W domu byliśmy wpół do 16. Przygotowania do świąt szły pełną parą. Śmiałam się z tego, że Pattie z Erin przygotowały pierogi i bigos. Najwidoczniej im posmakowało.
Jak
dzieciaki wyrosły! Jejuuu Słodziaki! Jak przyjechaliśmy nie dali
życia Jacobowi i Justinowi. Nie mogłyśmy ich oderwać od JB.
Jeremy'ego nie było. Erin powiedziała, że będzie dopiero jutro
rano. Nie pytałam się dlaczego.
Wieczorem
położyłam małego już koło 21. Był wykończony bawieniem się z
rodzeństwem Justina.
Poszłam
się wykąpać i przebrała się w pidżamę, o ile spodenki i
koszulkę Justina można nazwać piżamą. Położyłam się na łóżko
i rozejrzałam w około. Stara sypialnia Biebera. Pattie nic a nic
nie ruszyła. Wszystko jest tak jak było. Spojrzałam w moją prawą
stronę, na szafkę nocną. Moje zdjęcie.
Wysłałam
mu je kiedy był w trasie. Heh, czopek. Odwróciłam głowę w
lewą stronę, na drugą szafkę. Na tej stało nasze zdjęcie i jego
z dzieciakami. Przeczołgałam się na lewą stronę i wzięłam
ramkę z naszym zdjęciem w dłonie.
Boże
jakie ono jest stare. Przejechałam palcem po twarzy Justina.
Uśmiechnęłam się mimowolnie. Tęsknię za tą grzywką. Nawet
jeśli „rozpuszczał” ją tylko w domu.
-Co
robisz? - do pokoju wszedł Justin.
-Nic.
- odłożyłam zdjęcie na półkę. Spojrzał w tamtą stronę
i się uśmiechnął. Podszedł do łóżka i usiadł obok
mnie.
-Chodź
tu. - rozłożył ramiona i uśmiechnął się. Wtuliłam się w
niego. Było tak fajnie. - Co jest, Myszo? - spytał i przejechał
dłonią po moich włosach.
-Myszo?
- podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-A
co tam. - zaśmiał się a ja dołączyłam do niego po chwili. -
Ale powiedz co się dzieje.
-Okey.
No bo... - opowiedziałam mu o tym, o czym powiedziała mi Gaby.
Zmartwił się, ale go uspokoiłam.
-Księżniczkooo...
- przeciągnął. Nie spojrzałam na niego, kręciłam kółka
na jego klatce.
-Czo?
-Nie
chciałabyś mieć drugiego bobaska? - spytał i tym razem
spojrzałam na niego.
-Serio?
-No
tak. Nie chciałabyś takiego drugiego, małego, słodkiego
maluszka? Najlepiej gdyby byłą to dziewczynka. - oblizał wargi
podczas mówienia i się uśmiechnął.
-Może
kiedyś.
-Czemu?
- spytał.
-Mówię
Ci, nie chciałbyś rodzić 12 godzin, bez znieczulenia. To tak
jakbyś próbował zmieścić arbuza albo melona przez
szklankę. Później wstawaj w nocy do płaczącego dziecka. A
no i jeszcze pozostaje figura...
-Figurę
masz zajebistą. - uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Ale
z drugiej strony... to jak Ci położą dziecko po urodzeniu na
piersi... ten słodki płacz, dzięki któremu wiesz, że Twój
największy skarb żyje i ma się dobrze... - mimowolnie się
uśmiechnęłam, gdy przypomniałam sobie narodziny Jacoba. - te
malutkie rączki. Tak, na pewno chcę. Tylko nie teraz.
-Czemu?
- powtórzył pytanie.
-Bo
nie. Chcę na razie dobrze zaopiekować się Jacobem. - uśmiechnęłam
się i podniosłam głowę. Pocałowałam go w żuchwę.
-Nie
zmuszam. - uśmiechnął się i założył mi jeden kosmyk włosów
za ucho. Z powrotem położyłam się na jego klatkę.
-Słodkich
snów, Justin. - powiedziałam.
-Dobranoc,
Księżniczko. - pocałował mnie w głowę. Chwilę później
odpłynęłam w krainę Morfeusza.
-Wigilia!
Wigilia! Wigiliaaaa! - czułam uginanie się materaca naszego łóżka.
Przetarłam oczy dłonią i otworzyłam oczy.
-Co
jest? - spytał Justin.
-Co
wy tu robicie? - zapytałam zaspanym głosem i uniosłam głowę.
-Ciocia
kazała was obudzić i zawołać na śniadanie. - powiedziała
Jazzy.
-Powiedz
jej, że zaraz przyjdziemy, dobrze? - wymruczał Justin.
-Okey.
- zeskoczyli z łóżka i zbiegli na dół.
-To
co? Wstajemy? - podniosłam się i spojrzałam na Biebera.
-Nie.
- odpowiedział i pociągnął mnie za rękę. Zaśmiałam się i
wygodnie ułożyłam na jego klatce. - Zacznijmy tak jak powinno
być. Dzień dobry, Szczęście. - pocałował mnie w głowę a ja
ponownie się zaśmiałam.
-Cześć
Kocie. - uniosłam głowę i cmoknęłam go w usta.
-Co
będziemy dzisiaj robić? - spytał i bawił się moimi włosami.
-Ubierzemy
choinkę i pomożemy w przygotowaniach. - odpowiedziałam.
-To
ja z dzieciakami biorę na siebie choinkę. - zaśmiałam się. -
co?
-Jak
ty zabierzesz się za ubieranie choinki to...
-To
co? - podniósł się i patrzył na mnie.
-Będzie
wyglądać... komicznie. - zaśmiałam się.
-Czy
ty się ze mnie naśmiewasz? - złapał mnie za nadgarstki i
przycisnął do łóżka. Można powiedzieć, że wisiał nade
mną.
-Ja?
Nigdy. - powiedziałam a pomyślałam...
-Never
Say Never – dokładnie to haha. - Shawty. - dodał a ja cmoknęłam
go w usta. Przedłużył go. Cały Justin hehe.
Kilkanaście
minut później wstaliśmy z łóżka, ubraliśmy się i
zeszliśmy na dół. NA dole trwała walka na śmierć i życie.
Serio. Pattie i Erin latały od wysepki do kuchenki, od kuchenki do
stolika. Darły się na Jeremy'ego, że nie pilnuje dzieci. Jazzy i
Jaxon latali pomiędzy nimi i się śmiali i krzyczeli, że chcą już
prezenty. Kuźwa.
-Prezenty.
- odwróciłam się do tyłu. I wpadłam na Justina.
-Gdzie
się tak śpieszysz? - w odpowiednim momencie mnie złapał, bo bym
się wywaliła.
-Prezenty.
- powtórzyłam.
-Ale
co prezenty?
-Trzeba
przynieść prezenty! - szepnęłam głośno.
-Dzieciaki
zobaczą... Dobra, zrobimy tak. Są w walizce u nas w pokoju, nie? -
pokiwałam głową. - Okey, to wiesz. To po kolacji pójdziemy
na spacer a ty pod pretekstem, że lepiej by było, żeby Jacob nie
wychodził na dwór, co w pewnym sensie jest prawdą,
zostaniesz z nim w domu i podłożysz wtedy prezenty, okey?
-A
czemu ja? - uniosłam brew do góry.
-Jeśli
spacer w taki mróz Ci nie przeszkadza, to proszę bardzo. -
wzruszył ramionami z uśmiechem.
-To
ja to zrobię. - zaśmiał się.
-A
na spacer to my pójdziemy jutro, Szczęście. Jeśli tak
bardzo Ci zależy zobaczyć oświetlone Stratford. - pocałował
mnie w czoło i poszedł pomóc Jeremy'emu i dzieciakom ubrać
choinkę.
-Jak
on mnie zna. - szepnęłam kręcąc głową i uśmiechnęłam się.
Przygotowania
udały się w samą porę. Pół godzinki przed przyjściem
rodziców, Cait i Chrisiaków. Mimo to Patricia i tak
dopatrywała się czy wszystko jest idealnie. No i oczywiście
poprawka w choince. 15 minut przed przyjściem gości poszliśmy się
przebrać.
Założyłam
czerwony sweterek i czarne spodnie. Zapięłam guzik od spodni akurat
wtedy kiedy wszedł Justin.
-Możesz
nie zapinać. - powiedział z zadziornym uśmieszkiem.
-Ha
ha ha. -odparłam i spojrzałam się na niego. - wow. - wymsknęło
mi się a on wybuchł śmiechem. - opuściłeś grzywkę. -
szepnęłam z niedowierzaniem i uśmiechnęłam się tak jak i on.
-Yhym.
- potwierdził i podszedł do mnie i założył mi czapkę na głowę.
Czapkę Mikołaja. - No to teraz idealnie. Pani Mikołajowa.
-A
zostaniesz moim mikołajem? - spytałam i odwróciłam się do
tyłu. Wysunęłam szufladę i wyjęłam czapkę. Założyłam mu na
głowę.
-Jasne.
- zaśmiał się i pocałował mnie. - czas się zbierać. Chodź. -
złapał mnie za rękę gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Zeszliśmy
na dół i przywitaliśmy się zresztą. Jak ja dawno nie
widziałam rodziców, Boże! Strasznie się za nimi stęskniłam.
Serio. Mama i Will wyglądali na szczęśliwych. Gdy my się
witaliśmy dzieciaki wypatrzyli pierwszą gwiazdkę.
Stanęliśmy
przy swoich miejscach przy stole.
-Czyń
honory, Synu. - powiedział Jeremy i podał mu pismo.
Justin
przeczytał fragment i wtedy rozdał opłatek. Podzieliliśmy się
nim i złożyliśmy sobie życzenia. Później przyszedł
ukochany czas Justina, Chrisa i Gaby, czyli jedzenie. Śmialiśmy
się, rozmawialiśmy i śpiewaliśmy kolędy.
Po
zjedzonej kolacji Justin, tak jak powiedział zabrał resztę na
spacer a ja zostałam z Jake'em w domu. Oni wyszli a ja podłożyłam
prezenty pod choinkę. Trochę ich było, nie powiem.
Nie
było ich jakie ś pół godziny a ja w tym czasie nakarmiłam
synka. Jak wrócił usiedliśmy na kanapę i fotele. Dzieciaki
już siedzieli przy choince. Siedziałam z Jacobem na kolanach i się
śmiałam.
Każdy
dostał jakiś prezent. Najlepsze było to jak Jazmyn otworzyła od
Justina. Niby duży, a tu jednak patelnia. Nie no w tym pakunku był
jeszcze telefon. Osobiście byłam przeciwna temu, żeby 5-cio
letniej dziewczynce kupować telefon, ale on się uparł. Powiedział,
że jak poszła do szkoły to musi być ten „SWAG” jak on to
powiedział. Śmiałam się z tego, no ale niech będzie ten swag.
Ja
dostałam od Justin zawieszkę w kształcie „kłódki -
serduszka”, wypełnionego fioletowo – różowymi
diamencikami. Był do tego kluczyk ale Justin go zabrał i przyczepił
do swojego wisiorka z tamtego roku, a ja doczepiłam do swojego.
Koło
10 wieczorem zaniosłam Jacoba do pokoju dzieciaków. Stało
tam jeszcze łóżeczko Jaxona, mimo że już w nim nie spał.
Później poszłam do pokoju Justina. Weszłam do łazienki i
stanęłam przed lustrem. Wzięłam gumkę z kosmetyczki i związałam
włosy. Wyciągnęłam jeszcze wsuwkę i pomogłam sobie zębami ją
rozłożyć. Przytrzymałam nią grzywkę.
-Co
tam moje Szczęście robi? - Justin objął mnie od tyłu.
-Nic.
- odpowiedziałam i oparłam głowę na jego klatce. - Dzieciaki
śpią?
-Śpią.
- pocałował mnie w policzek i szyję. - Mam coś dla Ciebie. -
wymruczał do ucha i jeszcze raz cmoknął mnie w policzek zanim
poszedł po to „coś”.
-Hmm.
Co tam masz? - wyszłam z łazienki i oparłam się o futrynę.
-Moment.
- szukał cos w szafie. - Mam. - powiedział i odwrócił się
do mnie z torebką. - Proszę. - podał mi jedną. Wzięłam ją i
otworzyłam. Wyciągnęłam z niej bieliznę.
-Victoria's
Secret. - powiedziałam.
-Skąd
wiesz? - spojrzał na mnie ze zdziwieniem na twarzy ale z zarazem
uśmiechem.
-Takie
rzeczy się wie, kochany. - puściłam mu oczko a on się
uśmiechnął.
-To
nie wszystko.
-Pogrzało
Cię? - spytałam automatycznie. On tylko się zaśmiał. Tym razem
wyszedł z pokoju. Co on kombinuje? Gdy wszedł do pokoju wybuchłam
śmiechem. W drzwiach „stał” wielki pluszowy misio. Przekręcił
go i było widać uśmiechniętą twarz Justina.
-Jakiiii
słodki. - uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Masz
Jacoba, ale jak mnie nie będzie, żebyś miała się do kogo
przytulać wieczorami. - wystawił mi język.
-Co
jest ? - spytałam od razu.
-Nic
a co ma być? - spytał, na jego twarzy był uśmiech, ale w oczach
nie było już takiego błysku.
-Coś
mi chcesz powiedzieć. - zmrużyłam oczy. - tylko nie wiem co.
-No
nic. - podszedł do łóżka i położył na nie miśka.
-Za
długo ze sobą jesteśmy, żebym nie wiedziała takich rzeczy. -
podeszłam do niego i stanęłam naprzeciwko niego. - Mów. -
podniosłam jego podbródek do góry.
-Okey.
- wziął głęboki wdech. - Chciałem Ci to powiedzieć wcześniej
ale tak jakoś...
-Przejdziesz
do rzeczy? - spytałam.
-Prosto
z mostu? - uśmiechnął się lekko a ja pokiwałam głową. - 2
stycznia zaczyna się roczna trasa koncertowa. - powiedział a ja
wytrzeszczyłam oczy.
_________________________________________________________________________
Heeeeeeej ^^ jest nowy :3
cieszycie się, że tak szybko? :)
mam nadzieję, że tak :p
Umm... skomentujecie ten rozdział jeśli czytacie? ja nie wiem, czy to ma sens... znaczy się pisanie dalej tego opowiadania. Jeśli nie to ja mam pomysł jak go zakończyć za jakieś 3-4 rozdziały.
No ale... to zależy od was, czy chcecie czy nie...
Love u all! <333
Ps. jest nowy wygląd... podoba się czy wolicie stary? napiszcie to zmienię najwyżej ;)
Ps. jest nowy wygląd... podoba się czy wolicie stary? napiszcie to zmienię najwyżej ;)
Super opowiadaniel i mam nadzieje ze zdecydujesz sie pisac dalej :)
OdpowiedzUsuńMasz pisaaaać dalej kochana ;* Rozdział piękny ; >
OdpowiedzUsuńwole stary, łatwiej mi się czytało
OdpowiedzUsuń