sobota, 11 stycznia 2014

II Rozdział 54 "To co? Alfredo i Carmen?"


W nocy nie mogłam spać. Przez to, że jak wróciłam do domu ze studia prawie od razu usnęłam.
Justin przyszedł w nocy trochę podpity. Nawet mnie to nie wkurzyło. Ostatnio strasznie wszystko... chcieli to uczcić. Tylko ja się pytam co? Heartbreaker pierwsze miejsce a itunes? Czy może to, że Journals zajął pierwsze miejsce na itunes, któreś tam w 100 najlepszych albumów? Moim zdaniem trochę przesadzają. A tam! Jego zdrowie, jego ciało, jego życie. Tylko problem, pewnie dla niego, w tym, że my a przynajmniej Jacob w jakiejś części do niego należymy. Aj tam szkoda gadać.
Była 11 i za chwilę miał przyjechać doktor John. Gaby kazała, żebym do niego zadzwoniła. Nie znam go, ale podobno jest miły. Czekałam na niego w salonie na kanapie, a Jacob z Mel smacznie spali u siebie w pokojach. Przyszedł, zbadał, przepisał receptę, pożegnał się i wyszedł. Tyle go widziałam. Miły facet, naprawdę. W podeszłym wieku ale z mega energią. Dawno takiego faceta nie widziałam. Zazdroszczę jego żonie. Skąd wnioskuję, że ją ma? Obrączka.


Miałam dość leżenia w łóżku mimo tego, że leżę w nim dopiero, albo aż tydzień. Mama z Pattie nie pozwoliły wychodzić spod kołdry, albo koca, to zależy czy byłam u siebie czy w salonie. Justin strasznie przejął się tym, że zachorowałam. Starał się jak najwięcej czasu spędzać ze mną i ze swoim synem. Przyznam, że mimo kaszlu, bólu gardła, to humor mi się poprawił jak stąd do Łodzi.
Uśmiechałam się cały czas, tzn. między przerwami kaszlu.
Dopadła mnie angina. Nienawidzę jej. Może i nie jestem chorowita, ale jak już coś mnie dopadnie to na dobre.
Najgorsze jest to, że żeby nie zarazić Jacob i Mel mama wzięła ich do siebie. A co za tym idzie? Gaby prawie cały czas tam przesiaduje a ja nie mam co robić. Mam już po dziurki w nosie tej ciszy! Pierdzielić to!
Wstałam z kanapy i poszłam do korytarza. Założyłam botki, płaszcz, zawiązałam lekko chustkę pod szyję i zabrałam telefon. Miałam w nosie to co powie Justin, mama, Gaba albo Chris, Najważniejsze jest to, że w końcu wyjdę z tego zakichanego, zapełnionego tylko i wyłącznie ciszą domu. Poszłam do najbliższego parku. Szłam sobie spokojnie i wdychałam jesienne powietrze. Zamknęłam na chwile oczy i zatrzymałam się przy fontannie.
Ręce miała opuszczone wzdłuż ciała, w lewej dłoni trzymała telefon. Patrzyła jak woda wznosi się do góry pod ciśnieniem i bezwładnie opada w dół.
W pewnym momencie poczuła szarpnięcie. Leżała na ziemi. W jednej sekundzie nie miała ani telefonu ani chustki.
- Jezu! Nic ci nie jest?! Na pewno cię coś boli! – przykucnęła obok niej młoda blondynka.
- Jest w porządku, dziękuję. – odpowiedziała i blondyna pomogła jej wstać. Jednak coś czuła… że zaraz będzie atak kaszlu.
-Nic pani nie jest? - podszedł do nich jakiś chłopak. Był starszy, ale nie o wiele. No i co się oszukiwać, przystojny. Spojrzała mu w oczy. Były niebieskie, błękit pomieszany z granatem. Uśmiechnął się delikatnie. – to pani telefon, ale niestety, apaszki nie odzyskałem.
- Co tam apaszka! Miejmy nadzieję, że tej pani nic nie jest! – powiedziała dziewczyna.
-Dzięki. – Victoria odpowiedziała i zakaszlała. Jego wzrok powędrował na jej gołą szyję.
-Jeśli Ci nic nie jest to ja pójdę. - powiedziała do niej z uśmiechem dziewczyna.
-Poczekaj. - odpowiedziała. - zapisz mi swój numer. - podała jej urządzenie a tamta z chęcią wzięła i coś w nim wstukała.
-Masz zapisane pod nazwą „Dominika”. Cześć! - zaświergotała i już jej nie było.
-Sorki, że nie „uratowałem” tej apaszki. - powiedział z uśmiechem na ustach.
-Spokojnie. Prezent od mamy, ale nie przejmuj się. - puściłam mu oczko. - Co ty robisz? - spojrzała na niego ze zdziwieniem.
-Oddaje Ci szalik. - odpowiedział spokojnie.
-O nie! Nie ma mowy. To jest Twój szalik, ja Cię nie znam. Dzięki, ale nie. Nie chcę żebyś się zaziębił. Powiedziałam, nie. - odsunęła jego rękę z szalikiem.
-Widzę, że nie dasz się namówić. - zaśmiał się zrezygnowany.
-No nie. - wystawiła mu język. - Mogę wiedzieć jak masz na imię?
-Przemek. - uśmiechnął się.
-Jesteś z Polski? - przyłożyła dłoń do ust, by ponownie zakasłać.
-Tak, czemu pytasz? - zmrużył śmiesznie oczy.
-Imię. A poza tym, akcent. - powiedziała w jego ojczystym języku.
-W końcu polka. - uśmiechnął się a ona nie zaprzeczyła. Strasznie kochała tamten kraj.
-Chyba muszę już iść. - zerknęła na wyświetlacz telefonu.
-Fakt, robi się późno. - skinęła głową potwierdzając jego słowa. - mam nadzieję, że jeszcze Cię zobaczę. - uśmiechnął się. - to pa! - powiedział i odszedł.
Odpowiedziała mu choć i tak była pewna, że jej nie usłyszy. Powoli, wolnymi kroczkami szła przez park w kierunku jej domu. Cały czas była niepewna tego, co powie Justin jeśli zobaczy, że nie ma jej w domu. Trochę w to wątpiła, że wrócił tak wcześnie do domu. Justin może nie, gorzej będzie z Chrisem.
Otworzyła drzwi i była już w cieplutkim domu. Jesienna pogoda i wiaterek dały jednak po sobie znać. Zdjęła buty a później szalik.
-Gdzieś ty była?! - odwróciła się. W progu wejścia od korytarza do kuchni stał jej braciszek.
-Przejść się. - zakasłała.
-Chcesz się gorzej przeziębić? - spytał łagodniej. Czuła, że coś jest nie tak. Czegoś chce, tego była pewna.
-Chodź do salonu, powiesz mi wszystko. - pociągnęła go za rękę do wspomnianego pomieszczenia. Usiedli na kanapie naprzeciwko siebie. Trochę się bała co ma do powiedzenia. Ale wiedziała, że to nic złego. Czuła to.
-No mów. - ponagliła go uśmiechając się zachęcająco.
-Dostałem świetną pracę. - odwzajemnił jej gest.
-To super! - krzyknęła, ale od razu tego pożałowała. Atak kaszlu, rozpoczęty!
-Vici... Już dobrze? - przysunął się do niej.
-Yhy. Lepiej powiedz co to za praca?
-Mam być nauczycielem tańca małych dzieci. Świetnie płacą tylko jest jeden problem...- zerknął na nią a ona wyćwiczonym ruchem uniosła prawą brew do góry. - musiałbym wyjechać do Nowego Jorku i...
-Gaby i Melanie jadą z Tobą. Nie ma mowy, żeby tu bez Ciebie zostały. - uśmiechnęła się.
-O to chodzi. I gdyby pojechały dostałbym mieszkanie. Dwa pokoje, łazienka i kuchnia.
-Gaba na pewno się zgodzi. - uśmiechnęła się. Była dumna z Christiana, że dostał pracę w NYC. Z drugiej strony zrobiło jej się smutno, że codziennie nie będzie widywała swojej przyjaciółki i bratanicy. Ale mimo wszystko jest szczęśliwa, wie, że Gabriella chciała odwiedzić różne zakątki świata.

Leżałam sobie właśnie u siebie. Moja choroba jak i zwolnienie przedłużyły się jeszcze o dwa tygodnie. Jest lepiej, kaszel mnie tak nie męczy, ale pan John kazał mi oszczędzać głos. Braciszek, szwagierka i bratanica wczoraj wyjechali do Nowego Jorku. Pusto w tym domu jak nie wiem. Dobrze, że Jacob już jest, inaczej bym oszalała.
-Cześć księżniczko. - od czasu choroby Justin zaczął tak na mnie mówić. Wszedł z Jake'iem. Trzymał go za rączki. Nie mogłam uwierzyć, że ten mały brzdąc chce już chodzić.
-Hej – uśmiechnęłam się i zeszłam z łóżka żeby kucnąć. - chodź do mamy. - wyciągnęłam w ich stronę ręce. Mały śmiejąc się stawiał małe kroczki z pomocą taty. - Jak pięknie! - wzięłam go na ręce, pocałowałam w czoło i wstałam.
-Co pani Bieber robiła? - spytał Juss i cmoknął mnie w usta.
-Żyjemy w XXI wieku, zachowam swoje nazwisko z myślnikiem. - wytknęłam mu język.
-No nie żartuj. - podniósł się na łokciach. W międzyczasie zdążył walnąć się na wyrko.
-Kochanie, to tylko taki, joke. - ponownie pokazałam mu język i usiadłam po turecku Jacoba usadzając przed sobą.
-A co byś powiedziała na tajemniczy ślub? - spytał zadziornie i tajemniczo. Leżał z rękami pod głową. Zerknął na mnie.
-W sumie... czemu nie. - odpowiedziałam wzruszając ramionami w ogóle się nad tym nie zastanawiając.
-Serio? - wytrzeszczył na mnie oczy.
-Może być ciekawie. Tylko my, świadkowie i sędzia. Bez wiedzy świata. - puściłam mu oczko uśmiechając się zadziornie.
-To zrobimy tak. Pogadam ze Scootem, żeby załatwił na jutro sędzie do studia. Pojedziemy tam normalnie jakby nigdy nic. Poproszę go, żeby był moim świadkiem. A Twoją druhną może być... - nawijał jak najęty. Wsłuchiwałam się i bawiłam się z Jacobem pluszowymi miśkami.
-Dominika. - przerwałam mu.
-Dobra. Zaraz... jaka Dominika? - zmrużył oczy. Siedział już.
-Pomogła mi jak jakiś facet ukradł mi telefon i apaszkę. Komórkę odzyskałam. Nie pytaj. Chciałam się jej jakoś odwdzięczyć. - uśmiechnęłam się.
-Najpierw chcę ją poznać. - powiedział.
-Dobra. - wyjęłam telefon i szybko odnalazłam jej numer.
<Cześć, tu Victoria... Pamiętasz jak ostatnio mi pomogłaś?>
<O hej. Pewnie, że tak! Nic Ci nie jest?>
<Jestem cała. Masz jutro czas?>
<Niestety nie :/ Mam obronę pracy magisterskiej...>
<Szkoda. No trudno :) Innym razem, PA!>
<Miejmy nadzieję. Pa>
-No niestety muszę wykombinować nową druhnę. - odłożyłam telefon obok mnie. Przysunęłam miśka, którego rzucił Jake.
-A może Carmen? Jutro nie mają prób. Napisz do niej. - uśmiechnął się ja skinęłam głową.
-A może by tak nie wciągać w to Scoota i Anahi? Będą mówić, że zepsujemy sobie karierę, że jesteśmy za młodzi... - chyba wyczuł w moim głosie nutkę niepewności.
-Księżniczko... - uklęknął przede mną opierając się dłońmi o kolana. Uśmiechnęłam się. - Skarbie, nie nalegam. Chciałem Ci udowodnić, że jesteś moją jedyną miłością. Jeśli nie chcesz brać ślubu... - poczułam jego palce na brodzie. Podniósł moją głowę, tak że musiałam na niego patrzeć.- ... nie naciskam.
-Ale ja chcę. - cmoknęłam go w usta. - Ale myślę, że lepiej by było gdyby nasi menadżerowie nie wiedzieli.
-To co? Alfredo i Carmen? - spytał a ja przytaknęłam.
Pocałował mnie. Mały się zaśmiał i my też. Gadaliśmy, śmialiśmy się, bawiliśmy z Jacobem, leżeliśmy w ciszy, gdy Jacob przysypiał na krótko, przytulaliśmy.
Justin próbował nauczyć małego mówić „tata”. Mówiła mu, że pierwsze słowo naszego synka to będzie „mama”, a on wraz swoje. Jeśli Jacob upór odziedziczy po tatusiu, to jego dziewczyna nie będzie miała łatwo.
Leżeliśmy we trójkę na łóżku i oglądaliśmy bajki. Było świetnie. Dwaj najważniejsi mężczyźni, obok mnie? Bosko! Przez cały czas się uśmiechałam a Justin co chwilę grzebał w telefonie.
Pisałam też z Carmen. Poprosiłam ją, żeby dzisiaj do mnie przyszła jeśli może. Zgodziła się i ma być za godzinkę. Muszę zobaczyć jej minę jak jej powiem i się spytam.
Juju poinformował mnie, że musimy być jutro u Fredo o 17. Czyli będę miała czas, tzn. będziemy miały czas żeby pójść i kupić jakieś sukienki.

Jej mina? Bezcenna. Hahah kocham ją! Jest niemożliwa. Aż miała łzy w oczach normalnie.
-Carmen, jak ją udusisz to z kim ja mam niby jutro ślub wziąć? - spytał ją zaczepnie Justin uśmiechając się.
-Oj dooobra. - przeciągnęła, odsunęła się i pociągnęła nosem.
-O czemu płaczesz? - spytałam uśmiechając się.
-Bo jestem szczęśliwa? Moja przyjaciółka wychodzi za mąż. Jest w moim wieku! Boże! - zaśmialiśmy się z Bieberem z niej.
-Caaar, przesadzasz. Nie cieszysz się z tego zaszczytu jaki Cię spotkał? - wypięłam dumnie pierś na co ona parsknęła śmiechem.
-Cieszę, cieszę!
-Wiemy tylko we czwórkę. Db w piątkę, ty, ja, Justin, Fredo i sędzina. - puściłam jej oczko.
-A masz sukienkę? - spytała popijając herbatę z kubka.
-Jak ja się dzisiaj dowiedziałam, że biorę ślub jutro.
-Ja też! - krzyknął Justin z kuchni i wszyscy się zaśmialiśmy.
-Dobra, to o której ta mega uroczystość? - zapytała wesołym głosem.
-O 17 u Freda w domu.
-Czyli jak wstaniemy o 7 to o 8 będziemy w centrum, połazimy ze cztery godziny w poszukiwaniu sukienki, butów itd. Później dodatki. Około 12 pojedziemy do Floresa. Udostępni nam swój pokój i łazienkę... Fryzura, makijaż, paznokcie... - mówiła do siebie a ja się śmiałam.
-Carmen! Ogarnij! - powiedziałam przez śmiech. - To tylko półgodzinna ceremonia w domu kumpla tyyyylko. - podkreśliłam i przeciągnęłam.
-Ale chyba musisz jakoś wyglądać? W końcu to Twój ślub. - powiedziała z wyrzutem.\
-A owszem, ale aż tak stroić to ja się będę na kościelny a nie cywilny. - wytknęłam jej język.
-A planujecie? - zapytała szybko zmieniając głos z ponurego na baaaardzo radosny.
-Później, nie w najbliższym czasie. - Justin przysiadł się obok mnie na kanapie. Objął mnie ramieniem a ja się w niego wtuliłam. Pocałował mnie w głowę.
-Gdyby Carl był taki romantyczny i zaplanował taki ślub... - westchnęła marzycielsko a ja z Jussem uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Kocham Cię. - szepnął mi wprost do ucha. Po moim ciele przeszły dreszcze. Przyjemne dreszcze...
To prawda, że prawdziwa miłość zaczyna się tam, gdzie niczego już w zamian nie oczekuje. Należy się cieszyć małymi rzeczami, bo pewnego dnia, niespodziewanie, może się okazać, że nie są to małe rzeczy... lecz najważniejsze w Twoim życiu. Spotkanie z osobą, którą kochasz to najprzyjemniejsza chwila każdego dnia, bez której nie umiesz tak po prostu zaznać radości, uśmiechu i szczęścia z życia... Jest dla Ciebie jak tlen, którego tak bardzo potrzebujesz codziennie. Stała się słońcem Twych dni, które widzieć tak bardzo pragniesz.
Życie nabiera wartości dzięki MIŁOŚĆI. 
______________________________________________________________
Cześć skarby! :3 
Dawno mnie nie było... przepraszam :( 
ale internet coś mi się psuje i nie mogłam się wgl na bloggera zalogować ;;;___;;;
masakra jakaś :/ ale jestem i wraz ze mną jest nowy rozdział! ^^
Mam nadzieję, że fajnie się czytało, i że rozdział wam się podoba ;) 
A co wy z takiego obrotu spraw? :D To nie było zaplanowane, to wyszło w... toku :p
Zwracam się do Anany i Zuzy :3 Może być tak, że na komórkach będzie tylko wersja komputerowa? sprawdzałam u siostry i myślę, że może być ale to wasze zdanie się liczy :* Także, czekam na opinie :) 
Love u all!! <333
Ps. Zmieniam imię menadżerki Tori z "Mia" na "Anahi" :P <3 

6 komentarzy:

  1. super rozdział i martwiłam się o Ciebie ,ciesze się że nic sie nie stało

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje skarbie <3
    Dziękuje <3<3
    O wiele wiele lepiej się czyta :**
    Potajemny ślub ^^
    Wohhow
    Grubo grubo <3<3<3

    Kocham Cię i wiedz, że jakbyś było w tym momencie obok mnie to bym Cię zadusiła Jak Carmen Tori..
    Tylko nie byłoby Jussa więc raczej byś z tego nie wyszła żywa xD

    K.C.
    Anana

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny rozdzial .. wybacz że taki krótki komentarz.. ale mam wiele spraw na glowie .. i wgle .. aż mi się odechciewa . ale tu nie o mnie ..
    Cieszę się z tego rozwoju spraw .. mialam podobne plany .. ale będę musiala je zmienić .. aby nie bylo że za kimś '' papuguję , kopiuję '' .. Boski rozdzial .. czekam na nowy .. !!
    u mnie nowe powinny pojawić się jutro ..

    ~ Weronika Bieber ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kobieto, weź się nie przejmuj :p pisz :D weź prooooooszę *o* plis, plis, plis :D ja Cię o to proszę, więc napisz ^^ <3
      nie ma sprawy, nie przejmuj się :***

      Usuń
  4. Dziękuję za zmianę czyta się o wiele lepiej Rozdział jest zajebisty jak zawsze mam nadzieję że nic nie przeszkodzi w tym ślubie kc czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdzial zajebisty! MEGA SLODKOSC!!
    mi jednak styl pisania podobal sie jak pisalas wczesniej. w sensie w czasie przeszlym i bez przerw ale to moje zdanie a co do wersji na telefon jest ok :)
    rozdzial boski! naprawde swietny. oni sa taaaaaacy slodcy. *o*
    A Carmen reakcja musiala byc naprawde zabawna xd hahahah chcialabym to zobaczyc :D
    Rozdzial boski! <3
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń