i ruszył.
-        10 funtów się należy. – powiedział taksówkarz, gdy stanęliśmy przed domem chłopaków. Przeszukałam kieszenie.
-        Poczeka pan chwilkę? – spytałam a on przytaknął. Wysiadłam z taksówki i podeszłam do drzwi. Zadzwoniłam dzwonkiem. Musiałam chwilkę poczekać, aż łaskawie, któryś ruszy tyłek.
-        Vic? Co ty tu robisz? – drzwi otworzył mi Niall.
-        Pożyczysz mi 10 funtów na taksówkę? – walnęłam prosto z mostu.
-        Jasne. – wyciągnął z tylnej kieszeni portfel i dał mi kasę. Wzięłam ją i zaniosłam temu facetowi. Potem wróciłam do Horana. – Chodź. – złapał mnie za rękę i weszliśmy do domu.
-        Tori? Co ty tu robisz? – chłopcy się podnieśli.
-        Umm… Gdzie Zayn? – zapytałam. – Muszę z nim pogadać.
-        Na górze. U siebie. Jak coś to nie przestrasz się bałaganu. – powiedział Louis.

-        Źle z nim. – powiedział Liam a ja zmarszczyłam czoło.
Odwróciłam się w stronę schodów i wbiegłam na piętro.  Jeśli oni tylko grali to czemu jest z nim źle? Czemu w ogóle chłopcy nic nie wiedzą? Moim zdaniem powinni wiedzieć… w sumie Gaby z Chrisem też nic nie wiedzą. Stanęłam przed drzwiami Zayna. Przeszukałam wszystkie drzwi i tylko te mi zostały. Są na końcu korytarza. Zapukałam.
-        Liam… nie mam ochoty. – usłyszałam zachrypnięty głos Zayna. 
-        To nie Liam… - otworzyłam drzwi i wcisnęłam głowę.  Faktycznie bałagan miał. I to nie mały.
-        A to ty. – powiedział. – Sorki za ten bałagan.  – wstał z łóżka i pozbierał z niego i podłogi część rzeczy.  – Już przedstawienie odstawione? Siadaj.
-        Odstawione.  – spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Siedzieliśmy na łóżku i gadaliśmy o tym, co odegraliśmy i jak to było. Zayn powiedział, że serio pokłócił się z Perrie. Wykrzyczeli sobie wszystkie żale jakie mieli. Taka fajna para. Mam nadzieję, że się pogodzą.  Uzgodniliśmy z Zaynem, że nie będziemy się nad sobą użalać.
Zmotywowałam go trochę do tego, by sprzątnął ten bałagan w pokoju.  W niecałe pół godzinki ogarnęliśmy pokój. Później poszedł się umyć i przebrać.  Siedziałam na łóżku i rozglądałam się po pokojach. Na komodzie stały zdjęcia.  Jego z siostrami, z tatą, z mamą,  chłopakami. Na podłodze leżało potłuczone jego z Perrie. Musieli się nieźle pokłócić. Sprzątnęłam szkło a zdjęcie schowałam mu do komody. Niech będzie. Może jeszcze się pogodzą. Mam nadzieję.
-        Chłopaki, Tori zostanie u nas na jakiś czas. – weszliśmy do salonu. – O hej Soph.  – uśmiechnął się do dziewczyny Liama. Wstała i podeszła do mnie.
-        Ostatnio nie miałyśmy okazji się poznać. – uśmiechnęła się. – Sophia.
-        Victoria, ale mów mi Tori. – odwzajemniłam gest i uścisnęłam dłoń. 
-        Co robimy? – spytał Horan.
-        Mogę zadzwonić? – spojrzałam na Malika.
-        Jasne. Tam masz telefon. – pokazał za mnie.
-        Dzięki.  – wykręciłam numer do Pattie.
-        Halo?
-        Hej Pattie.
-        Victoria? Co się dzieje? – spytała zmartwionym głosem.
-        Skąd ten pomysł, że coś się dzieje?
-        Słyszę. A poza tym, Justin chodzi zdenerwowany.  – przed resztą też musi udawać. Ciekawe jak mu to wychodzi.
-        Pokłóciliśmy się, ale nie dzwonię w tej sprawie.
-        Jakiej?
-        Jest Justin w hotelu? A tak w ogóle, to co Jacob robi?
-        Właśnie siedzi z babcią i bawi się samochodem. A Justin jest.
-        Dobra. To ja dzisiaj wpadnę po Jake’a, ok.?
-        A nie możesz jutro albo pojutrze? Chciałabym się nacieszyć wnukiem. – czułam, że się uśmiecha.
-        Jasne. Wpadnę w sobotę po południu. – uśmiechnęłam się.
-        Dzięki. Dobra kończę, bo Jackie chyba chce pić. – zaśmiała się.
-        Ucałuj go ode mnie. Pa.
-        No pewnie. Pa. – rozłączyłam się.
Chłopcy są zajebiści. Większość tych faktów w Internecie i na stronkach, serio są prawdziwe. Mogę śmiało potwierdzić, że Niall jest żarłokiem ( nie takim, jakie są w np. opowiadaniach. Jak coś, ja nie czytałam, tylko dziewczyna z sierocińca), Louis kocha marchewki, Zayn jest przewrażliwiony na punkcie włosów. Tyle, że nie jestem pewna co do Harry’ego. Na pewno kocha koty, to tak. Ale Liam na pewno nie jest Daddym. Dobra, może przywołuje chłopaków do porządku, ale wychodzi na to, że nieźle się zmienił.
Wieczorem wpadła Eleanor. Spędziłam z nią kilka dni, ale mam wrażenie, że znam ją co najmniej kilka lat. Stęskniłam się za nią strasznie! Jejku serio. Wyładniała, skubana. Była ładna, a teraz to już jest naprawdę śliczna.
Następnego dnia, przyniosła mi jakieś swoje ciuchy i wyciągnęła na wypad na miasto. Jestem chyba z czwarty raz w Londynie, ale jeszcze nigdy go nie zwiedzałam. Byliśmy na kawałek. Teraz, mogę normalnie chodzić i oglądać zabytki. No może nie do końca. El ciągała mnie po całym centrum miasta. Czasami mnie to wkurzało kiedy coś mi się spodobało a ona mnie odciągała. Ale było fajnie.
Po zakupach poszłyśmy do Starsbucksa. Nie wiedziałam kto tam będzie.
-        Danielle? Pogięło Cię? – szepnęłam do Eleanor a ona się uśmiechnęła.
-        Nie. Jest super, zobaczysz.
-        Wiem, że jest super, ale… - zatrzymałyśmy się.
-        Hej. – Dani przywitała się z El buziakiem w policzek.
-        Cześć. – Peazer spojrzała na mnie. – A kto to?
-        Danielle Peazer. Victoria Beadles – przedstawiła nas sobie Elka. „Bieber”, pomyślałam, ale faktycznie, tylko kilka osób wiedziało.
-        Hej. – powiedziałyśmy w tym samym momencie i się zaśmiałyśmy.
Danielle jest zarąbista. Kurde, zazdroszczę jej takiego ciała! Żebym ja miała takie. Bardzo fajnie się z nią rozmawia, zwłaszcza, że tak samo jak ja, zajmuje się tańcem. Mówiła, że to jest to, co kocha i czego potrzebuje w życiu. Ma wspaniałą figurę, jest mądra, ogląda się za nią multum chłopaków. Czego chcieć więcej? Zgadałyśmy się tak jakoś, że El powiedziała, że mam synka. Była totalnie zdziwiona. Powiedziała, że patrząc na moje ciało, nie przyszło by jej na myśl, że urodziłam. Jak najbardziej, schlebiało mi to. Później zeszliśmy na temat naszych byłych.  Nie było za ciekawie.  Eleanor nie chciała za bardzo gadać o nim, ale jej się nie dziwię. Natomiast dobrze jej szło gadanie o Marcelu. To jej były jak była pierwszej liceum.  Dani nie miała ochoty na rozmowę o Liamie.
-        Ey a może pójdziemy do chłopaków? – zaproponowałam a Dani spojrzała na El. – Spokojnie mają jakąś sesje, więc ich nie będzie. – uśmiechnęłam się.
-        No może… Możemy w sumie pójść. – uśmiechnęła się.
Zatrzymałyśmy jakąś taksówkę i podjechałyśmy pod willę chłopaków. Wyciągnęłyśmy zakupy i podeszłyśmy pod drzwi. Wyciągnęłam klucze, które rano dał mi Lou. To chyba jego klucze, bo jest przy nich breloczek w kształcie marchewki i Kevina. Weszłyśmy do środka roześmiane. Zaniosłyśmy torby do salonu i poszłyśmy do kuchni. Usiadły na stołkach przy wysepce a ja wstawiłam wodę na kawę. Wyjęła kubki, wsypałam kawę i odwróciłam się do nich opierając o blat. Spojrzałam na osobę stojącą w wejściu do kuchni. Wpatrywał się w jedną osobę.
-        Co ty tu robisz, Liam? – spytałam. – nie macie sesji? – zmarszczyłam czoło.
-        Mamy.  – spojrzał na mnie.
-        To co tu robisz?
-        Źle się czuję.
-        Cześć Li. – Eleanor odwróciła się z uśmiechem do Payne.
-        Hej. – odpowiedział. Za to Danielle się nie odwróciła.  
-        Chcesz kawy? A może herbaty z miodem, co? – spytałam się go i wyjęłam kubek. – Macie miód? – odwróciłam głowę w ich stronę.
-        Nie wiem. Ale jeśli jest to w tamtej szafce. – pokazał palcem na szafkę obok, której stałam.  – Cześć Danielle. – podszedł do wysepki. Odwróciłam się.
-        Hej. – odpowiedziała cicho.  Czemu oni się tak zachowują?  No normalnie jak jacyś licealiści. Ale nie mieszam się w to.
Było trochę sztywno, nie powiem. Pomińmy to, że pół godziny później przyszła Sophia. Umm… Dani była smutna. Przecież się rozstali. To ona z nim zerwała. To o co comon? Nie rozumiem tego. Ale zostawmy to. To ich sprawa, nie moja.  Godzinkę posiedzieliśmy w domu chłopaków i reszta przyszła. Byli uśmiechnięci. Jak Liama nie było na sesji to gdzie oni byli? Dobra, nie wnikam. Chłopaki ucieszyli się widząc Danielle. Ona chyba też. Po około 30 minutach wyszłyśmy z Peazer z domu. Ja miałam udać się do hotelu po Jacoba, a ona do domu. Pojechałyśmy jedną taksówką, bo ona miała po drodze. Pożegnałam się z nią pod hotelem. Taksówka odjechała a ja spojrzałam w górę i wciągnęłam powietrze. Weszłam do hotelu i udałam się do windy. Wcisnęłam przycisk z numerkiem „12” i czekałam. Wysiadłam na odpowiednim piętrze i udałam się do pokoju Justina. Nie wiem czy Jacob jest z Patricią czy z Jussem, ale najpierw sprawdzę u niego. Zapukałam i otworzyłam drzwi nie czekając na odpowiedź. Justin siedział z Jacobem na kanapie. Spali a wokół było pełno zabawek. Uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi.

-        Szczęście? – usłyszałam zaspany głos Justina.
-        Śpij. – uśmiechnęłam się i podeszłam. Otworzył oczy i zerknął na Jacoba. Uśmiechnął się i przeniósł wzrok na mnie. – Cześć. – powiedział z chrypką.
-        Hej. – podeszłam do nich. Pocałowałam Jake’a w główkę i Justina w usta.   – Wyjeżdżasz dzisiaj ? – spytałam.
-        Taaa. – odpowiedział. – niestety. Czemu się na to zgodziliśmy?
-        Żeby zarobić więcej kasy. – odpowiedziałam naśladując Scootera. Zaśmiał się.
-        Gdybyśmy się na to nie zgodzili, to i tak jesteśmy ustawieni na całe życie.
-        Wtedy nie kupowałbyś takich drogich samochodów. – wystawiłam mu język.
-        Cichooo. – zaśmiał się. Jacob zacmokał i słodko przetarł oczka piąstkami.
-        Mama. – wyszeptał i włożył palec do buzi, zaczął go ssać.
-        Szkarbie mały. – wzięłam go na ręce i przytuliłam. – Co robiliście? – spojrzałam na Justina.
-        Bawiliśmy się. – odpowiedział.  Spojrzałam na niego smutno. – Musisz iść. – odpowiedział.
-        Umm…  - spuściłam głowę. Poczułam jego kciuk pod moją brodą. Uniósł mi głowę tak żebym na niego patrzyła. 
-        Obiecaj, że będziemy do siebie dzwonić? O każdej  porze? – spytał z lekkim uśmiechem na twarzy.  Zamrugałam kilka razy i uśmiechnęłam się leciutko.  

-        Kocham Cię. – powiedziałam.
-        Wiem. – uśmiechnął się i mnie pocałował. Jacob zaczął się poruszać i machać rączkami na wszystkie strony. Oderwaliśmy się od siebie i zaśmialiśmy.
Wyszłam z hotelu z „ponurą” miną u Jake’iem na rękach. Wsiadłam do taksówki i pojechałam na PerryStreet. Weszłam do domu chłopaków. Nie było nikogo w domu. Gdzie oni wszyscy znowu poleźli? Ehh… sobota równa się impreza. Zamknęłam drzwi i udałam się na górę. Już miałam wchodzić do „mojego” pokoju, gdy  z pokoju obok wychylił się Zayn.
-        Ty nie na imprezie? – spytałam a on pokręcił głową.
-        Oooo Hej mały. – podszedł do nas i wziął Jacoba na ręce. Okręcił się z nim dokoła trzymając go wysoko.  Jake się śmiał jak nigdy. Uśmiechnęłam się.
-        Chodź. – otworzyłam drzwi do pokoju i weszliśmy oboje.  Usiedliśmy na łóżku. – Gadałeś z Perrie? – poczekałam chwilę ale on się nie odezwał. – Mam rozumieć, że nie. Chłopie… zależy Ci na niej? – zapytałam. Znowu cisza. – Zayn? Spójrz na mnie. – poprosiłam go.
-        Co? – odpowiedział pytaniem.
-        Zależy Ci na niej?
-        I tak i nie.
-        Da się tak? – uniosłam brew do góry.
-        Vica… kocham ją. I to bardzo. Ale to nie jest takie proste.
-        Nie?
-        Nie. Na samym początku naszego spotykania… wszystko było ustawione. Ale po pewnym czasie zaczęło mi na niej zależeć. I to cholernie. Jej też. Cieszyłem się jak cholera. Prawdziwa Zerrie. Niby wszystko pięknie, ale ostatnio zaczęło się coś psuć.  Mam wrażenie,  że zaczynamy się od siebie oddalać… mam wrażenie, że ona kogoś ma.
-        Perrie? Nie możliwe. – zaprzeczyłam  ruchem głowy.
-        Nie znasz jej. Może i ja do końca też nie… - spuścił głowę.
-        Słuchaj… jeśli Ci na niej zależy to pojedź do niej. Wytłumacz jej jakie masz obawy. Olej to co później powie Paul. Miej to w… - spojrzałam na Jacoba i odchrząknęłam. – gdzieś. Ważne jest wasze uczucie a nie to co powiedzą inni. – uśmiechnęłam się do niego i położyłam swoją dłoń na jego. Spojrzał na nasze ręce a potem na mnie.
-        Dzięki. – powiedział, cmoknął mnie w policzek, oddał mi Jacoba i wyszedł z pokoju. – mówiłem Ci, że jesteś fantastyczna? – wrócił się i zajrzał głową do pokoju.
-        Nie. Ale idź już. – zaśmiałam się.
-        Pa! – krzyknął ze schodów i po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
Przez następne dwa tygodnie siedziałam z Jacobem u chłopaków i zwiedzałam Londyn z dziewczynami. Z Eleanor i Danielle. Sophia… umm… lubię ją, ale jest jakaś taka… dziwna trochę. Nie wiem, może to tylko ja mam takie wrażenie? Whatever.
Dani z El bardzo polubiły mojego synka. A on ich. Mały ma już prawie roczek. Już chodzi i powoli zaczyna gadać pojedyncze słowa.
Zayn i Perrie są „razem”. Prywatnie tak jest, publicznie? Zerwali. Taak. Teraz ze sobą tylko rozmawiają przez skype i telefon. Perrie upewniła Malika, że jego teza do tego, że Pezz ma kochanka, jest negatywna. Przysięgła mu, że była, jest i będzie mu wierna.
A Justin? Jest teraz w Brazylii. Nie wiem dokładnie gdzie, ale chyba ma się dobrze. Chyba. Nadal utrzymujemy ze sobą kontakt, tak często jak to możliwe. Wczoraj rozmawialiśmy chyba ze 4 godziny. Skarżył się, że musi znosić obecność Seleny. Selena nie jest z Zac’iem. Ona to potrafi wykorzystać faceta, żeby Siebie rozpromować. Ugh… nienawidzę takich bab.  Najlepsze jest to, że ona nie wie o tym, że nasze rozstanie jest udawane. Wkurzyłam się na Scoota jak nie wiem. Przedwczoraj musiał ją zabrać na kolację. Ploteczki już oczywiście były. Tweety niektórych dziewczyn… kocham je.
„Jelena? Serio? SERIO? S E R I O?!” „ @justinbieber POGRZAŁO CIĘ?? SELENA?!” „najlepsza para ever! @justinbieber @victoriabeadles” „taka fajna para… ugh… coś ty @justinbieber narobił” „Jeśli #JelenaWróci połowa Tró Beliebers odleci. Może i dobrze +” „+Mimo to zdecydowanie wolę #Jori!” „ja pierdolę… tylko nie #Jelena!” „ @justinbieber jednak jesteś debilem, żeby się tak zatracić… Selena… no proszę was! #PolishBeliebers”.

Weszłam na Twittera. Przybyło mi followersów. Jakim cudem ? nie mam pojęcia. Dałam follow kilkunastu osobom i weszłam na profil Justina. Tweet z linkiem na instagrama. Kliknęłam go. Wyskoczyło mi to zdjęcie:
Z podpisem: „ I miss u”. Uniosłam jeden kącik ust do góry.  Powinien pójść do fryzjera. Miałam ochotę napisać komentarz „ miss u too”, jednak zrezygnowałam.  Ale przecież oficjalnie nie zerwaliśmy… no nie? Tylko było, że się pokłóciliśmy i ja pojechałam do chłopaków. Wolałam nie zadzierać Scooterowi.
Zeszłam na dół z Jacobem na biodrze. Lubi chodzić, ale jest leniem jak jego tata. No cóż… takie geny. Podeszłam do drzwi frontowych i wyjrzałam przez wizjer. Uśmiechnęłam się, przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi.
-        Cześć. – powiedziałam z uśmiechem na ustach.
-        Ja tak dłużej nie wytrzymam… - powiedziała Danielle z zaczerwionymi oczami. Automatycznie uśmiech z mojej twarzy znikł.
-        Co się stało? – poprawiłam sobie Jacoba.
-        Mogę wejść ? – spytała i pociągnęła nosem.
-        Jasne. Nie ma ich. – od razu załapałam, że chodzi o chłopaków. Mają próby do trasy. No jeszcze 3 miesiące i chyba będę musiała wrócić do Atlanty. Danielle weszła do salonu i usiadła na kanapie.  Usiadłam obok niej. Nie musiałam prosić o to, żeby mi powiedziała o co chodzi.
-        Ja… ja… ja nadal go… kocham, Tori. – spojrzała na mnie z zapłakanymi oczyma. Nie miałam pojęcia co zrobić.
___________________________________________________________________________
Heeej <3 Przykro mi, że nie było tych 4 komentarzy... ale dziękuję tym dwóm osobą, które czytają i komentują <3 JESTEŚCIE WIELKIE! KOCHAM WAS i Dziękuję!! <3 xx
Trochę późno, ale... mam nadzieję, że święta wam się udały ^_^ <3
Mam wielką nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie ze 3-4 komentarze... bardzo bym tego chciała... no ale na cuda to chyba nie będziemy liczyć :/ 
Love ya all! <3
Ps. Podoba wam się ten rozwój akcji? czy nie za bardzo? Trochę się dzieje a może i będzie dziać się więcej ;)
Mam nadzieję, że się podoba... <3
Ps2. Jeśli chcecie spytać o cokolwiek, o to kiedy będzie następny rozdział etc. na górze są "zakładki" i masie tam "ask.fm bloga :)" wejdziecie w nią i możecie pytać :) dzięki za uwagę :p 

4 komentarze: