poniedziałek, 31 marca 2014

II Rozdział 61 "Przejdziesz do rzeczy?"


W domu byliśmy wpół do 16. Przygotowania do świąt szły pełną parą. Śmiałam się z tego, że Pattie z Erin przygotowały pierogi i bigos. Najwidoczniej im posmakowało.
Jak dzieciaki wyrosły! Jejuuu Słodziaki! Jak przyjechaliśmy nie dali życia Jacobowi i Justinowi. Nie mogłyśmy ich oderwać od JB. Jeremy'ego nie było. Erin powiedziała, że będzie dopiero jutro rano. Nie pytałam się dlaczego.
Wieczorem położyłam małego już koło 21. Był wykończony bawieniem się z rodzeństwem Justina.
Poszłam się wykąpać i przebrała się w pidżamę, o ile spodenki i koszulkę Justina można nazwać piżamą. Położyłam się na łóżko i rozejrzałam w około. Stara sypialnia Biebera. Pattie nic a nic nie ruszyła. Wszystko jest tak jak było. Spojrzałam w moją prawą stronę, na szafkę nocną. Moje zdjęcie.
Wysłałam mu je kiedy był w trasie. Heh, czopek. Odwróciłam głowę w lewą stronę, na drugą szafkę. Na tej stało nasze zdjęcie i jego z dzieciakami. Przeczołgałam się na lewą stronę i wzięłam ramkę z naszym zdjęciem w dłonie.
Boże jakie ono jest stare. Przejechałam palcem po twarzy Justina. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Tęsknię za tą grzywką. Nawet jeśli „rozpuszczał” ją tylko w domu.
-Co robisz? - do pokoju wszedł Justin.
-Nic. - odłożyłam zdjęcie na półkę. Spojrzał w tamtą stronę i się uśmiechnął. Podszedł do łóżka i usiadł obok mnie.
-Chodź tu. - rozłożył ramiona i uśmiechnął się. Wtuliłam się w niego. Było tak fajnie. - Co jest, Myszo? - spytał i przejechał dłonią po moich włosach.
-Myszo? - podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-A co tam. - zaśmiał się a ja dołączyłam do niego po chwili. - Ale powiedz co się dzieje.
-Okey. No bo... - opowiedziałam mu o tym, o czym powiedziała mi Gaby. Zmartwił się, ale go uspokoiłam.
-Księżniczkooo... - przeciągnął. Nie spojrzałam na niego, kręciłam kółka na jego klatce.
-Czo?
-Nie chciałabyś mieć drugiego bobaska? - spytał i tym razem spojrzałam na niego.
-Serio?
-No tak. Nie chciałabyś takiego drugiego, małego, słodkiego maluszka? Najlepiej gdyby byłą to dziewczynka. - oblizał wargi podczas mówienia i się uśmiechnął.
-Może kiedyś.
-Czemu? - spytał.
-Mówię Ci, nie chciałbyś rodzić 12 godzin, bez znieczulenia. To tak jakbyś próbował zmieścić arbuza albo melona przez szklankę. Później wstawaj w nocy do płaczącego dziecka. A no i jeszcze pozostaje figura...
-Figurę masz zajebistą. - uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Ale z drugiej strony... to jak Ci położą dziecko po urodzeniu na piersi... ten słodki płacz, dzięki któremu wiesz, że Twój największy skarb żyje i ma się dobrze... - mimowolnie się uśmiechnęłam, gdy przypomniałam sobie narodziny Jacoba. - te malutkie rączki. Tak, na pewno chcę. Tylko nie teraz.
-Czemu? - powtórzył pytanie.
-Bo nie. Chcę na razie dobrze zaopiekować się Jacobem. - uśmiechnęłam się i podniosłam głowę. Pocałowałam go w żuchwę.
-Nie zmuszam. - uśmiechnął się i założył mi jeden kosmyk włosów za ucho. Z powrotem położyłam się na jego klatkę.
-Słodkich snów, Justin. - powiedziałam.
-Dobranoc, Księżniczko. - pocałował mnie w głowę. Chwilę później odpłynęłam w krainę Morfeusza.
-Wigilia! Wigilia! Wigiliaaaa! - czułam uginanie się materaca naszego łóżka. Przetarłam oczy dłonią i otworzyłam oczy.
-Co jest? - spytał Justin.
-Co wy tu robicie? - zapytałam zaspanym głosem i uniosłam głowę.
-Ciocia kazała was obudzić i zawołać na śniadanie. - powiedziała Jazzy.
-Powiedz jej, że zaraz przyjdziemy, dobrze? - wymruczał Justin.
-Okey. - zeskoczyli z łóżka i zbiegli na dół.
-To co? Wstajemy? - podniosłam się i spojrzałam na Biebera.
-Nie. - odpowiedział i pociągnął mnie za rękę. Zaśmiałam się i wygodnie ułożyłam na jego klatce. - Zacznijmy tak jak powinno być. Dzień dobry, Szczęście. - pocałował mnie w głowę a ja ponownie się zaśmiałam.
-Cześć Kocie. - uniosłam głowę i cmoknęłam go w usta.
-Co będziemy dzisiaj robić? - spytał i bawił się moimi włosami.
-Ubierzemy choinkę i pomożemy w przygotowaniach. - odpowiedziałam.
-To ja z dzieciakami biorę na siebie choinkę. - zaśmiałam się. - co?
-Jak ty zabierzesz się za ubieranie choinki to...
-To co? - podniósł się i patrzył na mnie.
-Będzie wyglądać... komicznie. - zaśmiałam się.
-Czy ty się ze mnie naśmiewasz? - złapał mnie za nadgarstki i przycisnął do łóżka. Można powiedzieć, że wisiał nade mną.
-Ja? Nigdy. - powiedziałam a pomyślałam...
-Never Say Never – dokładnie to haha. - Shawty. - dodał a ja cmoknęłam go w usta. Przedłużył go. Cały Justin hehe.
Kilkanaście minut później wstaliśmy z łóżka, ubraliśmy się i zeszliśmy na dół. NA dole trwała walka na śmierć i życie. Serio. Pattie i Erin latały od wysepki do kuchenki, od kuchenki do stolika. Darły się na Jeremy'ego, że nie pilnuje dzieci. Jazzy i Jaxon latali pomiędzy nimi i się śmiali i krzyczeli, że chcą już prezenty. Kuźwa.
-Prezenty. - odwróciłam się do tyłu. I wpadłam na Justina.
-Gdzie się tak śpieszysz? - w odpowiednim momencie mnie złapał, bo bym się wywaliła.
-Prezenty. - powtórzyłam.
-Ale co prezenty?
-Trzeba przynieść prezenty! - szepnęłam głośno.
-Dzieciaki zobaczą... Dobra, zrobimy tak. Są w walizce u nas w pokoju, nie? - pokiwałam głową. - Okey, to wiesz. To po kolacji pójdziemy na spacer a ty pod pretekstem, że lepiej by było, żeby Jacob nie wychodził na dwór, co w pewnym sensie jest prawdą, zostaniesz z nim w domu i podłożysz wtedy prezenty, okey?
-A czemu ja? - uniosłam brew do góry.
-Jeśli spacer w taki mróz Ci nie przeszkadza, to proszę bardzo. - wzruszył ramionami z uśmiechem.
-To ja to zrobię. - zaśmiał się.
-A na spacer to my pójdziemy jutro, Szczęście. Jeśli tak bardzo Ci zależy zobaczyć oświetlone Stratford. - pocałował mnie w czoło i poszedł pomóc Jeremy'emu i dzieciakom ubrać choinkę.
-Jak on mnie zna. - szepnęłam kręcąc głową i uśmiechnęłam się.
Przygotowania udały się w samą porę. Pół godzinki przed przyjściem rodziców, Cait i Chrisiaków. Mimo to Patricia i tak dopatrywała się czy wszystko jest idealnie. No i oczywiście poprawka w choince. 15 minut przed przyjściem gości poszliśmy się przebrać.
Założyłam czerwony sweterek i czarne spodnie. Zapięłam guzik od spodni akurat wtedy kiedy wszedł Justin.   
-Możesz nie zapinać. - powiedział z zadziornym uśmieszkiem.
-Ha ha ha. -odparłam i spojrzałam się na niego. - wow. - wymsknęło mi się a on wybuchł śmiechem. - opuściłeś grzywkę. - szepnęłam z niedowierzaniem i uśmiechnęłam się tak jak i on.
-Yhym. - potwierdził i podszedł do mnie i założył mi czapkę na głowę. Czapkę Mikołaja. - No to teraz idealnie. Pani Mikołajowa.
-A zostaniesz moim mikołajem? - spytałam i odwróciłam się do tyłu. Wysunęłam szufladę i wyjęłam czapkę. Założyłam mu na głowę.
-Jasne. - zaśmiał się i pocałował mnie. - czas się zbierać. Chodź. - złapał mnie za rękę gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Zeszliśmy na dół i przywitaliśmy się zresztą. Jak ja dawno nie widziałam rodziców, Boże! Strasznie się za nimi stęskniłam. Serio. Mama i Will wyglądali na szczęśliwych. Gdy my się witaliśmy dzieciaki wypatrzyli pierwszą gwiazdkę.
Stanęliśmy przy swoich miejscach przy stole.
-Czyń honory, Synu. - powiedział Jeremy i podał mu pismo.
Justin przeczytał fragment i wtedy rozdał opłatek. Podzieliliśmy się nim i złożyliśmy sobie życzenia. Później przyszedł ukochany czas Justina, Chrisa i Gaby, czyli jedzenie. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i śpiewaliśmy kolędy.
Po zjedzonej kolacji Justin, tak jak powiedział zabrał resztę na spacer a ja zostałam z Jake'em w domu. Oni wyszli a ja podłożyłam prezenty pod choinkę. Trochę ich było, nie powiem.
Nie było ich jakie ś pół godziny a ja w tym czasie nakarmiłam synka. Jak wrócił usiedliśmy na kanapę i fotele. Dzieciaki już siedzieli przy choince. Siedziałam z Jacobem na kolanach i się śmiałam.
Każdy dostał jakiś prezent. Najlepsze było to jak Jazmyn otworzyła od Justina. Niby duży, a tu jednak patelnia. Nie no w tym pakunku był jeszcze telefon. Osobiście byłam przeciwna temu, żeby 5-cio letniej dziewczynce kupować telefon, ale on się uparł. Powiedział, że jak poszła do szkoły to musi być ten „SWAG” jak on to powiedział. Śmiałam się z tego, no ale niech będzie ten swag.
Ja dostałam od Justin zawieszkę w kształcie „kłódki - serduszka”, wypełnionego fioletowo – różowymi diamencikami. Był do tego kluczyk ale Justin go zabrał i przyczepił do swojego wisiorka z tamtego roku, a ja doczepiłam do swojego.
Koło 10 wieczorem zaniosłam Jacoba do pokoju dzieciaków. Stało tam jeszcze łóżeczko Jaxona, mimo że już w nim nie spał. Później poszłam do pokoju Justina. Weszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Wzięłam gumkę z kosmetyczki i związałam włosy. Wyciągnęłam jeszcze wsuwkę i pomogłam sobie zębami ją rozłożyć. Przytrzymałam nią grzywkę.
-Co tam moje Szczęście robi? - Justin objął mnie od tyłu.
-Nic. - odpowiedziałam i oparłam głowę na jego klatce. - Dzieciaki śpią?
-Śpią. - pocałował mnie w policzek i szyję. - Mam coś dla Ciebie. - wymruczał do ucha i jeszcze raz cmoknął mnie w policzek zanim poszedł po to „coś”.
-Hmm. Co tam masz? - wyszłam z łazienki i oparłam się o futrynę.
-Moment. - szukał cos w szafie. - Mam. - powiedział i odwrócił się do mnie z torebką. - Proszę. - podał mi jedną. Wzięłam ją i otworzyłam. Wyciągnęłam z niej bieliznę.
-Victoria's Secret. - powiedziałam.
-Skąd wiesz? - spojrzał na mnie ze zdziwieniem na twarzy ale z zarazem uśmiechem.
-Takie rzeczy się wie, kochany. - puściłam mu oczko a on się uśmiechnął.
-To nie wszystko.
-Pogrzało Cię? - spytałam automatycznie. On tylko się zaśmiał. Tym razem wyszedł z pokoju. Co on kombinuje? Gdy wszedł do pokoju wybuchłam śmiechem. W drzwiach „stał” wielki pluszowy misio. Przekręcił go i było widać uśmiechniętą twarz Justina.
-Jakiiii słodki. - uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Masz Jacoba, ale jak mnie nie będzie, żebyś miała się do kogo przytulać wieczorami. - wystawił mi język.
-Co jest ? - spytałam od razu.
-Nic a co ma być? - spytał, na jego twarzy był uśmiech, ale w oczach nie było już takiego błysku.
-Coś mi chcesz powiedzieć. - zmrużyłam oczy. - tylko nie wiem co.
-No nic. - podszedł do łóżka i położył na nie miśka.
-Za długo ze sobą jesteśmy, żebym nie wiedziała takich rzeczy. - podeszłam do niego i stanęłam naprzeciwko niego. - Mów. - podniosłam jego podbródek do góry.
-Okey. - wziął głęboki wdech. - Chciałem Ci to powiedzieć wcześniej ale tak jakoś...
-Przejdziesz do rzeczy? - spytałam.
-Prosto z mostu? - uśmiechnął się lekko a ja pokiwałam głową. - 2 stycznia zaczyna się roczna trasa koncertowa. - powiedział a ja wytrzeszczyłam oczy.
_________________________________________________________________________
Heeeeeeej ^^ jest nowy :3 
cieszycie się, że tak szybko? :)
mam nadzieję, że tak :p
Umm... skomentujecie ten rozdział jeśli czytacie? ja nie wiem, czy to ma sens... znaczy się pisanie dalej tego opowiadania. Jeśli nie to ja mam pomysł jak go zakończyć za jakieś 3-4 rozdziały. 
No ale... to zależy od was, czy chcecie czy nie...
Love u all! <333
Ps. jest nowy wygląd... podoba się czy wolicie stary? napiszcie to zmienię najwyżej ;) 

3 komentarze:

  1. Super opowiadaniel i mam nadzieje ze zdecydujesz sie pisac dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz pisaaaać dalej kochana ;* Rozdział piękny ; >

    OdpowiedzUsuń
  3. wole stary, łatwiej mi się czytało

    OdpowiedzUsuń