sobota, 22 marca 2014

II Rozdział 60 " Bo nie pytałeś "

-Ale jestem zmęczoona. - jęknęła Gaby i opadła na kanapę.
-Zaniosę go. - powiedziałam do Justina i uśmiechnęłam się.
-Daj spokój. - puścił mi oczko.
-No daj. Ty wczoraj go usypiałeś, to daj mi dzisiaj go przynajmniej zanieść. - wzięłam śpiącego Jacoba od niego.
-No dobra. Chcecie coś do picia? - spytał cicho.
-Herbatę. - odparła Gabriella.
-Chodź. - szepnęłam do Chrisa, który trzymał prawie śpiącą Melanie na rękach. Jak ona urosła przez ten czas, jejku.
-Mów co jest. - odłożyłam Jacoba na łóżko, a Christian zrobił to samo z Mel.
-Nic. - odpowiedział i spojrzał na mnie.
-Jak nic, przecież widzę, że coś Cię trapi. - odparłam.
-Właśnie o to chodzi, że jedno, wielkie NIC. Gaby zrobiła się jakaś... dziwna. - podszedł do okna. Oparł się o ścianę i z założonymi rękami patrzył się na krople deszczu spadające na zewnątrz.
-Ymm.. jak dziwna? Nie zauważyłam, żeby się jakoś inaczej zachowywała. - odparła i cały czas patrzyłam się na jego profil. Wyglądał na wykończonego fizycznie. Miał lekko podkrążone oczy. Psychicznie chyba też był.
-Potrafi zamknąć się w sypialni na cały dzień. Nie chce jeść ani pić. - odpowiedział.
-Faktycznie, chyba trochę schudła.
-10 kilo przez niecały miesiąc, zważając na to, że przedtem jadła za dwojga to dużo. - westchnął. - to wszystko mnie już przerasta. Muszę ogarniać pracę, opiekować się Melanie i jeszcze pilnować Gaby. Już dostałem upomnienie, że jeśli spóźnię się do pracy zostanę wywalony no i...
-wywalili Cię... - szepnęłam. - co teraz zrobisz?
-Przez najbliższe dwa tygodnie mamy opuścić mieszkanie. Gaby nic nie wie. Wolałem jej jeszcze bardziej nie denerwować.
-Gdzie pójdziecie? - spytałam.
-Do Stratford. Do rodziców. Mam zadzwonić pojutrze...
-Nie. Nic im nie mów. Jeśli się spytają czemu straciłeś pracę, będą się wypytywać. Niech się nie martwią. Zostaniecie u nas, tutaj. Justin nie będzie miał nic przeciwko. A z Gabriellą porozmawiam, pogadam z nią, dowiem się o co chodzi. Pomożemy jej, zobaczysz. - podeszłam do niego i złapałam za ramię. Spojrzał się na mnie.
-Jesteś najlepszą siostrą, wiesz? - spytał z łzami w oczach. Na prawdę musi go to przerastać. Przytulił mnie.
-Weeeź, bo Caitlin będzie zazdrosna. - zaśmiał się a ja przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam.
-Kocham Cię, siostrzyczko. - szepnął i wzmocnił swój uścisk.
-Ja Ciebie też, braciszku, ja Ciebie też.
-Co tu się wyprawia, co? - Justin zajrzał do pokoju. - Eyy, bo będę zazdrosny. - zaśmialiśmy się cicho i odsunęliśmy od siebie .
-Dobra, dobra. - Chrisiak miał uśmiech na twarzy. - Gaby na dole?
-Tak. Leć do niej. - Justin puścił mu oczko, gdy Chris wychodził z pokoju. Spojrzał za nim jak schodził na dół, a potem spojrzał na mnie. Uśmiechnął się.
-Co? - spytałam. Poruszył brwiami, na co dostał ode mnie poduszką.
-Ey! - prawie krzyknął.
-Ciii. - zareagowałam od razu i spojrzałam na łóżko a potem na łóżeczko. Dzieciaki na szczęście się nie obudziły.
-To przez Ciebie – wystawił mi język. - Chodź, zrobiłem coś do jedzenia. - wyciągnął do mnie rękę. Podeszłam, złapałam i wyszliśmy powoli na korytarz. Zamknęłam cicho drzwi i zeszliśmy na dół.
Zjedliśmy kanapki – liczy się gest, prawda? - i poszliśmy się przebrać. Żadne z nas nie było na tyle wykończone, żeby jeszcze nie posiedzieć wspólnie i pogadać.
Opowiadali nam co działo się u nich. Bacznie unikając tematów związanych z cichymi dniami Gabrielli. My też i opowiadaliśmy co się u nas działo. Niby nic takiego, ale jednak tego wszystkiego trochę się nazbierało.
Rozmawialiśmy o tym jak dzieciaki szybko rosną. Melanie ma 8 miesięcy, a Jacob 7. Kurcze... a niedawno mieli miesiąc. Czas leci nieubłaganie, dzieci rosną a my się starzejemy.
Ej, no nie tak od razu. Mam 19 lat i nie zamierzał gderać jak kobieta po 30. Dobra, whatever.
Tematy rozmów zeszły na rodziców i nasze dzieciństwo. Christian i Justin opowiadali jakie to mieli wspaniałe dzieciństwo. Mimo to, że nie mieli dużo kasy, mieli oboje rodziców i dziadków. Co prawda rodzice Justina nie byli razem i Jeremy przez jakiś czas się nie odzywał, ale nadrobił to, przynajmniej. Jest przykładem dla Justina. Chris... i rodzice. Kurde... trochę mi głupio słuchać tego jak to moje rodzeństwo miało kolorowe dzieciństwo. Wyjazdy pod namiot, na Bali. A mnie to ominęło... Owszem wyjeżdżaliśmy z Christianem i Anabell. Ale to nie było to samo co opowiadał Chris. Było zupełnie co innego. No i później ten wypadek... Anabell Anabell, ale to za tatą najbardziej tęskniłam i to za nim najbardziej płakałam. Później sierociniec, poznanie Gaby i wszystko było dużo lepsze, bardziej kolorowe. Następnie osiemnastka, wyjazd do Stratford i dalej wiecie co się działo.
A tak wgl... nigdy nie byłam na grobie An i taty. Może dlatego, że nie było żadnego grobu. Tak, rodzice An skremowali ciała. Właściwie to oni mnie nawet nie lubili. Nie wiem dlaczego...
Koło 12 byłam tak zmęczona, że nie miałam siły iść. Justin widząc, że ledwo siedzę wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Położył mnie na łóżku i przykrył.
-Śpij dobrze, szczęście. - pocałował mnie w czoło.
Podłożyłam złożone dłonie pod poduszkę i nawet się nie zorientowałam, kiedy usnęłam. Odpłynęłam w Krainę Morfeusza. Szczęśliwą krainę.
Obudziłam się koło 6. Dlaczego? Normalne. Jacob był głodny. Wstałam i przeciągnęłam się. Podeszłam do łóżeczka i wzięłam Jake'a na ręce. Uspokoiłam go, żeby nikogo innego nie obudził, i zeszliśmy na dół. Z Jacobem na biodrze wzięłam butelkę, wsypałam do niej „mleka” i zalałam letnią wodą. Wymieszałam łyżeczką, zakręciłam i jeszcze kilka razy potrząsnęłam, żeby lepiej się wymieszało. Dałam małemu butelkę i zajadał.
-Szkrabie, powoli. - uśmiechnęłam się i odsunęłam od niego butelkę. - Bo się zachłyśniesz. - odczekałam kilka sekund i z powrotem mu dałam. Odwróciłam się do tyłu, bo usłyszałam kroki.
-O cześć. Nie śpisz już? - spytała Gaba z Mel na rękach.
-Hej, nie. Mały był głodny. - uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego i z powrotem na nie. - a wy?
-To samo. - zaśmiała się.
Przygotowała Mel mleko i oboje z Jacobem jedli jak poparzeni. Ile oni mogą tego wypić?
Gaby wyglądała normalnie. Przynajmniej mi się tak wydawało. Może dostrzegłabym jakieś zmiany gdybym widziała ją przez te kilka tygodni. Dobra przesadzam. Widać po oczach. Widać, że coś się stało i sama się z tym zmaga. Muszę z nią porozmawiać i to poważnie.
Jakieś dwie - trzy godziny później chłopcy zeszli na śniadanie. Zrobiłyśmy gofry z konfiturami mojej mamy. Heh. Zajadali aż im się uszy trzęsły. Potem poszliśmy do salonu. Siedzieliśmy w salonie bodajże do południa. Tzn, chłopaki, bo my z Gabą poszłyśmy zanieść dzieciaki do pokoju, bo usnęły. Ich godzina na drzemkę.
-Chodź. - złapałam ją za rękę kiedy przechodziłyśmy obok mojej i Justina sypialni.
-Co jest? - spytała kiedy usiadłam na łóżku. Poklepałam miejsce naprzeciwko siebie i zrobiła to co ja.
-No właśnie ty mi powiedz co się dzieje.
-Nic się nie dzieje. - spojrzała przez okno.
-Powiesz mi czy mam się sama dowiadywać?
-Nie dowiesz się. - odpowiedziała pewnym głosem.
-Wiem wszystko. Dobra, no domyślam się o co chodzi. - odpowiedziałam wzruszając ramionami.
-Nie możliwe. O tym wiem tylko ja i mój lekarz. - odpowiedziała i spojrzała na mnie.
-Co? Lekarz? Po co ty do lekarza poszłaś?
-Szlak. - zaklęła.
-Ey noo. Powiedz mi. Może zrobi Ci się lepiej. - przysunęłam się do niej.
-To jest delikatna sprawa. - spuściła z tonu. Chyba zbiera się na płacz.
-Chcesz wyjaśnić wszystko od początku czy prosto z mostu.
-Prosto z mostu.
-To dawaj. - uśmiechnęłam się lekko.
-Bo ja... poroniłam. - spojrzała na mnie a ja znieruchomiałam. Że co proszę? - byłam w drugim miesiącu ciąży. Nie wiedziałam o tym. No i jakieś 2 tygodnie temu ktoś na mnie wpadł w centrum i się przewróciłam. Tak niefortunnie, że wylądowałam w szpitalu. Straciłam przytomność i jak się obudziłam powiedziano mi, że byłam w ciąży. No i... poroniłam. - cały czas patrzyła na mnie. Po jej policzkach pociekły łzy. Objęła się ramionami. Nie zorientowałam się, że po moich też. Strumieniami. Oprzytomniałam i przytuliłam aby z całej siły.
-Boże... - szepnęłam i spojrzałam w górę. - czemu? - poruszyłam ustami. Odsunęłam się od Gabrielli. - czemu nie powiedziałaś Chrisowi? - otarłam policzki z łez.
-Nie chciałam go martwić... - szepnęła i spuściła głowę.
-Strasznie się martwi. Zauważyłaś, że ostatnio dużo siedział z Tobą i Melanie w mieszkaniu? - przytaknęła. - Stracił pracę i mieszkanie. - spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - To co słyszysz. Dlatego zamieszkacie u nas. Przynajmniej na razie. I nam będzie weselej. Jacob i Mel będą mieli się z kim bawić. Posłuchaj. Chciał, żebyście pojechali do Stratford...
-Nie ma mowy. Zaczęły by się pytania. A to chcę zachować dla sie...
-Spoko. Zostajecie tutaj, bo przewidziałam co będzie jak wrócicie do Stratford. - zaśmiała się. - co?
-Ty zawsze o wszystkim pomyślisz.
-Nie zawsze. - wystawiłam jej język.
-Spodziewacie się kogoś? - spytała gdy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.
-Nieee. Chodź. - złapałam ją za rękę.
-Eyy. - stanęła.
-Co znowu? - odwróciłam się.
-Skapnął się, że płakałyśmy. - pokazała palcem na mnie i na siebie.
-Fakt. - ponownie złapałam ją za rękę i weszłyśmy do łazienki. Przemyłyśmy twarze i nałożyłyśmy cienką warstwę fluidu i tusz na rzęsy.
-Vica! Gaby! Caitlin i Dan przyszli! - usłyszałam Justina z dołu. Gaby na mnie spojrzała z uniesioną brwią.
-Jaki Dan? - spytała.
-Daniel J we własnej osobie. - zaśmiałam się.
-Jaja se robisz. - odłożyła kosmetyki i spojrzała na mnie. - Daniel? Tutaj?
-Zaraz się przekonasz. - zeszłyśmy na dół i było słychać chichoty. - cześć. - powiedziałam i wzrok wszystkich podążył na mnie i Gaby.
-Hej. - powiedziała Caitlin. - Gaby! - krzyknęła i podbiegła do niej.
-Caitlin... - szepnęła Gaba z uśmiechem na ustach i się w nią wtuliła. - Jak ja Cię dawno nie widziałam. - odsunęły się od siebie.
-Jakiś miesiąc. - zaśmiały się.
-Cała wieczność. - puściła jej oczko i spojrzała na mnie. Uśmiechnęłam się.
***Miesiąc później***
Jest 23 grudnia 2014 roku. Jeju jakbym zaczynała kartkę w pamiętniku hehe. Dobra, nie no serio wyjeżdżamy dzisiaj do Stratford. Na wigilię i święta. My zostaniemy u rodziców Justina a Chris ze swoimi dziewczynami do naszych. Caitlin powiedziała, że musi się zobaczyć z Carmen, więc będzie w naszym starym domu.
-Gotowa? - spytał Justin.
-Raczej tak. Chyba wszystko spakowałam. - rozejrzałam się.
-Najwyżej się dokupi. Chodź mały. - wziął Jacoba na ręce.
-Neeeeeeee. - usłyszałam i się spojrzałam.
-Haha puść go. - zaśmiałam się i spojrzała na Justina.
-W życiu bym nie pomyślał, że dziecko, które ma 8 miesięcy będzie samo chodziło. - wzruszył ramionami.
-Co ty się dziwisz. Na drugi dzień po urodzeniu, dobra przesadzam, czwarty albo piąty, próbował podnieść główkę.
-Serio? - wytrzeszczył oczy. - Czemu mi nie powiedziałaś?
-Bo nie pytałeś. - wystawiłam mu język. - Ok, chyba mam wszystko. Chodź. - wzięłam Jake'a za rączkę i wyszliśmy z domu.
Lecieliśmy 6 godzin (nie wiem ile naprawdę, przepraszam) prywatnym samolotem, razem zresztą. Wylecieliśmy o 9 rano więc byliśmy na 15 w Stratford. Podjechał po nas Kenny. Czemu właśnie on? Przecież, skończyła mu się umowa, nie? Nie pracował już jako ochroniarz Justina. Właśnie. O to chodzi, że Justin chciał go z powrotem. Postawił jeden warunek. Albo Kenny wróci albo zmieni menadżera. Zresztą, Scooterowi to poszło na rękę, bo Kenny'ego już znają dobre kilka lat i wiedzą, że czuje się za Justina strasznie odpowiedzialny. No i on i Justin są jak przyjaciele, bracia.
-Cześć młoda. - powiedział do mnie, gdy przywitał się już z Justinem.\
-Cześć stary. - zaśmiał się a ja przytuliłam się do niego. - Brakowało mi Ciebie. - powiedziałam gdy się odsunęliśmy.
-Mi Ciebie też. - puścił mi oczko a ja się zaśmiałam. - To jest ten wasz brzdąc? - no tak. Nie miał jeszcze okazji poznać Jacoba, dlatego, że z powrotem jest jego ochroniarzem dopiero od nowego roku, ale powiedział, że może po nas przyjechać. A tak to wcześniej się nie widzieliśmy.
-Tak. Przywitaj się z wujkiem Kenny'm. - powiedziałam do małego, ale on schował się na moją nogę. Ken zaśmiał się, zresztą jak my wszyscy. - Pozna Cię bliżej i nie będzie się wstydził.
-Okey. To co? Gotowa na spotkanie teściów? - spytał. 
________________________________________________________
heeeeeeej :) jest nowy rozdział i przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale ostatnio często nie ma mnie w domu i nie mam kiedy pisać :) w każdej wolnej chwili albo piszę albo czytam rozdziały innych osób ^^ 
także, WAŻNE:
Dziewczyny, przeczytałam rozdziały! Patrycja ten Twój dzisiejszy też :p tylko muszę jeszcze komentarze dodać, bo czytałam na telefonie ale oczywiście taki stary zgred, że nie mogłam dodać >.< :(
Pseplasam, mam nadzieję, ze wybaczycie :/ <3
to chyba tyle... jak wam się podoba? :)
dodasz komentarz? chciałabym zobaczyć ile osób wgl czyta moje opowiadanie. Mam wrażenie, że mnie opuszczacie... jak tak to mogę zakończyć to opowiadanie...
Love u all <3

2 komentarze:

  1. O bosh! To jest BO SKIE! Oni sa tacy slodzy. Jak ja lubie to opowiadanie. Mialam lzy w oczach gdy czytalam o Gabi :c Biedulka ;c ciekawa jestem czy powie Chrisowi? I co on na to? Oh na pewno bedzie dobrze, mam takie nadzieje.
    To jest swietne! Nie moge sie doczekac nn kochana <3
    Fajnie ze mimo problemow dodalas u mnie koma <3 DZIEKUJE!
    Kocham i zycze weny a takze czasu :*
    Lova Ya

    OdpowiedzUsuń
  2. cztam, ale ja też mysle że coraz mniej osób komentuje, ponieważ ostatnio coraz żadziej dodajesz części <3 kckcck

    OdpowiedzUsuń