sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 2 My też już tęsknimy. Będziemy przylatywać, dzwonić jak najczęściej


    *Oczami Justin'a*
    2 tygodnie wcześniej
-Siema, młody jest sprawa – powiedział Scooter wchodząc do salonu, w którym siedziała już moja mama.
-No hej. To mów – odpowiedziałem
-Będziesz chodził do publicznego liceum – odpowiedział spokojnie
-Że jak?! - podniosłem się z miejsca
-Synku, to dla Twojego dobra. Zmieniłeś się. To znaczy dla mnie, rodzeństwa i taty jesteś taki sam ale w stosunku do swoich znajomych, i nie tylko jesteś wrednym, rozkapryszonym dzieciakiem – mama dała wykład
-Że ja się zmieniłem? Na gorsze? - trochę się uspokoiłem
-Tak. Dlatego jak, może, nawiążesz kontakt z innymi nastolatkami to się zmienisz. I koniec dyskusji –dodał gdy chciałem coś powiedzieć.
-Agrr... no niech wam będzie– opadłem na fotel i myślałem jak to będzie...

*Oczami Amy*

Razem byłyśmy chyba w każdym możliwym sklepie z ciuchami w centrum. Podczas przymierzania robiłyśmy sobie taki mini pokaz. Śmiałyśmy się i pozowałyśmy do zdjęć. Obie to lubimy.
Kupiłyśmy ubrania do Stratford, takie luźniejsze nie lubimy ubierać się jak plastiki, czyli : spódnica lekko zakrywająca tyłek, bluzka z odsłoniętym pępkiem i w dodatku to wszystko różowe... blee....
-Gaby, a co ze szkołą? - spytałam przyjaciółki gdy wsiadałyśmy do taksówki
-Spokojnie Camber wszystko załatwiła. Będziemy chodzić do publicznej placówki tak jak tu.
-Uff... to dobrze – odetchnęłam z ulgą na co ona się zaśmiała.
-Wracamy ? - zapytała po kilku minutach
-Jasne. Już mnie trochę nogi bolą – zaśmiałam się
-Dobra – też się zaśmiała 
Po około 5 minutach byliśmy w naszym miejscu zamieszkania. Już jutro to się zmieni. Uśmiechnęłam się, zapłaciłam taksówkarzowi i ruszyłyśmy do naszego pokoju.
Jeszcze raz sprawdziłam czy wszystko mam spakowane. Została mi tylko kosmetyczka, ale to jutro. Wzięłam moją pidżamę i weszłam do łazienki. Zmyłam makijaż, umyłam się, wysuszyłam i spięłam w koński ogon włosy. Wychodząc z łazienki ktoś zapukał.
-Proszę – Gaby robiła sobie warkocza
-Dobry wieczór dziewczynki.- to była nasza ulubiona opiekunka. Było ich jeszcze 3 ale ona była najlepsza - Chciałam wam przypomnieć o której jutro samolot
-O 6 rano – uśmiechnęłam się – pamiętamy
-To dobrze. - powiedziała siadając na moim łóżku a my obok niej – chodźcie tu do mnie – posłusznie przytuliłyśmy się do niej
-Ejj... tylko nie płacz proszę – powiedziałam odrywając się od niej. - proszę
-Dobrze. Ale jeszcze nie wyjechałyście a ja już tęsknie – uśmiechnęła się smutno i otarła łzy rękawem od bluzki.
-My też już tęsknimy. Będziemy przylatywać, dzwonić jak najczęściej – tym razem Gabriella odpowiedziała.
Jeszcze raz się przytuliłyśmy i porozmawiałyśmy jak to będzie. Koło godziny 10 poszłyśmy spać.
-Dziewczynki wstawać. Jest już 5 – ktoś nas obudził lekko szturchając. Otworzyłam powoli oczy ujrzałam Marie. Była miła ale jak się coś przeskrobało to się wkurzała, trochę.
-Dzień dobry – powiedziałam przeciągając się
-Dzień dobry – uśmiechnęła się – zdążycie w 45 minut?
-Tak. Dzięki – pocałowałam ją w policzek na co się zaśmiała i wyszła. Gaby jeszcze spała.
-Wstawaaj! - krzyknęłam jej do ucha a ta się poderwała
-Głupia jesteś czy co ?! - wydarła się – ałłł... moje ucho
-Oj tam oj tam. Wstawaj szybciutko bo nie zdążysz się wyszykować ale...
-Ja idę pierwsza ! - krzyknęłyśmy w tym samym momencie i biegiem ruszyłyśmy do łazienki. Ja byłam pierwsza, Yeah. Wykąpałam się, i owijając się ręcznikiem zauważyłam, że nie wzięłam ciuchów.
-Gabyyy...
-Co ?
-Podasz mi ciuchy z komody, prooszęęę – podała mi je a ja cmoknęłam ją w polika – Dzięki
Założyłam na siebie wcześniej wybrane ciuchy i umalowałam się lekko. Wszystko zajęło mi 10 minut.
-Wolne – powiedziałam a przyjaciółka wleciała do łazienki. Ja zapakowałam kosmetyczkę do walizki a do torby podręcznej telefon, portfel, błyszczyk i słuchawki. Usiadłam na łóżku i przypomniały mi się chwile spędzone tutaj. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Jesteś? - do świata żywych wyrwała mnie koleżanka machając ręką przed twarzą
-Jestem, jestem. To co zbieramy się ?
-No jasne chodź. Już na nas czekają – uśmiechnęła się tak samo jak ja. Wzięłyśmy nasze walizki. Torby podręczne zarzuciłyśmy na ramię i wyszłyśmy z pokoju.W holu czekało już cały sierociniec. Pożegnaliśmy się i postanowiłyśmy jechać taksówka same żeby na lotnisku się nie rozpłakać.


Heh wzięło mnie dzisiaj :D 
W miarę ;) 
hihi :)
Miłego czytania :**

2 komentarze: